Środa, 29 września - Spotkaliśmy się z ministrem Jerzym Millerem przed moim wylotem do Moskwy. Wtedy pan minister określił, że jest to lot wojskowy, że to jest jego ocena - powiedział pułkownik Edmund Klich w programie "Rozmowa Rymanowskiego" w TVN24. Czy w takim razie Miller zmienił zdanie? - Według mojej oceny tak. Wtedy powiedział "wojskowy". O tym, że mówi, że to jest lot cywilny, dowiedziałem się z mediów - stwierdził polski akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym.
W ubiegły piątek minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Jerzy Miller poinformował, że lot do Smoleńska 10 kwietnia 2010 roku był lotem cywilnym. Odniósł się tym samym do stwierdzenia płk. Klicha, że "ostatnia faza lotu powinna być zakwalifikowana, jako operacja wojskowa".
- Według mojej oceny minister zmienił zdanie, ale nie wiem, czym to było spowodowane – mówił Klich. Dodał, że przy rozmowie z Millerem była wtedy jeszcze jedna osoba.
Charakter lotu - kluczowy
- Kwalifikacja lotu ma kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia okoliczności katastrofy - mówił wtedy Klich i w czwartek, w programie "Rozmowa Rymanowskiego" w TVN24 podtrzymał tę opinię. - Mam wiedzę i opinie moich doradców, którzy są członkami komisji Jerzego Millera, że pewien odcinek lotu, szczególnie ten ostatni, był lotem wojskowym - stwierdził. - To jednak powinno rozstrzygnąć grono ekspertów i prawników, specjalistów prawa wojskowego. Musimy znać, jakie procedury obowiązują w lotnictwie wojskowym w Rosji. W Polsce rola kontrolerów jest większa niż kontrolerów w lotnictwie rosyjskim. Ale to trzeba ustalić - podkreślił Klich.
Spór o charakter lotu rozpoczął się, gdy MAK orzekł, że nie udostępni polskiej stronie danych z wieży kontrolnej w Smoleńsku, bo przy lotach cywilnych procedury tego nie wymagają. Określenie charakteru lotu jako wojskowy, dałoby podstawy do domagania się wszelkich informacji z wieży kontrolnej Rosjan. Brak tych informacji może sugerować, że odnosić można się jedynie do roli polskich pilotów, co ostatecznie oznaczałoby, że całość odpowiedzialności spadła by na nich.
Więcej przyczyn po stronie polskiej
Jak twierdzi płk. Klich, ani MAK, ani polscy eksperci nie są jednak "od tego", by orzekać o winie. - Komisja badająca, ani MAK, ani my - nie decydujemy o winie. My określamy przyczyny. Ale żeby określić, po czyjej stronie są przyczyny, musimy mieć wszelkie dane na ten temat. A my ich nie mamy. W moje ocenie jednak, jeśli byśmy jakoś procentowo określali przyczyny i okoliczności wypadku, to w większość wina jest po stronie polskiej. Myślę, że jest jest dysproporcja między zaniechaniami polskiej i rosyjskiej strony, jednak jak duża, określi się to dopiero po poznaniu wszystkich przyczyn - stwierdził.
- Czyli więcej przyczyn było po stronie polskiej? - spytał Bogdan Rymanowski.
- Tak - orzekł Klich.
Mniej winy pilotów, więcej - organizacji
Zdaniem byłego pilota, przyczyny leżą głównie w poziomie wyszkolenia i organizacji lotu. - Jeśli załoga działa perfekcyjnie, a nie ma problemu technicznego, to w warunkach złej pogody nie powinno dojść do tragedii. Ale ja mówię o tym, że działanie załogi jest skutkiem odpowiedniego wyszkolenia. Pilot jest bramkarzem działań innych, jest na końcu systemu przyczynowo-skutkowego, pilot zbiera za wszystkich. Ja bym bardzo mało winy "zrzucił" na pilotów. Więcej – na przygotowanie, dokumentację i współpracę z załogą - ocenił Klich.
Zamach wyklucza
Jednocześnie zdecydowanie zaprzeczył, jakoby były jakiekolwiek podstawy, by sądzić, że ktokolwiek przygotował zamach na polskiego Tupolewa.
- Zdecydowanie odrzucam hipotezę zamachu. Nie mam żadnej wiedzy, żadnej podstawy, by sądzić, że to był zamach. Przyczyny to zaniedbania. Organizacyjne, szkoleniowe - podkreślił po raz kolejny.
Polska złamała konwencję
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych mówił programie Bogdana Rymanowskiego o trudach współpracy, zarówno po stronie rosyjskiej, jak i polskiej. - Problem się rozpoczął kiedy Polska opublikowała stenogramy rozmów pilotów. Tego samego dnia miałem dostać jeszcze popołudniu odpisy rozmów korespondencji radiowej, tła i rozmów telefonicznych z wieży kontrolnej lotniska w Smoleńsku. I w tym dniu bym dostał, gdyby nie publikacja. Na drugi dzień poinformowano mnie, że w Polsce upubliczniono stenogramy niezgodnie z 13. zapisem Konwencji Chicagowskiej i dlatego nie dostaniemy dalszych materiałów - powiedział.
Z drugiej jednak strony, to Polacy oskarżają Rosję o łamanie konwencji, szczególnie w przypadku braku odpowiedniego zabezpieczenia wraku Tu-154M. - To że Rosja łamie konwencję, to pewna interpretacja - są różne formy zapisów – zalecenia, nakaz. Nie chcę mówić w takich mocnych słowach, ale moim zdaniem nie jest to działanie precyzyjne zgodnie z zapisem 13 - stwierdził. Ale czy to wynika ze złej woli Moskwy? - Myślę, że Rosjanie bardzo rutynowo podchodzą do tego wypadku, oni mają bardzo dużo wypadków - skomentował płk. Edmund Klich.