Wtrorek, 20 stycznia Rano ustępujący minister sprawiedliwość mówił, że jego dymisja jest "dymisją wizerunkową". Później premier, argumentując dlaczego przez ministerstwo sprawiedliwości przetacza się lawina dymisji, argumentował, że nie może tolerować "niechlujstwa". Czy to skłoniło Zbigniewa Ćwiąkalskiego do zmiany stanowiska? - "Wizerunkowa" to nie było najwłaściwsze słowo. Była to w każdym razie dymisja polityczna - mówił były minister w "Magazynie 24 godziny".
Jak tłumaczył odchodzący minister "polityczna dymisja w tym sensie, że to on uznałem, że lepiej będzie odejść". Ćwiąkalski zaznaczył jednak, że to nie premier Tusk zażądał dymisji. Podczas porannej rozmowy z szefem rządu nie było też mowy o "wizerunku Platformy", czy o "słupkach". - Trwała godzinę. Była spokojna i merytoryczna. Rozmawialiśmy tylko o śmierci Roberta Pazika i o rodzinie Olewników - relacjonował minister.
I choć Ćwiąkalski już nie chciał mówić o swoim odejściu jako o "zmianie wizerunkowej", to przyznać, że wycofuje się z wcześniejszych słów nie chciał. - Przyznaję jednak, że może akurat słowo "wizerunkowa" było złe. Odpowiedziałem tak zresztą na pytanie państwa dziennikarki. Przyznaję, że nie było to najwłaściwsze określenie - mówił Ćwiąkalski w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim.
"Oczekiwania Olewników trudno spełnić"
Powtórzył jednak, że w dalszym ciągu nie czuje się winny temu, że śledztwo ws. ewentualnych nieprawidłowości w pracach służb nad sprawą uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, nie zostało zakończone.
- Trudno spełnić tu oczekiwania państwa Olewników, bo prokuratura nie może iść na skróty – podkreślał ustępujący minister. Jak dodał, nie ma sobie też nic do zarzucenia w kwestii braku decyzji o dymisji dyrektora więzienia w Płocku (w którym w poniedziałek powiesił się Pazik – red.) i szefa więziennictwa. - W momencie, kiedy stawia się komuś zarzuty to trzeba je uargumentować. Ta zasada obowiązuje także w przypadku zwalniania pracowników – tłumaczył.
"Wracam do Krakowa"
Co dalej z Ćwiąkalskim? Na razie nic – dalej jest ministrem, choć tylko do czasu oficjalnej dymisji. Nie wiadomo na razie, czy po jej otrzymaniu premier wyznaczy kogoś do pełnienia obowiązków zdymisjonowanego ministra, czy pozwoli mu przywitać w gabinecie swojego następcę.
- Nie jestem człowiekiem przygnębionym, zdenerwowanym. W przypadku polityka zawsze trzeba się liczyć z dymisją. Ja jestem w tej sytuacji, że nie muszę się trzymać kurczowo tego stanowiska. (…) Wracam do Krakowa - do adwokatury, ale przede wszystkim na uczelnię, w której wykładałem, bo to dla mnie najważniejsze. Nie wiem jednak, czy adwokaci mnie przyjmą, bo jestem przecież z nimi w konflikcie – przypomniał pół-żartem Zbigniew Ćwiąkalski.
ŁOs//kwj