- Jestem tu już drugi miesiąc, cały czas nie mogę wrócić do mieszkania w Żelaźnie. Ściany dalej mokre. Próbuję je ogrzewać, dałem klucze sąsiadowi, który mi pomaga, od czasu do czasu zmienia ustawienie osuszacza.
Mężczyzna stoi na ganku przed piętrowym hotelem z czerwoną dachówką. Pije kawę, pali papierosa. Jest jednym z 48 powodzian, którzy mieszkają w hotelu na Twierdzy Kłodzko. Jak długo jeszcze? Nie mają pojęcia.
-Tu jest lepiej, jak tej wody nie słyszę, tego szumu fal… Ważne, że żyjemy. Ale chciałbym do siebie – przyznaje.
Po chwili z hotelu wychodzi kobieta, dołącza do niego, siadają razem na ławce.
– Ja mieszkam tu z dziećmi, czteroletnim i siedemnastoletnim. Cała nasza trójka w jednym pokoju. Szczerze? Tak się nie da żyć. Dzięki Bogu, że mam pracę, bo bym chyba zwariowała. Jedno dziecko idzie samo do szkoły, drugie wiozę do przedszkola, a ja idę do pracy. Kończę ją zazwyczaj o czternastej, cieszę się, że to już koniec, a po chwili myślę: ale z czego tu się cieszyć? No bo dokąd ja wracam?
Podłogę jej zalanego mieszkania w Kłodzku zrywali wolontariusze z Łodzi, ludzie dobrej woli. – No i wojsko bardzo pomogło, bez nich dalej wszystko by tu gniło.
Pytam o Wigilię. – Święta mnie w tym roku drażnią. Dziecko chce ubierać choinkę, a ja mu mówię: dziecko, gdzie ja ci ją postawię? Mają być pojutrze jakieś Mikołajki, upominki od miasta, ale nikt nam nie da tego, co mielibyśmy u siebie – kwituje.
- Chcemy naszych mieszkań. Nie wiemy, kiedy to nastąpi. Nawet, jeśli pieniądze nadejdą, to na razie w całym regionie brakuje ekip remontowych do pracy – zauważa kobieta to, o czym mówią mi i inni mieszkańcy okolicznych miejscowości.
Zbierają się z powrotem do środka hotelu, żegnamy się, dziękuję za rozmowę.
- Modlimy się do tego z góry, może coś pomoże – mówi mężczyzna na odchodnym.
Jeśli chcesz pomóc mieszkańcom Kłodzka, wejdź na stronę www.um.klodzko.pl. Dary przyjmuje też 'Fundacja Masywu Śnieżnika'.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: ww