Dziś o 12:30 ma zapaść wyrok w sprawie Nangar Khel. Prokuratura żąda dla oskarżonych o zbrodnię wojenną żołnierzy kar od 5 do 12 lat więzienia, utraty praw publicznych oraz wypłaty ponad 80 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla rodzin zabitych i rannych. Wyrok dotyczy wydarzeń z 16 sierpnia 2007 roku, kiedy afgańska wioska Nangar Khel została ostrzelana przez polskich żołnierzy. Zginęło sześć osób, w tym kobiety i dzieci, a dwie kolejne zmarły w szpitalu.
Ludność cywilna nigdy nie była dla mnie przeciwnikiem. W zjednaniu jej przychylności upatrywałem sukcesu naszej misji i bezpieczeństwa moich żołnierzy. Pomagaliśmy tym ludziom - czemu miałbym wydać rozkaz ich ostrzelania? (...) Sumienie mam czyste. Nie jestem zbrodniarzem olgierd c.
Amerykanie błędy swoich żołnierzy traktują z wyrozumieniem, a my robimy z naszych bandytów (...) Jedni wracają w trumnach, a inni w kajdanach. Gdyby oskarżeni wrócili w trumnach, mieliby pogrzeb z honorami i wszystko byłoby w porządku kondracki
Kary zaproponowane przez prokuratorów są jednymi z najniższych, jakich można było żądać.
"Sumienie mam czyste. Nie jestem zbrodniarzem"
Proces ws. Nangar Khel zakończył się we wtorek 24 maja. Dzień później oskarżeni wnosili w "ostatnim słowie" o uniewinnienia. Na dłuższą przemowę zdecydował się jedynie kpt. Olgierd C. Kolejny raz zaprzeczył stawianemu mu zarzutowi wydania polecenia ostrzelania cywilnych obiektów. - Ludność cywilna nigdy nie była dla mnie przeciwnikiem. W zjednaniu jej przychylności upatrywałem sukcesu naszej misji i bezpieczeństwa moich żołnierzy. Pomagaliśmy tym ludziom - czemu miałbym wydać rozkaz ich ostrzelania? (...) Sumienie mam czyste. Nie jestem zbrodniarzem – oświadczył. Pozostali oskarżeni w jednym zdaniu zwrócili się do sądu o uniewinnienie - siebie oraz swoich podwładnych i przełożonych.
Zdaniem żołnierzy, do tragedii doszło przez niesprawny sprzęt. Do tego wniosku doszły też dwie grupy śledczych – z ramienia amerykańskiej armii i NATO. Jeden z biegłych ds. balistyki stwierdził, iż nie można wykluczyć tego, że w czasie akcji zepsuł się celownik moździerza i stąd błędny ostrzał wioski.
"Jedni wracają w trumnach, a inni w kajdankach"
Do uniewinnienia przekonywali adwokaci żołnierzy, którzy na rozprawie krytykowali akt oskarżenia i uznali go za bezpodstawny. Ich zdaniem, żołnierze w Nangar Khel popełnili błąd, a nie zbrodnię wojenną. Podkreślali również, że to nie była misja stabilizacyjna, ale wojna, w której polscy żołnierze występują bez żadnych ograniczeń co do terytorium działania i zakresu użycia broni.
- Amerykanie błędy swoich żołnierzy traktują z wyrozumieniem, a my robimy z naszych bandytów (...) Jedni wracają w trumnach, a inni w kajdanach. Gdyby oskarżeni wrócili w trumnach, mieliby pogrzeb z honorami i wszystko byłoby w porządku - mówił mec. Jacek Kondracki, broniący ppor. Bywalca.
Mec. Andrzej Reichelt broniący chor. Osieckiego i plut. Borysiewicza podkreślał, że prokuratura popełniła błędy w śledztwie i uniemożliwiła dokonanie wizji lokalnej w Afganistanie, która obecnie jest już niemożliwa. - Afganistan ma swoją specyfikę, trudno odróżnić nieprzyjaciela od cywila. A w tamtym miejscu talibowie byli na pewno - dodał.
Akt oskarżenia i oskarżeni
Według prokuratorów oskarżeni ostrzelali wioskę z wielkokalibrowego karabinu maszynowego (wystrzelono co najmniej 36 pocisków kalibru 12,7 mm), a następnie obrzucili ją granatami moździerzowymi, mimo iż - jak wskazuje prokuratura - mieszkańcy wioski, ani nikt w okolicy nie stanowił zagrożenia. W ocenie śledczych, żołnierze wiedzieli, że ogień trafi w zabudowania - centrum i skraj wioski, widzieli poruszających się tam ludzi i bawiące się dzieci. Zdaniem prokuratury, ich działanie miało cechy "wstrzeliwania się w wytypowany cel".
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24