Pierwsza noc pod domem premiera Donalda Tuska już za związkowcami. Na razie jest spokojnie. Ale, jak mówią stoczniowcy, nudzić się nie będą. - Dużo gości przyjedzie, dużo wywiadów będzie. Jakiś zespół się zgłosił, że nam urozmaici pobyt - mówił na antenie TVN24 Andrzej Nachola ze stoczni w Gdańsku.
Stoczniowcy, wśród których jest też delegacja Solidarności Zakładów Cegielskiego w Poznaniu, rozstawili w piątek po południu 10 namiotów. Zajęli teren między drzewami w pobliżu trawnika i placu zabaw, a także przy ogrodzeniu jednej z kamienic.
Manifestacja, która ma trwać do godz. 19 w niedzielę jest legalna, sopocki magistrat wydał na nią zgodę. Wejścia do kamienicy, w której znajduje się mieszkanie premiera, oddalonej od miejsca rozbicia namiotów o ok. 200 metrów, strzeże kilku policjantów.
Noc mało wygodna
Andrzej Nachola ze stoczni w Gdańsku mówił na antenie TVN24, że pierwsza noc pod domem Donalda Tuska nie była zbyt wygodna. - Korzenie od drzew uwierały - przyznał związkowiec. - Ale w końcu to protest, poza tym nie chcieliśmy niszczyć środowiska - dodał.
Dzień - jak prognozuje Nachola - ma być lepszy niż noc. - Dużo gości przyjedzie, dużo wywiadów będzie. Jakiś zespół się zgłosił, że nam urozmaici pobyt - wyliczył.
Jak powiedział, jeśli ta forma protestu nie poskutkuje, będzie inna. - Na razie Tusk nas olewa - stwierdził Nachola. I dodał: - Konkretny termin powinien powiedzieć (premier - red.): gdzie i kiedy, i się zwijamy. A tak po prostu musimy jednak dotrwać.
Związkowcy zamierzają czekać na szefa rządu do niedzielnego wieczora. Donald Tusk wyjechał bowiem na chrzciny wnuka. Do końca stoczni będziemy bronić - podkreślił Nachola.
Ale nie wszystkim podoba się "namiotowe miasteczko" stoczniowców. Wiceprzewodniczący komisji zakładowej Solidarności w Stoczni Gdańsk Karol Guzikiewicz przyznał, że w piątek wieczorem były skargi ze strony mieszkańców. Jednak, jak zapewnił dotyczyły tylko głośnej pracy agregatów prądotwórczych, których używały wozy transmisyjne stacji telewizyjnych.
Przeciwni zwolnieniom
Manifestacja Solidarności ma związek z planowanymi zwolnieniami w Stoczni Gdańsk. Z zakładu, który od stycznia 2008 r. jest własnością ukraińskiej spółka ISD Polska, w ramach restrukturyzacji ma odejść ok. 300 osób.
Ludzie ci mają otrzymać - zgodnie z ustawą o zwolnieniach grupowych - odprawy w wysokości trzech, dwóch lub jednej pensji (w zależności od stażu pracy).
Związek chce, by pracownicy dostali taką samą pomoc jak stoczniowcy w Gdyni i w Szczecinie w ramach specustawy stoczniowej: odszkodowania od 20 do 60 tys. zł, ofertę szkoleń zawodowych oraz zasiłek na czas przekwalifikowania się i poszukiwania pracy.
Protestujący chcą też rozmawiać z premierem na temat raportu NIK z kontroli restrukturyzacji i prywatyzacji sektora przemysłu stoczniowego w latach 2005-2007. Zdaniem stoczniowców, z raportu wynika, że Komisja Europejska otrzymała z Polski zawyżone dane dotyczące pomocy publicznej udzielonej gdańskiej stoczni.
mac ram
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot: PAP/Adam Warżawa