Sąd Okręgowy w Olsztynie utrzymał wyrok sądu niższej instancji, który sprawcę utopienia swojego psa w rzece skazał na rok ograniczenia wolności i wykonywanie w tym czasie 30 godzin miesięcznie prac społecznych.
Andrzej P. utopił swego psa w maju ub. roku przywiązując do obroży psa worek z kamieniami. Na rozprawę w sądzie apelacyjnym P. nie przyjechał.
Apelację od wydanego w listopadzie przez sąd w Lidzbarku Warmińskim wyroku złożyło Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Jego działacze - Teresa Abramska z Olsztyna i Leszek Sierputowicz z Lidzbarka - chcieli, by sąd wydał w tej sprawie wyrok skazujący oskarżonego na karę więzienia bez zawieszenia.
Sąd oddalił apelację. Uznał, że kara bezwzględnego więzienia wiązałaby się z wysokimi kosztami społecznymi. - Skazany siedziałby w więzieniu na koszt społeczeństwa, które w tym czasie zapewne musiałoby także wspomóc opieką dwoje jego dzieci. Taki wyrok sprawia, że to skazany będzie pracował na rzecz społeczeństwa, a ma on pracować w sumie 360 godzin - zaznaczyła sędzia sprawozdawca Małgorzata Tomkiewicz.
Lepsze prace, niż więzienie
Sędzia podkreśliła, że skład rozpoznający apelację zgodził się z działaczami TOZ, iż w sprawach dotyczących znęcania się nad zwierzętami należy wydawać surowe wyroki, aby do świadomości społecznej dotarło, że "zwierzę nie jest rzeczą". Sędziowie uznali jednak, że w realiach sprawy dotyczącej utopienia psa wyrok nakazujący skazanemu prace społecznie użyteczne spełni znacznie lepiej swoją rolę, niż wsadzenie mężczyzny do więzienia.
"Zbyt łagodna kara"
Utrzymanie wyroku i argumenty sędziów o społecznym wymiarze kary w tej sprawie nie przekonały działaczy TOZ. Po wyroku w rozmowach z mediami Abramska i Sierputowicz twierdzili, że lepiej by się stało, gdyby Andrzej P. "choć na kilka miesięcy trafił do więzienia". Ich zdaniem kara ograniczenia wolności jest w tej sprawie zbyt łagodna.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24