"To jest polowanie na wolne miejsce". Ratownik o codzienności warszawskiego pogotowia

Poniedziałkowa kolejka przed izbą przyjęć na Spartańskiej
"To jest polowanie na wolne miejsce"
Źródło: TVN24
Dla mnie to jest żart, jeśli ktoś podaje mi informację "słuchaj, Michał masz 350 wolnych miejsc w Warszawie". Przyjeżdżam do szpitala, pytam, czy jest wolne miejsce i słyszę: "niestety nie mam, nie przyjmiemy, nie mamy tlenu, nie mamy respiratora, nie mamy łóżka" - opowiadał o swojej pracy Michał Fedorowicz, ratownik medyczny z Warszawy.

W środę opisaliśmy na tvnwarszawa.pl rozbieżności między oficjalną liczbą wolnych łóżek covidowych w szpitalach, podawaną przez służby wojewody, a rzeczywistością, z którą mierzą się codziennie ratownicy pogotowia. Jeden z nich był w czwartek gościem TVN24. - To jest polowanie na wolne miejsce - nie ukrywał Michał Fedorowicz.

Jak pogotowie radzi sobie z problemami? - Czasami słyszymy: "jedźcie tam, od kilku godzin tam nikogo nie wysyłaliśmy, może zwolni się jakieś miejsce". No i jedzie karetka, żeby sprawdzić. Sam osobiście miałem taką sytuację w zeszłym tygodniu. Dostałem informację: "słuchaj, Michał, w Nowym Mieście nad Pilicą są wolne miejsca". Przypomnę: jeżdżę w Warszawie. Godzina trzecia nad ranem, wolne miejsce w Nowym Mieście nad Pilicą, ale jedź do szpitala, sprawdź, czy nie mają wolnego miejsca, ponieważ od kilku godzin nikogo im nie przywieźliśmy - relacjonował ratownik.

Praca w pogotowiu to teraz nie tylko ratowanie życia ludzkiego, coraz więcej czasu zajmuje jeżdżenie i czekanie. - Zespoły ratownictwa medycznego muszą przekazać pacjenta bądź dostać tak zwaną odmowę przyjęcia pacjenta. Żeby to nastąpiło, musi ze szpitalnego oddziału ratunkowego wyjść lekarz bądź musimy się z nim spotkać, który nam powie: "sorry, nie mamy miejsc", a my poprosimy wpis do naszej karty i jedziemy dalej. Kontaktujemy się z naszym dyspozytorem, gdzie mamy jechać i zapada decyzja: jedziemy dalej, szukamy miejsca albo zostajemy i czekamy, aż coś się zwolni. I stąd biorą się kolejki, bo zespoły na przykład czekają po cztery-pięć godzin - wyjaśniał ratownik.

"Mamy tlen na kilka godzin"

Odniósł się też do wtorkowych danych przekazanych przez wojewodę mazowieckiego, z których wynikało, że tego dnia w Warszawie miało być 359 wolnych łóżek dla pacjentów covidowych, a na całym Mazowszu - 790, w tym 37 respiratorowych.

- Dla mnie to jest jakiś żart, jeśli ktoś podaje mi informację "słuchaj, Michał masz 350 wolnych miejsc w Warszawie", a ja przyjeżdżam do szpitala, pytam, czy jest wolne miejsce, słyszę: "nie, niestety, nie mam, nie przyjmiemy, nie mamy tlenu, nie mamy respiratora, nie mamy łóżka" - opowiadał ratownik.

Mówił też, że pacjent nie powinien przebywać w karetce zbyt długo, bo wiąże się z to z zagrożeniami. - Szpitalne oddziały ratunkowe traktują karetki jako takie małe oddziały, gdzie pacjent jest zabezpieczony. Tak, jest zabezpieczony, mamy tlen, dwie duże butle z tlenem. Są to ograniczone ilości i jeżeli cały dzień podawaliśmy tlen różnym pacjentom, to ten tlen z naszych butli może się skończyć. Realnie mamy tlen na kilka godzin - wskazał. - Jeśli ktoś spędza z nami sześć-osiem godzin w karetce, nie będzie czuł się zazwyczaj najlepiej. Jest niewygodne łóżko, jest bardzo mało miejsca, klaustrofobiczne pomieszczenie. To też nie wpływa pozytywnie na naszych pacjentów - ocenił.

"Po szczepieniu myślą, że są nieśmiertelni"

Pytany o to, czy widzi efekty szczepienia w najstarszej grupie wiekowej, odpowiedział: - Niestety tego nie widzę. Szczepienia dobrze, że są, natomiast spowodowały jedną rzecz: dużo osób po pierwszej, drugiej dawce czuje się można powiedzieć nieśmiertelna. Twierdzi: "ja już nie zachoruję, jestem zaszczepiony". W związku z czym nie muszę się zabezpieczać, nie muszę o siebie dbać, mogę się spotykać z ludźmi". A to jest niestety nieprawda.

Michał Fedorowicz przyznał, że chorują coraz młodsze osoby. - To jest pole bitwy w tym momencie. Walczymy z wirusem, który zaczyna dotykać ludzi młodych. Dotychczas dotykał ludzi starszych. Natomiast teraz zabieram już pacjentów lat 30, którzy mają niewydolność oddechową, którzy się pogarszają - mówił ratownik.

Tłumaczył, że więcej interwencji covidowych oznacza problemy także dla innych pacjentów. - Osoby z innymi dolegliwościami muszą czekać. Nie jest zawsze powiedziane, że będą czekać bardzo długo, bo mamy dużo zespołów w Warszawie, które się rotują, jeżdżą nie po swoich rejonach - opisywał.

Czytaj także: