Czwartek, 11 lutego Andrzej Lepper po skazującym go na ponad 2 lata więzienia wyroku, nie ustaje w atakach na sąd. - Był nieobiektywny - grzmi przewodniczący Samoobrony i twierdzi, że jego dowody nie zostały wzięte pod uwagę. Zapytany, czy czuje się, jakby osiągnął dno, zaprzecza. - Nigdy nie byłem na dnie. Nie uczestniczyłem w szambie - przekonywał były wicepremier w "Rozmowie Rymanowskiego" w TVN24.
Wyrok w sprawie seksafery w Samoobronie nie jest dla Andrzeja Leppera korzystny. Lider partii skazany został na 2 lata i 3 miesiące więzienia za żądanie i przyjmowanie "korzyści o charakterze seksualnym" od działaczek.
Chce jawnego procesu
- Przesłuchano 230 świadków, z tego większość kobiet, a tylko pani Krawczyk zarzuca mi to - twierdzi Andrzej Lepper. O szczegółach procesu mówić nie może, bo zarówno rozprawy, jak i uzasadnienie wyroku są niejawne.
- Chcę jawnego procesu. Chcę być jawnie przesłuchany. Chcę się poddać badaniom na wykrywaczu kłamstw - deklaruje szef Samoobrony.
Póki nie ma na to szans, ogólnikami stara się obejść zakaz mówienia o szczegółach.
"Mam dowody"
- Przedstawiłem dokumenty, z których wynika, że nie mogłem być w danym miejscu o danym czasie, bo byłem gdzie indziej - twierdzi były wicepremier i powołuje się na rzekome dokumenty z protokołów policyjnych, zapisów sejmowych kierowców a nawet operatorów połączeń lotniczych.
- Nie chcę, żeby na moją korzyść działały nieścisłości, chcę przedstawić dowody, żeby ludzie je ocenili - mówił Lepper. I tłumaczy, że ofiarą procesu stała się jego rodzina. - Moja żona się rozchorowała, dzieci muszą cierpieć - zaznczał.
Przewodniczący Samoobrony do końca zarzeka się też, że nie miał żadnych kontaktów seksualnych z Anetą Krawczyk. - Nigdy - twierdzi. I dodaje: Ja mam rodzinę, wnuki. Poszargano moje imię.
ŁUD/iga