Nieodśnieżone przystanki, opóźnione autobusy, tramwaje, i - oprócz czasu - stracone nerwy i zdrowie. Okazuje się, że zima w komunikacji miejskiej daje się we znaki nie tylko pasażerom. Dwaj kierowcy autobusów nocowali na ulicy.
Poniedziałek był wieczorem komunikacyjnych rekordów. Podróż autobusem linii 517 z ronda de Gaulle'a do Ursusa trwała ponad 4 godziny. Łączne opóźnienie w kursowaniu pojazdu, uwiecznione przez jednego z widzów TVN Warszawa, to aż 533 minuty.
Przez ten czas, z prędkością 90 kilometrów na godzinę można dojechać z Warszawy do Świnoujścia. - Uważamy oczywiście, że w dalszym ciągu transport publiczny jest najlepszym środkiem komunikacji - zapewnia jednak Igor Krajnow, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego.
Noc w autobusie
Kolejny rekord pobił pan Mirosław, jeden z kierowców Miejskich Zakładów Autobusowych. Jego pojazd zepsuł się w poniedziałek po południu, na skrzyżowaniu al. Witosa i Sobieskiego. Na hol czekał... 20 godzin. W tym czasie nikt nie przyniósł mu nawet kanapki czy herbaty. - Miałem ze sobą, więc nie potrzebowałem - robił dziś dobrą minę do złej gry.
- Wozów technicznych nie mamy stu. Tych wozów jest kilka, po kolei holują. Nie można podjechać do autobusu i po prostu go podczepić - przekonywał rzecznik pracodawcy.
To nie jedyny taki pechowiec - kolejny kierowca nocował w autobusie na moście Poniatowskiego. Pojazd zepsuł się w poniedziałek wieczorem. Do bazy ściągnięty został dopiero we wtorek przed południem.
Przystankowy to przeszkód
W tym samy czasie warszawiacy przekonywali się już, jak w praktyce wygląda to, do czego zachęca ratusz - przesiadanie się do komunikacji miejskiej. Ale najpierw na miasto wyjechały pługi. Śnieg i błoto zgarnęły prosto na chodniki, przejścia i przystanki. Efekt? Skakanie po śliskich chodnikach i potykanie się o ukryte pod śniegiem krawężniki. Największym wyzwaniem ten tor przeszkód był oczywiście dla ludzi w podeszłym wieku.
Sposób na zimno
Firmy sprzątające śnieg z przystanków mobilizowały we wtorek wszystkie siły w walce z żywiołem. Pasażerów irytowała nieskuteczność tych wysiłków. Wszystko zaczęło się jednak dzień wcześniej. Na filmach nadesłanych przez internautów na skrzynkę mailową "Miejskiego Reportera" widać dokładnie, jakim osiągnięciem było samo dostanie się do autobusu.
Te małe - wielkie sukcesy często poprzedzone były kilkudziesięciominutowym oczekiwaniem na mrozie. Mimowolnym sposobem na rozgrzanie okazywał się ścisk na przystankach. Metodą poniekąd z wyboru - jak tu - była... pomoc przy przestawianiu zwrotnicy.
Przemysław Wenerski