- To co się stało, to jest dzień kompromitacji Ameryki. Nie sądzę, by to było zamierzone przez jakichś wielkich wrogów Ameryki. Faktem jest, że nie upilnowano tego - mówi o ujawnionych przez Wikileaks depeszach Janusz Reiter. Zdaniem byłego ambasadora RP w Niemczech to wydarzenie niszczy zaufanie dla systemu działania dyplomatów.
Obaj goście Anity Werner - Janusz Reiter i Szewach Weiss - w "Faktach po Faktach" przyznali, że treść depesz ujawnionych przez portal nie jest sensacyjna i groźna. - Każdy, kto się choć trochę interesuje polityką międzynarodową, może sobie mniej więcej wyobrazić co jest w takich depeszach nie widziawszy ich - stwierdza Reiter.
- Natomiast fakt, że przeciekło tak wiele depesz utajnionych z archiwów światowego mocarstwa i ono nie potrafiło temu zapobiec, jest czymś dla tego mocarstwa głęboko zawstydzającym, a dla jego partnerów bardzo kłopotliwym, a dla przeciwników czymś bardzo zachęcającym, by dalej testować słabe punkty tego mocarstwa - analizuje Reiter i stwierdza, że to jest właśnie najbardziej niebezpieczne.
Zdaniem ambasadora "to dzień kompromitacji Ameryki", bo nie udało się upilnować tajności tych informacji.
Nauka dla ambasadorów
Profesor Szewach Weiss stwierdza natomiast, że wyciek jest cenną nauką dla wszystkich ambasadorów. - To jest lekcja żeby nie wysyłać zbyt wielu depesz. Premier Beniamin Netanjahu powiedział ciekawą rzecz czemu my nie jesteśmy tam wymieniani. Bo my jesteśmy w tych sprawach bardzo ostrożni. Więc amabasadorzy - ostrożnie, nie o wszystkim trzeba pisać - apelował były ambasador Izraela w Polsce.
- Najlepszą depeszą jest depesza nie wysłana i nie napisana - stwierdził profesor.
Zaznaczył też, że cała ta historia to też pewien sukces amerykańskich hakerów, którzy pracują dla władz i którzy nie doprowadzili do opublikowania naprawdę istotnych depesz. - Bo przecież w tych depeszach nie ma nic. To, że Arabia Saudyjska prosiła kiedyś o interwencję Stany Zjednoczone w Iranie, to przecież są wiadome sprawy - ocenił Szewach Weiss.
Z teorią o nauczce dla dyplomatów nie zgodził się Janusz Reiter. - To nie jest sprawa ambasadora jak ta depesza jest przekazywana i przechowywana. Ambasador, który pisze depeszę ma prawo oczekiwać, że ta depesza dotrze do tych osób, do których jest wysłana. I ma prawo oczekiwać, że ona nie będzie gdzieś później na jakimś targu. Jeśli wie, że tak się może się stać, musi ją inaczej formułować - powiedział były ambasador.
Ta gra ma pewne reguły
- To jest pewna gra, która ma pewne reguły. Jedną z nich jest to, że zachowuje się poufność depesz. Jeżeli ta reguła zostaje złamana to znaczy, że cały system reguł już nie działa. To podważa zaufanie do tego systemu. A to jest podstawa i dlatego jest to takie groźne - podkreśla Reiter.
Jego zdaniem to jest też pewien paradoks, że tak mało się wie o Wikileaks w takim kraju jak USA. - Wydawałoby się, że przy takiej intensywności działania najróżniejszych służb, których w Ameryce jest wyjątkowo wiele, coś takiego nie może się zdarzyć. Ale we wszystkim są ludzie. Cały problem polega na tym, że najprawdopodobniej jeden człowiek potrafił znaleźć tak słaby punkt w całym tym systemie, a ten system nie był na coś takiego przygotowany - analizuje dyplomata.
Według niego sprawa wycieków Wikileaks nie jest wielkim problemem w krajach zachodnich. - To, co tam jest o Niemczech, o Francji to są rzeczy banalne. Jednak w wielu krajach trzeciego świata to, że zostało ujawnione coś, co w zasadzie wiedziano, ale nie była to wiedza publiczna, to może być problem dla rządów – tam gdzie jest to zjawisko zachowania twarzy - ocenia Reiter i dodaje, że "to mogą być rządy, które są dla Ameryki ważne i tam będzie najboleśniejsza strata dla USA".
Motyw?
Według Janusza Reitera Assange jest teraz dla administracji amerykańskiej "człowiekiem znienawidzonym". Trudno jednak mówić o przyczynach jego działania. - Nie widać tutaj takiego szaleńczego ale idealistycznego motywu. Takim motywem mogłaby być pacyfistyczna postawa. Ujawnienie tajemnic MSZ amerykańskiego niczemu nie służy. To jest taki rys anarchistyczny - podsumowuje były ambasador.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24