PGNiG Termika nie zamierza zmieniać przebiegu trasy gazociągu przy Kanale Żerańskim. - Konieczna będzie też wycinka drzew - przyznaje. Pod topór ma ich pójść około tysiąc. Przedstawiciele firmy spotkali się we wtorek z mieszkańcami, żeby przekonać ich do inwestycji. Bo sami o ustępstwach nie chcą słyszeć. Dlatego zamiast dyskusji były przekrzykiwania. - Nie chcemy mieć syfu pod oknami. To hańba - komentowali zebrani.
Gazociąg biegnący zbyt blisko osiedli przy ul. Kowalczyka i Krzyżówki oraz przedszkola przy Morelowej i planowanego żłobka, spadek wartości mieszkań, tysiące drzew do wycinki – to najpoważniejsze obawy, jakie u mieszkańców Białołęki wzbudza nowa inwestycja Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Chodzi o budowę około 10-kilometrowego gazociągu wysokiego ciśnienia, który będzie prowadził wzdłuż Kanału Żerańskiego i połączy Rembelszczyznę z Elektrociepłownią Żerań. Ma on powstać wraz z nowym blokiem energetycznym do 2019 roku.
We wtorek w urzędzie dzielnicy zorganizowano spotkanie z udziałem mieszkańców, władz Białołęki i przedstawicieli inwestora, PGNiG Termiki. Jak zapowiadali urzędnicy, miało ono rozwiać wszystkie wątpliwości i obawy mieszkańców. Tak było jednak tylko w teorii. Na sali kipiało od emocji, nie brakowało pyskówek i przekrzykiwań, a około setka zebranych głośno dawała znać, że nie satysfakcjonują jej odpowiedzi, które słyszy.
Spór o trasę
Największe kontrowersje wzbudza trasa gazociągu. Według projektu wykonawcy w przeważającej części rura będzie ułożona po zachodniej części Kanału Żerańskiego, około cztery metry od brzegu. PGNiG nie przewiduje już zmian w projekcie.
– Pierwotnie planowaliśmy, że na całym odcinku gazociąg zostanie poprowadzony po zachodniej stronie kanałku. Po rozmowach z dzielnicą postanowiliśmy jednak na newralgicznych odcinkach go przebudować i poprowadzić po wschodniej stronie, aby przebiegał z dala od budynków mieszkalnych – tłumaczył Kamil Kobyliński z PGNiG Termika.
Jak zaznaczył, zgodnie z prawem taki typ gazociągu nie może biec bliżej niż cztery metry od budynków. - W przypadku osiedli nad kanałkiem odstęp, jaki proponujemy, będzie wynosił 30 metrów. Ponadto gazociąg na całym odcinku ułożony zostanie ok. 1,5 metra pod ziemią, nie będzie widoczny – podkreślił. Dodał też, że gazociąg zostanie wybudowany zgodnie z najwyższymi standardami, a przepływ gazu będzie cały czas monitorowany. - Sam obiekt nie będzie stanowił zagrożenia dla ludzi - argumentował.
"To nie Nord Stream"
Nie przekonało to jednak mieszkańców bloków znajdujących się najbliżej planowanej inwestycji. – Będziemy mieć syf pod oknami. Dlaczego gazociągu nie można poprowadzić po terenach przemysłowych, na wschód od Kanału? – grzmiała jedna z mieszkanek osiedla Atal Marina.
– Chodzi o względy bezpieczeństwa. Jest tam intensywna infrastruktura kolejowa, stanowiąca obiekty budowlane. Jest tam port żwirowy, który jest również obiektem budowlanym, na nim także są prowadzone prace. Zgodnie z prawem gazociągów nie można lokalizować w bezpośrednim sąsiedztwie tego typu obiektów, jeśli odległość wynosi mnie niż cztery metry – tłumaczył przedstawiciel PGNiG Termika. - Nie weźmiemy na siebie odpowiedzialności, żeby gazociąg prowadzić w tak naszatkowanym infrastrukturą i czynnymi obiektami budowlanymi terenie – dodał.
Czy gazociąg nie mógłby zostać w takim razie poprowadzony po dnie Kanału? – dopytywali mieszkańcy. PGNiG odpowiedział, że technicznie nie jest to możliwe. – To nie Nord Stream, a kanałek nie ma 100 metrów głębokości. Na taki przebieg nie zgodził się również jego zarządca, Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej – przyznał Kobyliński.
"Wycinka drzew konieczna". Zasadzą nowe?
PGNiG nie ukrywa, że w związku z budową konieczna będzie także wycinka drzew nad Kanałem. Przypomnijmy, ze według wyliczeń dzielnicy pod topór może pójść ponad 1000 drzew. – Jeśli chodzi o zakres, to mogę tylko zapewnić, że będzie jak najmniejszy. Wiemy, że nad Kanałem Żerańskim mamy różnorodną roślinność – poinformował przedstawiciel PGNiG. Jak dodał, w pierwszej kolejności wycięte zostaną drzewa mniej cenne, np. topole. – Wiemy, że są tam też dęby szypułkowe i te będziemy się starali ocalić - zaznaczył. Na razie jednak oficjalny wniosek o pozwolenie na wycinkę drzew nie został jeszcze złożony do urzędu.
Po co więc w ogóle przedstawiciele spółki spotykali się z mieszkańcami, skoro i tak nie zamierzają uwzględniać żadnych ich uwag? Jak tłumaczą, przede wszystkim po to, żeby "rozwiać ich wątpliwości".
PGNiG Termika zapewnia na przykład, po zakończeniu inwestycji cały teren zostanie zrekultywowany. – To nie będzie tak, że pozostawimy tam pustynię. Będziemy sadzić nowe rośliny i odnowimy elementy małej architektury. Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby nad gazociągiem nadal były tereny rekreacyjna, a nawet biegła tam ścieżka pieszo-rowerowa – przekonywał Kobyliński. Na razie są to jednak jedynie obietnice, bo formalnie spółka do takich działań jeszcze się nie zobowiązała.
Dlaczego nie było konsultacji?
Dlatego słowa Kobylińskiego mieszkańcy skwitowali śmiechem. Suchej nitki nie zostawili także na władzach dzielnicy. – To hańba. Dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero po fakcie, kiedy przebieg gazociągu jest już ustalony? Dlaczego nie było konsultacji? – pytał jeden z mieszkańców. W odpowiedzi usłyszał od burmistrza Piotra Jaworskiego, że konsultacje przy takiej inwestycji nie są prawnie wymagane, a od 2012 roku dla terenu po zachodniej stronie kanałku obowiązuje miejscowy plan zagospodarowania, który uwzględnia przebieg gazociągu. Dzielnica nie czuje się też odpowiedzialna za złą komunikację z mieszkańcami. Odpowiedzialność przerzuca na ratusz.
– Procedurą uchwalenia planu zajmowało się miasto. To ono informowało o wyłożeniu planu i możliwości zgłaszania uwag. Z tego, co pamiętam, wpłynęła wtedy tylko jedna uwaga od Zielonego Mazowsza – podsumował burmistrz.
Mieszkańcy podkreślają, że czują się oszukani. Szczególnie że kilka dni temu na wniosek urzędu udało się zmienić przebieg innego gazociągu, na Kępie Tarchomińskiej.
Justyna Koszewska
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl