Ministerstwo Zdrowia nie czuje się odpowiedzialne za to, że do polskich szpitali trafiło ponad 150 tysięcy brudnych strzykawek. - Ewidentną winę ponosi dyrektor radomskiego szpitala - mówi w "Sygnałach Dnia" Zbigniew Religa.
- Dyrektor radomskiego szpitala zaniedbał swój obowiązek zgłaszając sprawę jedynie do prokuratury, ale nie informując Urzędu Rejestracji Leków. Całej sprawy w ogóle by nie było, gdyby dyrektor dopełnił wszystkich procedur - powiedział w Polskim Radiu minister Religa.
Według Religi w "aferze strzykawkowej" doszło do "kuriozalnej sytuacji": dyrektor szpitala nie zawiadomił o właściwych władz medycznych, a prokuratura nie podjęła stosownych działań, sądząc, że zrobił to właśnie szpital.
Według "Dziennika" strzykawki mogły trafić nawet do 150 szpitali, przychodni i hurtowni. Od grudnia do dziś nie ustalono ani które to były szpitale, ani ile z jednorazówek użyto. Radomska prokuratura twierdzi, że nie robiono nimi zastrzyków. Jednak, jak pisze "Dz", zużyta została prawie połowa z nich.
Wczoraj śledztwo w tej sprawie, które toczyło się od grudnia w Radomiu, przeniesiono do Lublina - "za opieszałość" i "nieudolność" - donosi gazeta.
Jak pisze "Dziennik", ministerstwo zdrowia zbagatelizowało problem i obarczyło odpowiedzialnością producenta oraz radomski szpital, który w grudniu 2006 r. zawiadomił prokuraturę o brudnych strzykawkach, ale nie poinformował Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. Jednak informację o zanieczyszczonych strzykawakach Urząd dostał 20 lipca, a komunikat o wycofaniu niebezpiecznych strzykawek znalazł się na internetowej stronie urzędu dopiero 31 lipca - informuje gazeta.
Prezes Urzędu Rejestracji Leszek Borkowski zapowiedział wczoraj, że złoży doniesienie do prokuratury w sprawie "afery strzykawkowej". Dyrekcja szpitala, dystrybutor strzykawek i producent mieli obowiązek zawiadomić o skażonej serii jednorazówek. Wówczas urząd wycofałby wadliwą serię ze wszystkich szpitali w Polsce - pisze "Dziennik". Za ukrywanie "incydentu medycznego" grozi nawet rok więzienia.
Firma Becton Dickinson przez sieć dystrybutorów sprzedała jednorazówki do 150 szpitali oraz hurtowni. Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych uważa, że tylko producent może ustalić, gdzie są teraz strzykawki z feralnych serii. Najbardziej podejrzana jest jedna seria, odkryta w Radomiu, w której były strzykawki z resztkami much i ciemnymi zanieczyszczeniami. Zrobienie nimi zastrzyków grozi zakażeniem krwi, a nawet śmiercią.
Dotychczas nie wiadomo, do ilu placówek medycznych trafiła feralna seria 0607186. Obecnie jest wycofywana z rynku. Firma Becton Dickinson oświadczyła, że "wszczęła intensywne działania wyjaśniające". Strzykawki bada też hiszpański nadzór farmaceutyczny (skażona partia strzykawek została wyprodukowana w Hiszpanii).
Źródło: "Dziennik", "Gazeta Wyborcza"