- Wtopa? Do pewnego stopnia można powiedzieć, że tak. Zbyt mocno formułowane sądy - powiedział w "Tak jest" w TVN24 Bronisław Wildstein, publicysta "Uważam Rze" (ma tego samego właściciela co "Rzeczpospolita").
Publicysta skomentował w ten sposób zamieszanie z publikacją "Rzeczpospolitej", która napisała, że polscy prokuratorzy i biegli, którzy ostatnio badali wrak tupolewa w Smoleńsku, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych. Informacje "Rz" zdementowała warszawska Wojskowa Prokuratura Okręgowa.
Profesjonalnie
Wildstein zaznaczył, że zna "ludzi, którzy to zrobili (opublikowali artykuł o trotylu na wraku samolotu-red.) i autora (Cezarego Gmyza). Cenię go jako profesjonalistę i znam redaktora naczelnego (Tomasz Wróblewski), który jest człowiekiem niezwykle ostrożnym". - Oni otrzymali te informacje z prokuratury - powiedział publicysta.
Mimo to, Wildstein wycofał się ze swoich dzisiejszych słów. Po informacjach opublikowanych przez "Rzeczpospolitą" powiedział: "Polacy powinni wyjść na ulicę i żądać odwołania rządu". - Wtedy opierałem się na tych danych, które były opublikowane w "Rzeczpospolitej", w tej chwili oczywiście - w przeciwieństwie do drugiej strony, wyciągnam wnioski z tego co się dzieje. Okazuje się, że to co napisane było jako pewnik, pewnikiem nie jest, więc wycofuję się z tego - powiedział dziennikarz.
I dodał: - To była odpowiedź na bardzo konkretne fakty, które okazały się nie aż tak precyzyjne. Nie wycofuję się jednak ze stwierdzenia, że nie wierzę, aby przy tym rządzie dało się dojść prawdy, o tym co się stało w Smoleńsku - zaznaczył Wildstein.
Co z wiarygodnością?
Z kolei Tomasz Hypki ze "Skrzydlatej Polski" podkreślił: - Jeśli chodzi o wiarygodność tego autora (Gmyza), to warto przypomnieć, że ten sam autor napisał, że na podstawie przecieków, które ma z instytutu Sehna można z całą pewnością stwierdzić, że w kokpicie nie było gen. Błasika. Potem jak prokuratura, zmuszona tym artykułem, zdecydowała się odtajnić ten stenogram, okazało się, że był nie tylko gen. Błasik, ale też gen. Buk - powiedział Hypki.
I dodał: - Po opublikowaniu tych stenogramów ani redakcja, ani autor nie odnieśli się do tego. Taka jest wiarygodność i tego autora, i tej gazety - ocenił Hypki.
"Trudno wszystko zbadać"
Odnosząc się do rzekomej obecności materiałów wybuchowym na wraku Hypki zaznaczył: - Jeśli chodzi o materiały wybuchowe, to jeszcze długo można opowiadać, że mogły być. Mogły być tam też resztki dżemu lub jakieś inne rzeczy. Trudno wszystko zbadać i stwierdzić. Ja jako człowiek, który zna się na lotnictwie i rozumie co tam się stało, że na podstawie danych, które mamy z przynajmniej trzech rejestratorów, stenogramów, których zapisy znamy i śladów, które ten samolot zostawił w ostatniej fazie, można stworzyć jednoznaczny, nie budzący wątpliwości przebieg ostatnich chwil katastrofy - powiedział Hypki.
Autor: mn//mat / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24