"Jestem przekonany, że winowajców jest dwóch". Ale przed sądem stoi tylko jeden

Tragiczny wypadek na Fieldorfa
Tragiczny wypadek na Fieldorfa
Źródło: Artur Węgrzynowicz/ tvnwarszawa.pl

Roku więzienia i dziesięciu lat zakazu prowadzenia pojazdów chce prokuratura dla 62-letniego Andrzeja J. Mężczyzna jest oskarżony o spowodowanie wypadku, w którym zginęła rowerzystka, a dwie inne osoby zostały poważnie ranne.

Wypadek sprzed ponad dwóch lat poruszył nie tylko mieszkańców Gocławia. Na skrzyżowaniu Fieldorfa i Meissnera zderzyły się dwa auta, ale ich kierowcy nie odnieśli poważnych obrażeń. Ucierpiały osoby postronne: rowerzystka, mężczyzna, który szedł z rodziną na przystanek autobusowy oraz roczny chłopiec, zapięty w foteliku na rowerze ojca.

Oba auta jechały Fieldorfa, ale w przeciwnych kierunkach. Kierowca toyoty skręcał w lewo w Meissnera, ford zmierzał w stronę Wału Miedzeszyńskiego. O spowodowanie wypadku prokuratura oskarżyła Andrzeja J. z toyoty, bo wymusił pierwszeństwo. Żadnych zarzutów nie usłyszał Michał W. z forda, mimo że, jak wynikało z opinii biegłego, znacznie przekroczył dozwoloną prędkość.

Nieprawidłowa taktyka

Proces w tej sprawie przed południowopraskim sądem toczył się przez dziewięć miesięcy. We wtorek sędzia Iwona Wierciszewska zakończyła zbieranie dowodów i oddała głos stronom.

Prokurator Ewa Prostak przypomniała, że zdaniem obu biegłych, którzy przygotowywali ekspertyzy w tej sprawie (jedną trzeba było wykluczyć z powodów proceduralnych), "kierowca toyoty nie ustąpił pierwszeństwa". - Biegli uznali, że możliwość uniknięcia wypadku była po stronie oskarżonego - podkreśliła prokurator Prostak. - Biegły stwierdził, że taktyka jazdy kierowcy toyoty była nieprawidłowa, bo nie zachował szczególnej ostrożności.

Wniosła o rok bezwzględnego więzienia dla Andrzeja J. oraz dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów.

Lekkomyślny manewr

Adwokat Marta Zakrzewska, pełnomocnik bliskich zmarłej rowerzystki, zgodziła się z wnioskami prokuratury. - Oskarżony zachował się lekkomyślnie - podkreśliła. - Podjął się wykonania bardzo niebezpiecznego manewru. Jeśli nie ma osobnego światła dla lewoskrętu, to w dużym mieście, jakim jest Warszawa, należy zachować szczególną ostrożność - dodała.

Zwróciła też uwagę, że oskarżony nie przyznał się do zarzutu, nie czuje się winny, a przyznał się jedynie do tego, że zastosował zasadę ograniczonego zaufania.

- Wysoki sądzie, mógł przypuszczać, a nawet miał obowiązek przypuszczać, że kierowca forda jedzie z niedopuszczalną prędkością. Kierujący pojazdem powinien wyprzedzać myślenie innych. Nie miał prawa gdybać, że światło zaraz się zmieni i kierowca forda będzie musiał się zatrzymać.

Zdaniem mec. Zakrzewskiej postępowanie Andrzeja J. było "kluczowe dla powstania sytuacji niebezpiecznej". - To, że inny kierowca zachował się nieodpowiednio, nie zwalnia z odpowiedzialności kierowcy toyoty - podkreśliła adwokat.

"Nie dostał nawet mandatu"

Krótką mowę końcową wygłosił też ojciec zabitej rowerzystki. Starszy pan z trudem powstrzymywał emocje. - Nie jestem prawnikiem, ale uczestniczyłem we wszystkich rozprawach sądowych. Jestem przekonany, że winowajców jest dwóch. Pan J. wymusił pierwszeństwo przejazdu. Pan W. jest winny, dla mnie i dla zięcia, który stracił żonę, i dla mojej żony, która straciła córkę. Jesteśmy wszyscy zdziwieni, że nie siedzi na ławie oskarżonych - mówił ojciec ofiary. - Moje pytanie jest jedno: dlaczego nie został mu postawiony akt oskarżenia? Dlaczego nie dostał nawet mandatu? Wydanie wyroku pozostawiam do uznania sądu. Ja chcę tylko jednego: sprawiedliwości. Żyję w tych nerwach, stresie. Przepraszam - powiedział.

Na pytania, które zadał, odpowiedzi może mu udzielić tylko prokuratura. Sąd jest związany aktem oskarżenia. Może sądzić tylko tego, kto usłyszy prokuratorskie zarzuty.

Obrońca chce uniewinnienia

- Skutki wypadku będą ciążyć oskarżonemu bez względu na zarzuty - stwierdził na początku swojego wystąpienia adwokat Adam Zaborski, obrońca Andrzeja J. Zwrócił jednak uwagę, że najistotniejsza w tej sprawie jest prędkość, z jaką poruszał się kierowca forda. Według biegłego krótko po zderzeniu ta prędkość wynosiła między 78 a 87 kilometrów na godzinę. Czy wcześniej była większa? Tego biegły nie był w stanie ocenić, bo nie był w stanie stwierdzić, czy Michał W. hamował.

- Gdyby nie prędkość pana W., to do zdarzenia by nie doszło. Pan W. zdążyłby wyhamować. Gdyby nie prędkość samochodu ford, to nie byłoby takich skutków. To wskazuje biegły w swojej opinii. Prędkość ma zasadnicze znaczenie - stwierdził obrońca. - Mój klient, co prawda, widział nadjeżdżający samochód, ale nie był w stanie przewidzieć, że ten samochód jedzie z taką prędkością. Według świadków ford focus ścigał się z motocyklem. To szybki samochód, sportowa wersja, w kilka sekund przyspiesza do setki - zwracał uwagę obrońca.

Wniósł o uniewinnienie Andrzeja J. Sam oskarżony we wtorek nie przyszedł do sądu.

Sędzia Iwona Wierciszewska postanowiła dać sobie czas do namysłu. Wyrok w tej sprawie ogłosi w przyszłym tygodniu.

W procesie Andrzeja J. sąd musiał powołać innego biegłego:

Proces w sprawie wypadku na Fieldorfa

Proces w sprawie wypadku na Fieldorfa

Źródło: Artur Węgrzynowicz/ tvnwarszawa.pl
W wypadku na ul. Fieldorfa zginęła kobieta
W wypadku na ul. Fieldorfa zginęła kobieta
Teraz oglądasz
Rzeczniczka sądu o procesie w sprawie wypadku
Rzeczniczka sądu o procesie w sprawie wypadku
Teraz oglądasz
"Zeznania świadka są zbieżne z tymi, które później składał jako oskarżony"
"Zeznania świadka są zbieżne z tymi, które później składał jako oskarżony"
Teraz oglądasz
"Po stronie prokuratora nie został popełniony błąd"
"Po stronie prokuratora nie został popełniony błąd"
Teraz oglądasz
Przesłuchano już świadków wypadku
Przesłuchano już świadków wypadku
Teraz oglądasz

Proces w sprawie wypadku na Fieldorfa

Piotr Machajski

Czytaj także: