Zaczęło się od prywatnej pomocy dla medyków. Ta szybko przerodziła się w oddolną inicjatywę STOPcorona. I tak stolarz z podwarszawskiego Józefowa z dnia na dzień stał się koordynatorem akcji zaopatrzenia lekarzy, pielęgniarek i ratowników w środki ochrony. - Kilka razy dostaliśmy telefon ze szpitali spoza Warszawy, gdzie sprzęt wysyłaliśmy kurierem. Ludzie dziękowali ze łzami w oczach, bo nie mieli niczego. Czasami czujemy się dość głupio i niezręcznie, bo takie sytuacje nie powinny mieć miejsca - mówi tvnwarszawa.pl Paweł Sędek.
Nasz rozmówca jest przedsiębiorcą. Ma firmę działającą w branży stolarskiej. Przyznaje, że jego pomaganie wyniknęło w pewnym sensie z przypadku i było reakcją na to, jak rozprzestrzenianie się koronawirusa zaczęło zmieniać naszą rzeczywistość.
- Na początku postanowiłem, że zamówię środki ochronne do mojej firmy - maseczki, rękawiczki - bo pomyślałem, że na pewno się przydadzą. Ale gdy okazało się, że w Polsce zaczyna być problem z tymi artykułami i są one bardzo potrzebne w szpitalach, uznałem, że je przekażę, bo lepiej, żeby medycy byli zdrowi i nas leczyli, niż żeby te maski miały leżeć u mnie i się kurzyć - opowiada.
W ten sposób przekazał pierwszą partię pomocy. Szybko okazało się, że potrzeby medyków rosną z dnia na dzień. - Stwierdziłem, że trzeba przekazać jakąś kwotę pieniędzy i ich doposażyć. W obliczu pandemii czekało mnie rozważanie, czy zamknę moją firmę za miesiąc, dwa czy cztery. Pomyślałem, że kilkadziesiąt tysięcy złotych, które przekazałem na ten cel, można przeliczyć na kilka miesięcy więcej działalności mojej firmy lub doposażenie medyków, dzięki którym możemy dużo szybciej wyjść z pandemii i wrócić do normalnego życia - wyjaśnia Sędek.
Przekazać sprzęt? To nie taki proste
Za wspomniane pieniądze kupił kolejną partię środków ochrony. Udało mu się zdobyć między innymi maski pełnotwarzowe z filtrami FFP3, maseczki materiałowe z jonami srebra i przyłbice. Chciał przekazać je bezpośrednio do szpitali, ale okazało się, że nie jest to takie łatwe. - Napisałem maila do czterech głównych warszawskich szpitali z informacją, że mam taki sprzęt i chętnie go przekażę za darmo, byle powiedzieli, gdzie, kiedy i komu. Niestety informacji zwrotnej nie otrzymałem - relacjonuje.
Gdy zawiodły oficjalne kanały komunikacji, przyszła pora na oddolne działanie. Pan Paweł postanowił skorzystać z pomocy członków grupy "Widzialna ręka". Na Facebooku znajdziemy jej ogólnomiejską wersję i dzielnicowe odpowiedniki. Można tam pomoc zaoferować albo o nią prosić. To choćby wyprowadzenie psa czy zrobienie zakupów dla osób w kwarantannie, ale są też na przykład oferty od osób, które z powodu rządowych ograniczeń utknęły w domu i są gotowe spożytkować swoje umiejętności i doświadczenie zawodowe w celach charytatywnych.
- Napisałem na tej grupie z informacją, że przekazuję sprzęt medykom w zamian za zdjęcie uśmiechniętego użytkownika takiej maseczki. Przez kilka godzin po opublikowania tego postu, niemal do rana odpisywałem ludziom na maile, zbierając informacje, gdzie i komu możemy przekazać konkretne środki. Właśnie tak to wszystko naprawdę się zaczęło - wspomina.
"Nawiązała się między nami więź"
W ten sposób zrodziła się akcja STOPcorona. I choć wyczerpały się prywatne środki pana Pawła, postanowił nie rezygnować z pomagania. Zapadła decyzja o zorganizowaniu zbiórki. Znaleźli się znajomi, którzy za darmo stworzyli stronę internetową, w międzyczasie powstał też profil na Facebooku. Do przedsiębiorcy przyłączyła się Agata, koordynatorka "Widzialnej ręki" na Żoliborzu.
- Nawiązała się między nami więź. Razem organizujemy tę akcję. Szukamy sponsorów, zbieramy środki, namawiamy ambasadorów do promowania naszej akcji. Szukamy też darczyńców czy firm, które przekazują różnego rodzaju sprzęt, który w szpitalach jest potrzebny - wyjaśnia Sędek. - Agata powinna się oszczędzać, bo traci wzrok. Mimo to dla dobra akcji spędza mnóstwo czasu przed komputerem i telefonem. Mówi, że ma świadomość tego, że nie powinna, ale nie może patrzeć obojętnie na to co się, dzieje. Jej marzeniem jest zobaczyć własne dzieci, kiedy będą dorosłe - dodaje.
Jak wylicza, zaangażowana w akcję jest też Weronika, która wspiera działania w mediach społecznościowych. Pomaga też małżeństwo radców prawnych z Klubu Radcy Prawnego Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie. I są wolontariusze, którzy szyją maski i kombinezony. Znajomi, pomagający organizować profesjonalny sprzęt. Inicjatywa zyskuje też kolejnych ambasadorów. W jej promowanie włączyli się między innymi muzycy Krzysztof Cugowski, Artur Gadowski, Muniek Staszczyk, zespół Enej, pisarki Krystyna Kofta i Sylwia Chutnik, aktor Tadeusz Chudecki, lekkoatleta Piotr Małachowski czy prowadzący program "Usterka" Dominik Strzelec. Poparli ją także lekarze z Instytutu Matki i Dziecka, Instytutu Pomnika-Centrum Zdrowia Dziecka czy Centralnego Klinicznego Szpitala MSWiA.
"Dziękowali ze łzami w oczach, bo nie mieli niczego"
Początkowo plan zakładał przekazywanie sprzętu bezpośrednio do szpitalnych centrali. - Po dostarczeniu kilku takich dostaw okazało się, że sprzęt ląduje w magazynie. Odezwał się do mnie ratownik medyczny z jednego z warszawskich szpitali. Mówił, że nie mają masek, choć jeżdżą z osobami z podejrzeniem koronawirusa. Wtedy dostarczyłem sprzęt na magazyn centralny i tego sprzętu tak naprawdę nikt nie widział. Potrzeby szpitala są tak duże, że to, że potrzebowała go konkretna osoba, nie oznacza, że akurat do niej on trafi. Od tamtego momentu dostarczamy wszystko do rąk własnych osób, które informują, że tego sprzętu nie mają. Jest to robione zupełnie oddolnie - mówi przedsiębiorca.
Dotychczas ze wsparcia zorganizowanego w ramach akcji STOPcorona skorzystali medycy z ponad 20 placówek. Na Facebooku znajdziemy nie tylko ich listę, ale też zdjęcia pokazujące przekazanie im sprzętu. Jak reagują na taką pomoc? - Zawsze są to reakcje pozytywne. Wręcz spotykaliśmy się z takimi reakcjami, które wprawiają nas w głębokie zakłopotanie. Kilka razy dostaliśmy telefon ze szpitali spoza Warszawy, gdzie sprzęt wysyłaliśmy kurierem. Ludzie dziękowali ze łzami w oczach, bo nie mieli niczego. Czasami czujemy się dość głupio i niezręcznie, bo takie sytuacje nie powinny mieć miejsca - przyznaje Sędek.
Do akcji STOPcorona można przyłączyć się na kilka sposobów. Podstawowy to wsparcie zbiórki pieniędzy. Ale potrzebne są też materiały do szycia maseczek i osoby lub firmy, które pro bono są gotowe się tym zająć. - Im bardziej obniżymy koszty produkcji maseczek, tym więcej będziemy w stanie ich przekazać - zaznacza pan Paweł. Ale wolontariusze mogą też wesprzeć organizatorów, włączając się w poszukiwanie sponsorów i darczyńców.
Pandemia się kiedyś skończy, ale pomoc może trwać
Choć czasy są jeszcze niepewne, pan Paweł snuje już plany, w co przerodzi się STOPcorona, gdy nasze życie wróci do normalności. - Liczymy na to, że po zbudowaniu całej akcji i osób, które chcą współpracować, uda nam się później wykorzystać ten potencjał w innym kierunku - zaznacza.
I nie brakuje mu pomysłów. Na początek chciałby zająć się zbiórką pieniędzy na sprzęt dla Centrum Zdrowia Dziecka. W grę wchodzą też wydarzenia, które miałyby podnieść na duchu małych pacjentów. - Chcielibyśmy zorganizować przejażdżki supersamochodami dla dzieciaków z tego szpitala - zapowiada. - Współpracujemy też z osobami z branży wojskowej, od których zamawialiśmy przyłbice. Mamy od nich sygnał, że jeśli postanowilibyśmy robić eventy wojskowe, to byliby w stanie udostępnić nam czołg albo wóz opancerzony - dodaje. Wyjaśnia też, że taki piknik mógłby się odbyć, jeśli władze placówki zaakceptowałyby taki pomysł i znalazłby się firma, gotowa podjąć się transportu sprzętu wojskowego.
Akcję STOPcorona można wesprzeć >tutaj<.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: STOPcorona / Facebook