Cały dobytek ich życia podczas rozbiórki domu w trybie pilnym zrównano z ziemią. Współwłaściciele wyburzonego w Będkowie na Dolnym Śląsku domu nie mieli okazji się wcześniej spakować, ponieważ gmina nie poinformowała ich terminie wyburzania domu.
- Tu było dzieciństwo mojej żony, tu były pamiątki zdjęcia i obrazy - mówi ze łzami w oczach Edward Łuczyszyn, współwłaściciel zburzonego domu. Jego córka twierdzi, że pismo z informacją o planowanym wyburzaniu otrzymała ... trzy godziny po tym, jak na teren wjechały koparki. - Przyszło w piątek o godzinie 17. Ale o 14 już tu byli - przekonuje.
Lokatorzy feralnego domu musieli się z niego wyprowadzić kilka miesięcy temu, ponieważ silny wybuch trwale uszkodził budynek. Nie zabrali jednak z niego wszystkich wartościowych przedmiotów, ponieważ by je zabrać musieliby złamać prawo budowlane. Liczyli, że gmina poinformuje ich wcześniej o tym kiedy, prace się rozpoczną. Tak jednak się nie stało.
- W chwili gdy wysyłaliśmy do mieszkańców pisma, nie mieliśmy pełnej informacji, kiedy zacznie się rozbiórka. Wynikało to z faktu, że nie było pełnego sprzętu potrzebnego do wykonania prac - mówi Beata Gorzała, dyrektor zakładu gospodarki komunalnej w Trzebnicy. Ale gdy firma zebrała potrzebny sprzęt, rozpoczęła rozbiórkę nikogo nie informując. Dodatkowo wszystkie zastane w budynku przedmioty robotnicy powyrzucali nie zabezpieczając ich. - A co mnie obchodzą rzeczy tych ludzi - skwitował jeden z robotników.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24