Sanepid bada mięso znaleziono w Wólce Kossowskiej, na razie nie potwierdza obecności psiny. W poniedziałek właściciele sklepów dostarczyli część dokumentów potwierdzających pochodzenie towaru. Jednej tuszy, pozbawionej głowy i zakończenia nóg, nie udało się zidentyfikować. Zostanie zutylizowana.
O niepokojącym znalezisku straż graniczna poinformowała w sobotę. - Na miejscu, w trakcie kontroli do wyjaśnienia zabezpieczono około 1000 kilogramów materiału mięsnego, z czego ok. 300 kg były to produkty uboczne pochodzenia zwierzęcego takie jak kości, jelita. W trakcie kontroli pracownicy sklepów nie byli w stanie okazać dokumentów potwierdzających pochodzenie mięsa – mówi Joanna Narożniak, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie.
Tusza bez głowy do utylizacji
Część mięsa udało się już zidentyfikować, nie było wśród niego psiny. - W poniedziałek osoby, w których sklepach znaleziono mięso, okazały dokumenty potwierdzające pochodzenie mięsa. W trakcie oględzin, na przykład na mięsie wieprzowym odnaleziono pieczęcie potwierdzające, że mięso pochodzi z legalnego uboju – precyzuje rzeczniczka.
Inspektorzy nie zidentyfikowali tuszy jednego zwierzęcia. – Tusza była bez głowy i bez zakończeń nóg, co uniemożliwiło jednoznaczną identyfikację gatunkową. Nie było ingerencji w tuszę – prócz odcięcia głowy, dlatego daje to gwarancję, że mięso z tej konkretnej tuszy nie znalazło się w obrocie. Dlatego też nie trzeba wykonywać badań genetycznych tuszy i zostanie ona zutylizowana – powiedziała rzeczniczka mazowieckiego sanepidu.
Identyfikacja pozostałej części mięsa ma zakończyć się w ciągu kilku najbliższych dni. Mięso, które pochodzi z legalnych źródeł i będzie miało prawidłową dokumentację, zostanie zwrócone właścicielom i będzie mogło trafić do obrotu.
Mięso nie miało certyfikatów
Dagmara Bielec-Janas, rzecznik straży, powiedziała w rozmowie z PAP, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że część towaru to mięso psów. Jak dodała, na miejscu ustalono, że żaden z czterech sklepów, które oferowały mięso, nie "posiadał certyfikatów ani pozwoleń na prowadzenie jego sprzedaży". - Nie mieli żadnej dokumentacji na potwierdzenie pochodzenia mięsa - tłumaczyła.
Dwa z czterech sklepów zostały zamknięte. - Do sądu trafią też wnioski o ukaranie ich właścicieli, m.in. za nieprzestrzeganie warunków sanitarnych, przez wprowadzanie do sprzedaży zwierzęcych produktów spożywczych bez wymaganych zezwoleń oraz ich sprzedaż w niedozwolonym miejscu - powiedziała.
Rzeczniczka straży granicznej stwierdziła, że towar miał trafić do restauracji i barów orientalnych na terenie Warszawy i okolic.
su/mz/bf/b
Źródło zdjęcia głównego: Straż Graniczna