Ilona Soja-Kozłowska została komisarycznym burmistrzem Białołęki. Na stanowisko oficjalnie powołała ją Hanna Gronkiewicz-Waltz. Na wiceburmistrzów prezydent wskazała natomiast Marcina Adamkiewicza i Dariusza Kacprzaka.
Zarząd komisaryczny to efekt konfliktu, jaki od tygodni trwa w dzielnicy. Radni na początku maja odwołali ze stanowiska burmistrza Jana Mackiewicza. Nie potrafili jednak porozumieć się, co do jego następcy. Platforma Obywatelska wystawiła kandydaturę Ilony Soji-Kozłowskiej, ale Prawo i Sprawiedliwość wraz z radnymi ze stowarzyszenia Razem dla Białołęki jej nie poparli. Białołęka została więc bez zarządu.
Mieli 30 dni
Zgodnie ze statutem dzielnicy, jeśli rada przez 30 dni nie jest w stanie wybrać burmistrza, inicjatywa przechodzi w ręce prezydenta miasta. Ten ma prawo do narzucenia swojego komisarza „z góry”. Co też się stało na Białołęce. Tutejsza rada miała czas na negocjacje i wybory do 8 czerwca. Nie doszła do porozumienia, więc decyzję podjęła Hanna Gronkiewicz.
W środę po południu na stronie ratusza pojawiło się zarządzenie pani prezydent, w którym czytamy, że burmistrzem dzielnicy została Ilona Soja-Kozłowska (PO), a jej zastępcami: Marcin Adamkiewicz z Inicjatywy Mieszkańców Białołęki i Dariusz Kacprzak ze stowarzyszenia Kocham Pragę (dawna Praska Wspólnota Samorządowa).
Nowa-stara burmistrz
Wybór nie jest niespodzianką. Soja-Kozłowska pełniła funkcję burmistrza tej dzielnicy od marca 2016 roku. Przestała na początku kwietnia tego roku. Po wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, który uznał, że szefem zarządu powinien był Jan Mackiewicz. Ten jednak szybko podał się do dymisji. Przekonując, że ze względu na sytuację w radzie dzielnicy nie jest w stanie nią zarządzać.
Wcześniej Soja-Kozłowska była wiceburmistrzem i radną w dzielnicy Bielany. Jej dwaj zastępcy w samorządzie również nie są nowi. Adamkiewicz pełnił funkcję wiceburmistrza na Białołęce od marca 2016 roku do kwietnia 2017. Natomiast Kacprzak był wcześniej wiceszefem zarządu na Pradze Północ (został odwołany w marcu tego roku).
Chaos i tak trwa
Czy wybór nowego zarządu kończy wielomiesięczny chaos w dzielnicy. Najprawdopodobniej nie. Najpoważniejszy spór rozstrzyga się bowiem w samej radzie i dotyczy mandatu niezależnej radnej Lucyny Wnuszyńskiej. Ta dołączyła do rady wiosną ubiegłego roku, zastępując Marcina Adamkiewicza, który przejął stanowisko wiceburmistrza (prawo zabrania łączenia tych dwóch funkcji). Zgodnie z ustawą, powinna złożyć ślubowanie już na pierwszym posiedzeniu, na jakim była obecna. Złożyła, ale zrobiła to na sesji zwołanej przez Annę Majchrzak (PO) – poprzednią przewodniczącą rady. Ta zaś w ocenie PiS i zgodnie z wyrokiem sądu - nie miała już wtedy prawa do prowadzenia obrad, bo był nowy przewodniczący (Wiktor Klimiuk), którego nie uznawała z kolei Platforma.
Koniec końców, według Klimiuka, ślubowanie radnej Wnuszyńskiej, podobnie jak jej mandat są nieważne. Co potwierdził jakiś czas temu również wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera (PiS) wydając odpowiednie rozstrzygnięcie nadzorcze w tej sprawie.
Według ratusza, decyzja Sipiery nie ma znaczenia, a mandat może unieważnić jedynie sąd. Do momentu rozstrzygnięcia przez niego sprawy, radna może więc korzystać z przysługujących jej uprawnień. Przynajmniej tak przekonywał na majowej sesji wiceprezydent Witold Pahl.
Wnuszyńska jest języczkiem u wagi, bo od niej zależy większość w radzie dzielnicy. PiS ma w niej zaledwie pięciu swoich przedstawicieli. Współpracuje wprawdzie z sześcioma radnymi Razem dla Białołęki, ale nie gwarantuje to większości w 23-osobowej radzie. W momencie, kiedy Klimiuk nie uznaje mandatu Wnuszyńskiej – wszystkie głosowania kończą się remisem 11 do 11, a rada nie może podjąć żadnej decyzji.
Zobacz burzliwe obrady na sesji Białołęki w maju:
Karolina Wiśniewska/gp