To nie jest zwykłe przejście dla pieszych a symbol zmian, jakie nastąpiły w Poznaniu. Gdy w 2012 r. wybudowano nowy dworzec Poznań Główny, pieszym kazano nadkładać drogi na przystanek tramwajowy. Zamiast przez jezdnię musieli iść niemal dwa razy dłuższą drogą przez przejście podziemne i dwukrotnie pokonywać schody. Już nie muszą.
Punktualnie o godz. 13:30 na moście Dworcowym pojawili się prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak i jego zastępca Maciej Wudarski.
Były oklaski i uścisk dłoni
Jaśkowiak wcisnął przycisk i wspólnie z Wudarskim czekali na zielone światło. Gdy to się zaświeciło, chwycili barierki oddzielające chodnik od jezdni, przestawili je na bok. Rozległy się oklaski. Prezydent i wiceprezydent uścisnęli sobie dłonie i przeszli na przystanek. Tam obaj znów musieli przestawić barierki, w czym pomogli im zebrani mieszkańcy.
Tak w Poznaniu otwarto przejście dla pieszych na ulicy Matyi. Ta, z pozoru błaha rzecz, w Poznaniu jest symbolicznym zakończeniem pewnej ery. Teraz, jak zapowiadają obecne władze, miasto będzie projektowane nie dla samochodów a dla ludzi.
Droga dwa razy krótsza
Dzięki nowej zebrze, podróżni dotrą szybciej z przystanku tramwajowego do dworca Poznań Główny i odwrotnie, bez konieczności pokonywania przejścia podziemnego. Nie trzeba będzie już chodzić trasą dwa razy dłuższą i przeklinać podczas wnoszenia ciężkich toreb po schodach w dół i do góry. Drogę skrócono z 419 metrów do 216 metrów.
Bezpieczne przejście zapewnia sygnalizacja świetlna. Przejście przez jezdnię działa na przycisk, natomiast między przystankami, zielone światło dla pieszych będzie gasnąć tylko gdy zbliżać będzie się tramwaj.
O tym, że trasa przez przejście podziemne zajmuje dwa razy więcej czasu, przekonał się Aleksander Przybylski, reporter TVN24:
"Co najwyżej ideologia mogła uzasadniać tę niedorzeczność"
Budowa przejścia dla pieszych pochłonęła ponad 400 tys. zł. Od trzech lat walczyli o nie społecznicy z My-Poznaniacy, Prawa do Miasta i Inwestycji dla Poznania
- To zmaterializowany dowód na zgłupienie w XXI w. najbardziej postępowego, rozwojowego polskiego miasta lat 90. Tu nie ma prostych zależności - ktoś chciał w łapę, ktoś miał ukryty interes. Co najwyżej ideologia mogła uzasadniać tę niedorzeczność, która tu miała miejsce, a wysiłek wymagany na wykazanie głupoty i brak skuteczności w tym, sprawiają, że człowiekowi wszystkiego się odechciewa - ocenia poznański społecznik Włodzimierz Nowak.
- To przejście nie powstało z powodów raczej mentalnych. Można by rzec filozoficznych. Miasto w latach siedemdziesiątych albo dawniej, wymarzyło sobie autostradę w środku miasta, co prawda zgodną z duchem tamtych czasów. Wymyślono, by na odcinku między Targami a rondem Rataje, całkowicie schować ruch pieszy, równocześnie zapominając o niepełnosprawnych, matkach z dziećmi czy rowerzystach - oceniał na początku roku w rozmowie z portalem miastopoznaj.pl Franciszek Sterczewski, poznański aktywista.
"Ludzie to nie krety"
Batalia o budowę przejścia przez ulicę trwała niemal trzy lata. W sierpniu 2012 r. urzędnicy zaprezentowali projekt nowego układu komunikacyjnego przy powstającym kompleksie dworca z centrum handlowym.
- Ludzie niechętnie korzystają z przejść podziemnych i dziś się z nich rezygnuje. To nie tylko wydłużenie dojścia do budynku dworca ale też dodanie pieszym ścieżki gimnastycznej. A pamiętajmy, że wiele osób przemieszczać się będzie tędy z bagażami – mówił wówczas Paweł Sowa, prezes Stowarzyszenia Inwestycje dla Poznania. Na jednym z portali społecznościowych powstała wówczas grupa "Ludzie to nie krety", w której nawoływano do sprzeciwiania się realizacji tego rozwiązania w ogłoszonych konsultacjach społecznych.
Te jednak nie miały żadnego znaczenia. Miasto bowiem już wcześniej wystąpiło o zezwolenie na realizację inwestycji drogowej. To uniemożliwiło wprowadzenie w projekcie większych zmian a takim byłaby rezygnacja z budowy przejścia podziemnego.
Urzędnicy mądrzejsi od ekspertów
Społecznicy rozpoczęli wówczas walkę o budowę dodatkowej zebry na przystanek. Wyliczyli, że droga na dworzec dzięki niej - według różnych wariantów - skróci się o co najmniej 137 metrów a piesi unikną trzykrotnego korzystania ze schodów. - Użyto tu wszystkich możliwych absurdów, by utrudnić drogę pasażerom. Nie mówimy, że teraz trzeba burzyć na wpół wybudowane przejście i całkowicie zmieniać projekt. Wystarczy utworzyć alternatywną, krótką i prostą drogę do kas dworca kolejowego, bez konieczności wchodzenia do galerii handlowej. Inaczej ludzie zaczną przechodzić na dziko przez ulicę i tory tramwajowe - ostrzegał w sierpniu 2013 r. Paweł Sowa.
Społecznikom nie pomogły analiza ekspertów z Politechniki Krakowskiej, którzy poparli budowę zebry ani zdanie światowej sławy architekta Jana Gehla, do którego przy okazji jego wizyty w Poznaniu trafił list w tej sprawie. "Nie" powiedziała Komisja Bezpieczeństwa Ruchu działająca przy poznańskim ZDM-ie. W jej skład wchodzili przedstawiciele policji, straży miejskiej, urzędnicy z dwóch wydziałów oraz przedstawiciele MPK, ZTM i ZDM.
Mieszkańcy chodzą przez jezdnię
Obawy społeczników się sprawdziły. Przejście nie powstało, a mieszkańcy regularnie przechodzili na przystanek przez jezdnię. Początkowo korzystali z tymczasowego przejścia dla pieszych, które wybudowano na czas budowy nowego dworca. Potem przeskakiwali przez barierki i przebiegali przez jezdnię. Co więcej okazało się, że droga przez przejście podziemne jest tak skomplikowana, że część osób nie wiedziała jak do niego dojść i bezradnie poszukiwała tunelu albo pasów lub pytali innych o drogę.
Mimo, że rzeczywistość uwypukliła wszystkie absurdy, ówczesny prezydent Poznania Ryszard Grobelny zgody na zebrę nie wydał. W jednym z pism zapowiedział z kolei, że "w celu wyeliminowania nielegalnego przechodzenia pieszych przez ulicę, przestrzeń między przystankami zostanie oddzielona ogrodzeniem zmniejszając ryzyko wypadku". W internecie szybko pojawiła się wizualizacja tego rozwiązania.
Sieć generalnie żyje zamieszaniem wokół przejścia dla pieszych przy dworcu. Największą furorę robią filmiki z wizytą Aleksandra Łukaszenki na poznańskim dworcu. Prezydent Białorusi robi na nich awanturę urzędnikom z ZDM, "cwaniakom z Trigranitu" i prezydentowi Grobelnemu.
Prezydent odmówił nawet radnym
O potrzebie budowy przejścia zdawali sobie sprawę także radni poprzedniej kadencji. Pod koniec 2013 r. przegłosowali oni poprawkę w budżecie i zabezpieczyli na ten cel 500 tysięcy złotych.
- Obecne rozwiązanie jest, nie tylko moim zdaniem, ale zdaniem zwykłych mieszkańców, użytkowników, ale także inżynierów, pomijam już głosy organizacji pozarządowych, jest nielogiczne i niebezpieczne. Dla wszystkich - przekonywał autor poprawki, ówczesny radny PO Mariusz Wiśniewski.
Prezydent Ryszard Grobelny zapowiedział jednak, że on tego zadania nie zrealizuje. - To pokazuje, gdzie prezydent ma radę miasta. Przykro mi to mówić - mówił po głosowaniu Tomasz Lewandowski, przewodniczący klubu radnych SLD.
"Zebra" i tak powstała
W czerwcu 2014 r. przejście powstało, ale tylko na 10 minut. Wszystko za sprawą happeningu stowarzyszenia Prawo do Miasta, które namalowało "zebrę" na materiale i rozwinęło na jezdni. - Chcieliśmy zobaczyć, jak to będzie wyglądać, żeby ludzie weszli, zobaczyli i poczuli, aby rozniosło się, że to jest takie proste. Pomalować, postawić, wydać grosze i uzyskać zupełnie inną jakość - tłumaczył ideę happeningu jego pomysłodawca Lech Mergler.
To był kolejny happening związany z dworcem. Wcześniej w ramach akcji "Dworzec Zło", jej uczestnicy pomagali pasażerom na dworcu i obnażali jego absurdy.
W listopadzie 2014 r. "zebra" stała się tematem kampanii wyborczej. Jej wybudowanie obiecał Jacek Jaśkowiak. - To przejście jest tak oczywiste, że zastanawiałem się nawet, czy prezydent Grobelny przed drugą turą sam tego nie zrobi - mówił pod koniec listopada obecny prezydent Poznania.
By przekonać się jak uciążliwe jest pokonywanie przejścia podziemnego, Inwestycje dla Poznania zaprosiły kandydatów na prezydenta, by z ciężkimi bagażami lub rowerami doszli z przystanku tramwajowego na dworzec. W teście zabrakło jedynie Ryszarda Grobelnego.
- To jest chore. Pogratulować trzeba tym, którzy to projektowali - irytował się wtedy Jaśkowiak.
- Brak tego przejścia jako pewien symbol tego, co się dzieje w Poznaniu - mówił Maciej Wudarski, kandydat na prezydenta stowarzyszenia Prawo do Miasta.
Po zeszłorocznym zwycięstwie Jaśkowiaka w wyborach, Wudarski został wiceprezydentem Poznania i jest odpowiedzialny m.in. za transport. Zastępcą prezydenta jest także Mariusz Wiśniewski. W mieście rządzi koalicja PO i SLD.
Autor: Filip Czekała/i / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: miastopoznaj.pl