Koniec z "wynajmowaniem brzuchów" i uznawaniem nie swoich dzieci? Matką będzie tylko kobieta, która urodziła dziecko, a genetyczna matka nie będzie miała żadnych praw. Z ojcem na odwrót. Musi być genetyczny - pisze "Gazeta Wyborcza"
Takie przepisy o macierzyństwie i ojcostwie rząd skierował właśnie do Sejmu w ramach nowelizacji kodeksu rodzinnego. To odpowiedź m.in. na problemy związane z zapłodnieniem in vitro.
Jak uregulować w Polsce in vitro, zastanawia się powołany przez premiera Donalda Tuska zespół ds. przygotowania ratyfikacji konwencji bioetycznej. Ale rząd kwestie macierzyństwa i ojcostwa chce rozstrzygnąć już.
Genetyczna matka bez praw
Problem ustalenia macierzyństwa dotyczy przede wszystkim kobiet, które nie mogą donosić ciąży i zawierają umowę z innymi kobietami, które stają się matkami zastępczymi. Wszczepia się embrion powstały in vitro, a po urodzeniu matka zastępcza oddaje dziecko matce genetycznej. Najczęściej w zamian za "zadośćuczynienie".
Popularnie mówi się o "wynajmowaniu brzuchów". Od lat dzieje się to na Zachodzie, od niedawna - w Polsce. Pojawiło się nawet biuro pośrednictwa kojarzące matki zastępcze i pary, które chcą mieć dziecko. Opisała je najnowsza "Polityka". Centrum Pośrednictwa "Elizabeth - Matki Zastępcze" zarejestrowała w Piasecznie pod Warszawą kilka miesięcy temu matka dwójki dzieci. Na pomysł wpadła, znalazłszy w internecie ogłoszenia par szukających matki zastępczej. Sama też chce wynająć swój brzuch.
Rządowy projekt odbiera matce genetycznej jakiekolwiek prawa do dziecka: "Matką dziecka jest kobieta, która je urodziła" - brzmi definicja macierzyństwa. Matka genetyczna będzie musiała adoptować urodzone przez matkę zastępczą dziecko. Gdyby ta nie chciała jej dziecka oddać, matka genetyczna będzie bez szans.
- W polskim prawie nie ma dziś definicji macierzyństwa, wobec postępu biotechnologii trzeba było ją przyjąć. To rozwiązanie odpowiada przyjętym w wielu krajach. Może też zapobiec zjawisku "wynajmowania brzuchów" - mówi sędzia Dagmara Pawełczyk-Woicka z Ministerstwa Sprawiedliwości, które przygotowało rządowy projekt.
- Nie widzę niczego złego w zniechęcaniu do korzystania z matek zastępczych. To kontrowersyjny sposób rozwiązywania problemów z donoszeniem ciąży - dodaje dr Krzysztof Papis, embriolog pracujący m.in. w warszawskiej Przychodni Leczenia Niepłodności "nOvum".
Trzeba będzie się pobierać
Projekt rządowy zachowuje dzisiejszą zasadę, że ojcem dziecka jest mąż matki. Zmienia się sytuacja par niemałżeńskich. Do tej pory mężczyzna za zgodą niezamężnej matki po prostu oświadczał, że uznaje dziecko i był wpisywany do jego aktu urodzenia. Teraz może to zrobić tylko, jeśli jest ojcem genetycznym.
Nowy przepis uderza w niezamężne pary, w których mężczyzna jest bezpłodny. Jeśli zdecydują się na zapłodnienie nasieniem anonimowego dawcy, partner matki nie będzie mógł być uznany za ojca.
Pogorszy się też sytuacja innych dzieci pozamałżeńskich, bo mężczyzna, który nie jest ich genetycznym ojcem, a chciałby je wychowywać od urodzenia, nie będzie mógł być wpisany w akcie urodzenia jako ojciec. W grę wchodzić będzie jedynie adopcja.
Tajemnica pochodzenia
Dziś dziecko adoptowane albo urodzone w wyniku zapłodnienia nasieniem anonimowego dawcy nie ma prawa do poznania swojego pochodzenia. Dane o biologicznych rodzicach są chronione. A to nie tylko sprawa podstawowej wiedzy, ale czasami ratowania zdrowia - np. jeśli potrzebny byłby mu przeszczep szpiku czy wątroby. Rządowy projekt nic tu nie zmienia.
- Dziecko powinno mieć prawo do poznania swego genetycznego pochodzenia - uważa dr Krzysztof Papis. - Ale to prawo nie powinno służyć wymuszaniu alimentów. Dlatego należy je przyznać dziecku dopiero po uzyskaniu dorosłości.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24