Gdy 1 listopada okazało się, że mający wylądować w Warszawie Boeing 767 z 231 osobami na pokładzie nie może otworzyć podwozia, cała Polska wstrzymała oddech. Pilot kpt. Tadeusz Wrona nie miał innego wyjścia - musiał posadzić samolot na "brzuchu". Lądowanie przebiegło perfekcyjnie i brawurowo - nikomu z pasażerów nic się nie stało, a członkowie załogi z dnia na dzień stali się bohaterami narodowymi.
Lecący do Polski Boeing 767 Polskich Linii Lotniczych LOT wystartował z lotniska Newark pod Nowym Jorkiem w USA 31 października wieczorem czasu lokalnego. Około 30 minut po starcie komputer pokładowy zasygnalizował usterkę instalacji hydraulicznej. Piloci mimo to (choć zgodnie z procedurą) postanowili kontynuować podróż.
Awaria, podwozie się nie otwiera
Samolot do Warszawy doleciał w niedzielę 1 listopada po godzinie 12. W czasie podejścia do lądowania okazało się, że z powodu awarii maszyna nie może otworzyć podwozia. Podczas ostatnich 30 minut lotu, gdy Boeing krążył nad lotniskiem, piloci podejmowali kolejne próby jego wysunięcia. Bezskuteczne.
Kapitan Wrona zdecydował się na krok ostatniej szansy - postanowił awaryjnie lądować na "brzuchu". By zapewnić możliwie najlepsze warunki do lądowania, pas startowy został specjalnie przygotowany - polano go pianą gaśniczą, która miała zapobiec pożarowi i zmniejszyć tarcie maszyny o beton.
Brawurowe lądowanie
Lądowanie samolotu z zapartym tchem obserwowała cała Polska. Po chwilach niepewności, przyszedł oddech ulgi. Ok. 14.30 kapitanowi Wronie udało się posadzić maszynę na pasie w iście mistrzowski sposób. Pilot najpierw oparł o ziemię ogon samolotu, później silniki. Po przejechaniu kilkuset metrów Boeing zatrzymał się.
Po wylądowaniu wybuchł mały pożar, ale został szybko ugaszony. Ewakuację pasażerów przeprowadzono w zaledwie 90 sekund. Żadnej z 231 osób będących na pokładzie nic się nie stało.
Uszkodzony samolot zablokował obydwa pasy startowe i na ponad dobę spowodował zamknięcie warszawskiego lotniska. Loty z Okęcia wznowiono dopiero po podniesieniu maszyny z płyty lotniska.
Śledztwo ws. lądowania. Piloci bohaterami
Piloci dzięki brawurowemu lądowaniu stali się bohaterami. Prezydent Bronisław Komorowski nadał im, a także całej załodze Boeinga 767 wysokie państwowe odznaczenia. Kpt. Wrona o swoim lądowaniu mówił zaś: - To był prosty manewr. Nie groziło wielkie niebezpieczeństwo, wiedzieliśmy, że musimy wylądować z podwoziem lub bez.
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych awaryjne lądowanie samolotu zakwalifikowała jako wypadek lotniczy. Na początku grudnia w tej sprawie opublikowała wstępny raport. Wynika z niego, że przyczyną awarii był wyłączony jeden z bezpieczników, który odpowiadał m.in. za awaryjne wysuwanie podwozia. Komisja stwierdziła, że piloci postępowali się zgodnie z procedurą.
Śledztwo ws. zdarzenia, na postawie artykułu o "sprowadzeniu bezpośredniego zagrożenia katastrofą w ruchu lotniczym", wszczęła też warszawska Prokuratura Okręgowa. Nie zostało jeszcze zakończone.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: M.Niemczak/tvn24.pl (TVN24)