Lekowy eksperyment. Prokuratura bada przypadki śmierci pacjentów poznańskiego szpitala

Źródło:
TVN24
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Fragment reportażu
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Fragment reportażuTVN24
wideo 2/3
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Fragment reportażuTVN24

W renomowanym poznańskim szpitalu dochodziło do tajemniczych powikłań po użyciu leku przeznaczonego do leczenia skutków zawałów lub zatorów. Prokuratura bada zgony kilkudziesięciu pacjentów. Sprawa być może nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie pewien dociekliwy lekarz – kiedy zaczął szukać odpowiedzi na pytania o powikłania, nabrał podejrzeń, że w szpitalu mogły być stosowane nielegalne praktyki medyczne. Reportaż Jakuba Stachowiaka i Łukasza Cieśli.

ZOBACZ CAŁY REPORTAŻ W INTERNECIE>>>

Szpital Kliniczny Przemienienia Pańskiego w Poznaniu założono w 1823 roku w dawnym klasztorze sióstr Bernardynek. To najstarsza - i uznawana za najbardziej renomowaną - placówka lecznicza w Poznaniu. Rocznie w klinice, która podlega Uniwersytetowi Medycznemu, leczonych jest ponad 35 tysięcy pacjentów.

Kilka miesięcy temu dziennikarze "Superwizjera" zaczęli docierać do pacjentów, którzy w ostatnich latach przebywali w szpitalu na oddziale chirurgii naczyniowej. Odnaleźli żonę pana Leszka, 61-letniego pracownika zakładów mięsnych. Mężczyzna trafił do szpitala z bólem nogi. - Podłączyli mu jakieś urządzenia i zaczęli podawać leki – mówi jego żona pani Gabriela. Kobieta twierdzi, że jej mąż był w dobrym stanie zdrowia. – Tylko go bolało pod kolanem – przekazuje pani Gabriela.

Pan Leszek trafił do szpitala w środę. Diagnoza: wykrzepnięty tętniak pod kolanem. "Parametry życiowe w granicach normy" – zapisał lekarz. O godzinie 20.30 zapisano, że "lekarz dyżurny podłączył lek Actilyse". "Od godz. 22 chory zgłasza bardzo silne dolegliwości bólowe kończyny dolnej prawej. Ciśnienie krwi wzrosło bardzo mocno" – zapisano. Następnie, że "o godz. 3.30 chory zakrwawił z pachwiny z cewnikiem, dołożono opatrunku" – wskazano.

W piątek, czyli w dwa dni po przyjęciu, stan był poważny. Od około 14.30 stwierdzono, że chory jest "niespokojny, pobudzony". "Tętno dochodziło do 170 uderzeń na minutę" – zapisał lekarz. "Choremu na zlecenie chirurga odstawiono lek Actilyse, a następnie przewieziono na blok operacyjny" – zapisano w karcie pana Leszka.

- Poszłam do gabinetu i lekarz, który męża przyjmował, kazał mi usiąść. Zaczął owijać, nie wiedziałam o co mu chodzi. To ja mówię: żeście mężowi nogę obcięli? Tak w pierwszej chwili pomyślałam. On mówi, że nie, więc ja pytam: co w końcu? To co, on nie żyje? A on mówi: tak, nie żyje – opowiada kobieta. Mąż pani Gabrieli zmarł o godzinie 15.25, po przewiezieniu na salę operacyjną, dwie doby od przyjęcia do szpitala.

Jako przyczynę śmierci podano pęknięty tętniak tętnicy podkolanowej i niewydolność oddechowo-krążeniową. – Jeżeli pacjent umierał z powodu krwawienia wewnętrznego, a nie miał jakiegoś urazu czy nie przechodził jakiegoś innego traumatycznego wydarzenia, to trudno poszukiwać jakiejś innej przyczyny oprócz podawania tego leku, gdzie wiedzieliśmy, że ten lek może powodować krwawienia wewnętrzne – mówi doktor K., były lekarz Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego.

Lekarz mówi, że w poznańskim szpitalu stosowano lek wbrew wskazaniomTVN24

Stosowanie leku wbrew wskazaniom

Czym jest Actilyse? To specjalistyczny i drogi lek ratujący zdrowie i życie chorym z problemami układu krążenia. Mówiąc potocznie – rozpuszcza skrzepy krwi, zapobiegając zatkaniu żył i śmierci chorego. Nie jest dostępny w zwykłych aptekach. Koszt jednej 50-miligramowej fiolki to ponad 3,5 tysiąca złotych.

- Ten lek stosowaliśmy w różnych wskazaniach. Pierwsze to wskazanie neurologiczne, w leczeniu świeżego udaru mózgu, drugie we wskazaniu kardiologicznym w leczeniu ostrego zawału serca oraz w leczeniu zatorowości płucnej – informuje były lekarz poznańskiego szpitala. – Natomiast w zakresie chirurgii naczyniowej, jeśli chodzi o leczenie zakrzepicy żylnej oraz zakrzepicy tętniczej, takiej rejestracji w Polsce nie było – dodaje.

Lek Actilyse w Polsce zarejestrowano po to, by ratować chorego po zawale, udarze i zatorze płuc. Leczenie skutków innych schorzeń – na przykład zakrzepicy żył w nogach – teoretycznie jest możliwe, ale w takim przypadku wiąże się ryzykiem poważnych powikłań – krwotokiem, a nawet śmiercią. Jak wynika z ustaleń reporterów "Superwizjera", lekarze w klinice Przemienienia robili to jednak, tłumacząc to zasadą off label – stosowania leku wbrew wskazaniom, jeśli medykament miałby pomóc w wyzdrowieniu. Powinno to być jednak działanie, jak mówią obecni i byli lekarze – na zasadzie wyjątku od reguły. W klinice w Poznaniu, jak twierdzą – to jednak regułą było. Na przestrzeni lat przynajmniej kilkaset razy.

- On nie ma rejestracji do tego schorzenia, lecz możemy go podawać w tym schorzeniu również, jeżeli pacjent zostanie poinformowany o całej procedurze - twierdzi anonimowo jeden z byłych chirurgów Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego. – Pacjent musi to wiedzieć, musi wyrazić na to zgodę, musi być przez lekarza poinformowany, że robimy coś być może dla niego bardzo dobrego, ale poza oficjalną rejestracją – podkreśla.

Inny chirurg przyznaje, że "pacjenci o niczym nie wiedzieli". – A my nie wiedzieliśmy dokładnie, jak to Actilyse dawkować. Zaczęliśmy od dużych dawek, co w niektórych przypadkach kończyło się udarami krwotocznymi lub zgonem pacjentów – zdradza.

Pani Gabriela mówi, że nikt jej nie wyjaśnił co się dokładnie stało i każdy unikał odpowiedzi. – Tylko pielęgniarka mówi, że mam podpisać, że nie będę miała roszczeń. Jak ja nie wiedziałam, co się dzieje, to jak miałam nie podpisać, że nie będę miała roszczeń? – twierdzi. – A skąd ja miałam wiedzieć, że mąż dostaje takie lekarstwa, po których może umrzeć? – dodaje.

"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Pierwsza część rozmowy w studiu
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Pierwsza część rozmowy w studiuTVN24

Krytyczny raport o powikłaniach po zastosowanym leku

Actilyse do leczenia poza wskazaniami na oddziale chirurgii naczyniowej wprowadził jego szef, profesor Grzegorz O. Gdy lek był już w szpitalu w powszechnym użyciu, profesor O. nakazał swojemu podwładnemu analizę 300 przypadków, w których medykament ten stosowano. Przypadków - co ważne – chorych, którzy trafili do szpitala z diagnozą zakrzepicy żył w nogach.

- To był dla mnie zaskakujący fakt, że ja otrzymuję polecenie przeprowadzenia analizy leku, który stosujemy już od kilku lat. Analizuję pierwsze pięćdziesiąt przypadków, dowiaduję się z tej analizy, że są powikłania również śmiertelne, nikt nie zgłasza żadnych powikłań, nikt nie robi żadnej analizy – mówi dr K. – W żaden sposób nie jest monitorowane leczenie tych pacjentów. Stwierdzenie takich faktów, to po prostu wiało zgrozą. Kiedy zakończyłem analizę tych pięćdziesięciu przypadków, przedstawiłem swojemu kierownikowi raport, na który on zareagował dosyć agresywnie – dodaje.

Raport, który napisał dr K., mógł wskazywać na to, że podawanie leku wbrew wskazaniom może być przyczyną śmierci pacjentów. Jak wynika z ustaleń dziennikarzy "Superwizjera", okazało się, że chorzy nie byli informowani o podawaniu tego leku poza wskazaniami i nie podpisywali w związku z tym żadnych zgód. Prof. O. po przeczytaniu raportu miał zabrać lekarzowi pozostałą do zbadania dokumentację medyczną.

- W tym czasie umiera kolejny pacjent, który otrzymywał lek Actilyse – mówi dr K. Stwierdził, że o tym fakcie nie ma sensu informować ani jego przełożonego, ani dyrekcji szpitala, bo oni wiedzieli o tych powikłaniach i zgonach. – Informuję rektora uczelni, wysyłając mu informację w tej sprawie, że umarł kolejny pacjent, któremu podano lek Actilyse. Od rektora uczelni nie otrzymuję żadnej informacji. Po miesiącu otrzymuję wypowiedzenie mojej pracy z uniwersytetu, bez podania jasnych przyczyn. Muszę zdać klucze do gabinetu i pracowni, spakować się w kartonowe pudełka i w ciągu godziny opuścić szpital – dodaje.

Prokuratura bada sprawę zgonów 23 pacjentów poznańskiego szpitala, u których stosowano lek ActilyseTVN24

Leki "stosowano zawsze na podstawie indywidualnych decyzji lekarskich"

Ilu było takich pacjentów, jak mąż pani Gabrieli? Ile osób zmarło w szpitalu po podaniu Actilyse wbrew wskazaniom medycznym? Dlaczego o stosowaniu leku nie informowano chorych? I wreszcie – jeśli lek podawano wbrew zaleceniom – dlaczego nie został to nigdzie zgłoszone? Dziennikarze "Superwizjera" zapytali o to dyrektora Szpitala Przemienienia Pańskiego.

- Z całą odpowiedzialnością muszę stwierdzić, że nikt nie zgłaszał żadnych problemów z tym lekiem – odpowiada dr hab. med. Szczepan Cofta. Zapytany, czy pacjenci byli informowani o stosowaniu leku – wskazuje, że na problem nie można patrzeć w sposób ogólny, a każdy z przypadków należy rozpatrywać oddzielnie. – Do tej pory nikt nie wskazał żadnego zastrzeżenia. (…) Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości dotyczące zastosowania leku X w tym szpitalu, to proszę żeby je zgłosił odpowiednim organom i zgłosił w sposób oficjalny do dyrekcji szpitala albo do izby lekarskiej – wskazał dyrektor.

- Generalnie nie doszło do żadnych nagannych, niezgodnych z prawem stosowań leków – zapewnia dr hab. med. Szczepan Cofta. – Nie wiem, czy stosowano leki poza wskazaniami. Natomiast stosowano zawsze na podstawie indywidualnych decyzji lekarskich – dodaje.

Doktor K. wspomina "dziwne" spotkanie z dyrektorem głównym szpitala. – W jasny sposób zakomunikował mi, że jeżeli będę występował dalej w opozycji przeciwko swojemu kierownikowi, to stracę w klinice pracę. Lekarz naczelny szpitala odpowiedział mi, że całą odpowiedzialność podejmuje mój były szef i to są wszystko jego decyzje. Mam, jak gdyby się temu podporządkować – mówi.

Dyrektor Szczepan Cofta zapytany o rozmowę z doktorem K. mówi, że jej nie pamięta. – Gdyby była ona z całą mocą przedstawiona, to wydaje mi się, że podjąłbym jakieś środki wyjaśniające – stwierdza. – W życiu rozmawiałem z nim trzy, cztery razy – dodaje. Dr hab. med. Szczepan Cofta zapytany o okoliczności zwolnienia lekarza stwierdza, że nie pamięta szczegółów. – To jest bzdura totalna – odpowiada na stwierdzenie, że lekarz został zwolniony w związku z podejrzeniami o nieprawidłowe stosowanie leku.

Przez lata szefem oddziału chirurgii naczyniowej był prof. Grzegorz O. Cieszył się sławą zarówno świetnego specjalisty, jak i kontrowersyjnego szefa. – Nie było z nim możliwości żadnej komunikacji, dlatego, że miał on charakter dosyć gwałtowny i bardzo często przechodził do krzyku – ocenia doktor K. Były lekarz poznańskiej placówki stwierdza, że łączyło się to z różnymi wyzwiskami albo obrażaniem.

Na prof. O. skarżyli się nie tylko lekarze, ale i studenci. Napisali nawet w tej sprawie list do rektora uniwersytetu medycznego. Szef oddziału oskarżany był także przez podwładnych o mobbing. Dr K. po zwolnieniu z pracy oddał sprawę do sądu – i wygrał. Sąd uznał, że zwolniono go niezgodnie z prawem, nakazał przyjąć go z powrotem do szpitala. Lekarz do kliniki już jednak nie chciał wrócić.

"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Druga część rozmowy w studiu
"Lekowy eksperyment i zgony pacjentów". Druga część rozmowy w studiuTVN24

Badania bez zgody komisji bioetycznej

O kontrowersjach związanych ze stosowaniem Actilyse wiedziały władze uniwersytetu medycznego, któremu formalnie podlegał Szpital Przemienienia Pańskiego - i to jeszcze zanim pismo do rektora wysłał dr K. Stało się tak, bo na uczelnię trafiły anonimy zarzucające nielegalne działanie profesorowi Grzegorzowi O. Uczelnia powołała komisję, która wydała oświadczenie oczyszczające prof. O. z zarzutów.

"W świetle przedstawionych powyżej czynności i ustaleń (…) stwierdza się, że (zarzuty-red) (…) w związku z fałszowaniem dokumentacji, prowadzeniem badań klinicznych bez zgody komisji bioetycznej dotyczącej pacjentów oraz fałszowania dokumentacji zmarłych pacjentów są pozbawione jakichkolwiek podstaw i zupełnie niewiarygodne" – czyta oświadczenie rzecznik Uniwersytetu Medycznego prof. dr hab. Maciej Wilczak. – To są nasze ustalenia w zakresie wniosków, które zostały w tych komisjach wypracowane – wyjaśnia.

Mimo oficjalnego oczyszczenia z podejrzeń, profesor O. przestał pracować w szpitalu w Poznaniu. Oficjalnie nie ma to związku z aferą Actilyse, ponieważ lekarz – zdaniem władz kliniki - oficjalnie nie prowadził żadnych eksperymentów naukowych. – My jako instytucja uniwersytecka i odpowiednie ciało w tym zakresie powołane, czyli komisja bioetyczna, nie posiadała wiedzy na temat sposobu realizowania jakichkolwiek badań związanych z tym lekiem – wskazuje prof. dr hab. Maciej Wilczak. - Wedle mojej wiedzy nie wydaje się, aby można było prowadzić tego typu badania bez zgody komisji bioetycznej. Taka zgoda powinna być zawsze udzielana – dodaje.

Rzecznik Uniwersytetu Medycznego prof. dr hab. Maciej WilczakTVN24

Prokuratura bada przypadki zgonów pacjentów poznańskiego szpitala

Prokuratura w tym czasie przynajmniej od dwóch lat wiedziała, że w szpitalu przy ul. Długiej dochodzi do poważnych powikłań i zgonów pacjentów. Zawiadomił ją doktor K. Śledczy odmówili jednak wszczęcia postępowania. Sprawą na poważnie zajęli się dopiero latem 2019 roku, kiedy historiami pacjentów zainteresowali się dziennikarze.

Szef Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Michał Smętkowski mówi, że w tej chwili trudno powiedzieć o jakiej skali mówimy, jeśli chodzi o fałszowanie dokumentów, czy o prowadzenie "eksperymentów medycznych". – Dopiero po zabezpieczeniu dokumentacji i zweryfikowaniu jej, będziemy mogli powiedzieć, czy w ogóle doszło do popełnienia przestępstwa. A jeśli tak, to będziemy starali się ustalić, kto dopuścił się tego czynu – wyjaśnia. - W tej chwili istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa, natomiast pełną wiedzę będziemy mieć dopiero po przeprowadzeniu postępowania – dodaje.

Prokuratura bada przypadki zgonów pacjentów poznańskiego szpitalaTVN24

Reporterzy "Superwizjera" dotarli do informacji, z których wynika, że szef kliniki, prof. O., otrzymywał pieniądze od firmy farmaceutycznej, produkującej Actilyse. Z dokumentów wynika, że były to pieniądze m.in. za wykłady oraz za zasiadanie w radzie doradczej firmy. Dziennikarze próbowali zapytać producenta leku o pieniądze wypłacane szefowi oddziału chirurgii - ani w Polsce, ani w niemieckiej centrali firmy nikt nie zgodził się na rozmowę przed kamerą.

Dziennikarze otrzymali maile z informacjami o tym, że sprawy wynagradzania lekarzy objęte są tajemnicą. Firma oświadczyła też, że nie wiedziała o żadnych eksperymentach z lekiem i nikomu takich badań nie zlecała.

Dyrektor dr hab. med. Szczepan Cofta informuje, że lek dalej jest stosowany w szpitalu. – To jeden z podstawowych leków stosowanych w chirurgii naczyniowej, w kardiologii i kardiochirurgii. To lek powszechnie dostępny w postępowaniu na świecie – wskazał. Zapytany o sprawę profesora O. i tego, że był wynagradzany przez producenta leku odpowiada, że nie wie nic na ten temat i "nie chce tego osądzać", bo taka sugestia wymagałaby sprawdzenia. – Byłoby to rzeczą absolutnie naganną. Relacje lekarzy z przemysłem farmaceutycznym wymagają olbrzymiej ostrożności i byłoby to związane z konfliktem interesu – ocenia.

Na wszystkie pytania dziennikarzy: o stosowanie leku, podejrzane zgony i pieniądze od firmy farmaceutycznej odpowiedzi zna jedna osoba - były szef kliniki, prof. Grzegorz O. Reporterzy "Superwizjera" wielokrotnie próbowali się z nim w tej sprawie skontaktować. Nie odbierał telefonów albo rozłączał połączenie, nie reagował na sms-y z prośbą o spotkanie. Dziennikarze szukali go w Opolu, gdzie teraz pracuje - i w Poznaniu, gdzie przyjmuje w prywatnym gabinecie. - Nie jestem upoważniony, żeby rozmawiać z wami o pacjentach - odpowiedział, gdy dziennikarze spotkali go przy jednej z placówek.

Prokuratura sprawdza przypadki zgonów przynajmniej 23 pacjentów poznańskiego szpitala. Biegli muszą odpowiedzieć na pytanie, czy metody profesora O. były zgodne z prawem i standardami medycznymi, czy też próbą niekonwencjonalnego leczenia chorych.

Śledczy mają nie lada orzech do zgryzienia, bo w grę wchodzą także podejrzenia o fałszowanie dokumentacji medycznej i niejasności związane z przeszczepami żył. Na te ustalenia czekają chorzy i ich rodziny. Chcą wiedzieć, czy próbowano ich leczyć i ratować życie, czy też potraktowano ich jak króliki doświadczalne.

Autorka/Autor:asty

Źródło: TVN24

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Pozostałe wiadomości

Publicznie wszyscy mówią, że to jest świetna decyzja, ale już nieoficjalnie jest na razie wyczekiwanie - mówiła dziennikarka "Faktów" TVN Arleta Zalewska o reakcji polityków PiS na kandydaturę Karola Nawrockiego na prezydenta. - "Bez szału, ale do ukształtowania" - to jedna wiadomość od znanego polityka. "Mogło być lepiej, ale i mogło być gorzej" - to drugi SMS - cytowała Zalewska w programie "W kuluarach".

"Bez szału, ale do ukształtowania". Co w kuluarach mówi się o Nawrockim

"Bez szału, ale do ukształtowania". Co w kuluarach mówi się o Nawrockim

Źródło:
TVN24

Rosyjski samolot pasażerski zapalił się po wylądowaniu na lotnisku w Antalyi w Turcji. Wszystkich 89 pasażerów i 6 członków załogi zostało bezpiecznie ewakuowanych.

Rosyjski samolot pasażerski zapalił się na lotnisku w Antalyi

Rosyjski samolot pasażerski zapalił się na lotnisku w Antalyi

Źródło:
Reuters

"Każdy z rywali jest poważnym wyzwaniem, kto zlekceważy konkurentów - przegra wybory. W takich wyścigach nie ma pewniaków. Coś o tym wiemy" - napisał Donald Tusk. Wpis premiera został zamieszczony po ogłoszeniu, że kandydatem PiS na prezydenta będzie Karol Nawrocki.

PiS odsłoniło karty. Donald Tusk komentuje i przestrzega

PiS odsłoniło karty. Donald Tusk komentuje i przestrzega

Źródło:
TVN24, PAP

Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, został kandydatem Prawa i Sprawiedliwości w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. W swoim przemówieniu w trakcie konwencji w Krakowie odniósł się między innymi do kwestii bezpieczeństwa, gospodarki czy rządów prawa. Oto najważniejsze punkty jego wystąpienia.

"Pierwsza obietnica", podatki i "wielkie projekty". Kluczowe momenty przemówienia Nawrockiego

"Pierwsza obietnica", podatki i "wielkie projekty". Kluczowe momenty przemówienia Nawrockiego

Źródło:
TVN24, PAP

Karol Nawrocki - prezes Instytutu Pamięci Narodowej, były bokser i piłkarz, a z wykształcenia historyk - będzie kandydatem Prawa i Sprawiedliwości w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Oto, co wiemy o 41-letnim kandydacie.

Karol Nawrocki z poparciem PiS. Kim jest 41-letni prezes IPN?

Karol Nawrocki z poparciem PiS. Kim jest 41-letni prezes IPN?

Źródło:
tvn24.pl

Na stacji benzynowej przy ulicy Radzymińskiej w Warszawie jeden z samochodów uderzył w dystrybutor gazu, który zaczął się intensywnie wydobywać. Łącznie w wypadku uczestniczyło pięć samochodów. Jak przekazał młodszy brygadier Artur Kamiński z warszawskiej PSP, dwie osoby zostały poszkodowane. Strażacy ewakuowali ludzi przebywających na stacji oraz w pobliskiej restauracji, a także odcięli gaz i prąd.

Wypadek na stacji benzynowej. "Było bardzo duże zagrożenie wybuchu"

Wypadek na stacji benzynowej. "Było bardzo duże zagrożenie wybuchu"

Źródło:
TVN24

IMGW przestrzega przed zagrożeniami pogodowymi. Nadchodzące dni przyniosą nam powrót silnego wiatru, a miejscami będą snuły się gęste mgły. Sprawdź, gdzie będzie niebezpiecznie.

Prognoza zagrożeń IMGW. Na horyzoncie mgła i silny wiatr

Prognoza zagrożeń IMGW. Na horyzoncie mgła i silny wiatr

Aktualizacja:
Źródło:
IMGW

Policjanci zatrzymali dwuosobową załogę prywatnego pogotowia, która próbowała wwieźć na mecz materiały pirotechniczne. Jechali na stadion karetką na sygnale. Grozi im do pięciu lat więzienia. Jak poinformował Robert Szumiata z Komendy Stołecznej Policji, kierowcą był student medycyny bez uprawnień do prowadzenia pojazdów uprzywilejowanych.

Karetką na sygnale próbowali wwieźć na mecz materiały pirotechniczne

Karetką na sygnale próbowali wwieźć na mecz materiały pirotechniczne

Źródło:
Policja Warszawa

Początek tygodnia przyniesie nam sporą zmianę w pogodzie. Na termometrach pojawią się znacznie wyższe wartości niż te obserwowane od kilku dni. Co będzie źródłem tej anomalii? Synoptyk tvnmeteo.pl Tomasz Wakszyński przeanalizował prognozy sytuacji barycznej, która może przynieść nam nawet 10 stopni więcej niż zazwyczaj o tej porze roku.

Ogromna anomalia temperatury w Polsce. Co wydarzy się w poniedziałek

Ogromna anomalia temperatury w Polsce. Co wydarzy się w poniedziałek

Źródło:
tvnmeteo.pl

Ulewny deszcz i grad nawiedził w piątek stolicę Madagaskaru. Warunki pogodowe zaskoczyły mieszkańców Antananarywy - do opadów doszło w suchym okresie, na długo przed początkiem pory deszczowej. Zjawisko miało dość nietypowe wyjaśnienie.

Sztucznie wywołali deszcz, zalało stolicę

Sztucznie wywołali deszcz, zalało stolicę

Źródło:
PAP, Madagascar-Tribune.com

Samochód z trzema osobami w środku przebił barierkę na moście i wpadł do wody. Patrol policji, który przejeżdżał obok, wyciągnął auto na brzeg. W aucie znajdował się kierowca, pasażer i dwuletnia dziewczynka. Dziecko zostało przewiezione do szpitala.

Przejeżdżali przez most, zauważyli auto w rzece. W samochodzie kierowca, pasażer i mała dziewczynka

Przejeżdżali przez most, zauważyli auto w rzece. W samochodzie kierowca, pasażer i mała dziewczynka

Źródło:
tvn24.pl

We wpisie Instytutu Pamięci Narodowej - zdaniem europosła Krzysztofa Brejzy - zamieszczono wpis o charakterze "czysto partyjnej i politycznej agitacji na rzecz jednego z kandydatów na prezydenta". Post pojawił się niespełna dwie godziny po ogłoszeniu Karola Nawrockiego na prezydenta PiS. W związku z tym Brejza zwrócił się do IPN z "pilną interwencją".

Wpis o Karolu Nawrockim na profilu IPN. "Pilna interwencja" Krzysztofa Brejzy

Wpis o Karolu Nawrockim na profilu IPN. "Pilna interwencja" Krzysztofa Brejzy

Źródło:
tvn24.pl

Karol Nawrocki ma swój dorobek, ale nie jest związany z partyjną nawalanką - tak o kandydacie PiS-u na prezydenta mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 poseł tej partii Janusz Cieszyński. Europoseł Koalicji Obywatelskiej Andrzej Halicki, odnosząc się do przemówienia kandydata, spuentował to słowami - "Co miałem do powiedzenia, przeczytałem. Tekst napisał prezes Kaczyński. Dziękuję za to, że mnie wybrał".

"Przemówienie określiłbym puentą: Co miałem do powiedzenia, przeczytałem. Tekst napisał prezes"

"Przemówienie określiłbym puentą: Co miałem do powiedzenia, przeczytałem. Tekst napisał prezes"

Źródło:
TVN24
"Tu jest taka rurka, a tu dziurka". Marek Raczkowski chciał sprzedać nerkę, by ratować pęcherz

"Tu jest taka rurka, a tu dziurka". Marek Raczkowski chciał sprzedać nerkę, by ratować pęcherz

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Ogromne stado żubrów przebiegło przez drogę w okolicach Szudziałowa w województwie podlaskim. Materiał otrzymaliśmy na Kontakt24. Na nagraniu widać grupę zwierząt w różnym wieku, od młodych osobników po majestatyczne, dojrzałe zwierzaki.

Stado żubrów zatrzymało ruch

Stado żubrów zatrzymało ruch

Źródło:
Kontakt24, tvnmeteo.pl, bia24.pl

Sztab generalny armii ukraińskiej poinformował o ataku na stację radarową przeciwlotniczego systemu rakietowego S-400 w obwodzie kurskim w Rosji. Według ekspertów wojskowych w Kijowie, zaatakowany sprzęt "terroryzował" przygraniczne tereny Ukrainy, ponieważ był wykorzystywany do ostrzałów celów na ziemi.

System, który "terroryzował" przygraniczne regiony. Atak na S-400 w obwodzie kurskim

System, który "terroryzował" przygraniczne regiony. Atak na S-400 w obwodzie kurskim

Źródło:
NV, tvn24.pl

Najpierw zapowiedzieli zwolnienie 5,5 tysiąca osób, a teraz tną pensje dla 10 tysięcy pracowników. Tak Bosch próbuje znaleźć pieniądze w obliczu dużej konkurencji z Chin.

Zwolnienia to za mało. Obetną także pensje

Zwolnienia to za mało. Obetną także pensje

Źródło:
Reuters

Komenda Stołeczna Policji poinformowała, że policjant, który postrzelił swojego kolegę podczas interwencji na ulicy Inżynierskiej w Warszawie, pełnił służbę od ponad roku. W związku ze śmiercią funkcjonariusza prokuratura wszczęła śledztwo. Według ustaleń dziennikarza tvn24.pl, policjant, który strzelał, był bardzo dobrze oceniany przez przełożonych.

Policjant, który oddał śmiertelny strzał, pełnił służbę od ponad roku. "Powstrzymajmy się od wyroków"

Policjant, który oddał śmiertelny strzał, pełnił służbę od ponad roku. "Powstrzymajmy się od wyroków"

Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP
Ziemia podnosi się tu o 2 centymetry miesięcznie. Przygotowują się na najgorsze

Ziemia podnosi się tu o 2 centymetry miesięcznie. Przygotowują się na najgorsze

Źródło:
tvn24.pl
Premium

Do tragicznego wypadku trzech aut doszło w Przyłubiu (woj. kujawsko-pomorskie). Dwie osoby zginęły na miejscu, trzy trafiły do szpitala.

Łódź spadła z przyczepy i uderzyła w jadący samochód. Dwie osoby zginęły

Łódź spadła z przyczepy i uderzyła w jadący samochód. Dwie osoby zginęły

Źródło:
tvn24.pl

Mija 30 lat od tragicznego pożaru w hali Stoczni Gdańskiej. Zginęło wtedy siedem osób. To było podpalenie, jednak do dziś nie wiadomo, kto za nie odpowiada. Gdy po koncercie w hali pojawił się ogień, widzowie na początku myśleli, że to efekty świetlne.

Mija 30 lat od tragedii w Stoczni Gdańskiej. "Myśmy byli przekonani, że nas spali żywcem"

Źródło:
Fakty TVN

Stała, cotygodniowa rehabilitacja i perspektywa jeszcze co najmniej siedmiu operacji. Do tego specjalne ubranie, dzięki któremu życie z potężnymi bliznami jest życiem bez bólu. Po koszmarnym wypadku 9-letni Olek ma tylko jedno marzenie: chce wyzdrowieć. Można mu w tym pomóc.

Ma zniszczone dłonie, ramiona, plecy i klatkę piersiową. 9-letni Olek potrzebuje pomocy

Ma zniszczone dłonie, ramiona, plecy i klatkę piersiową. 9-letni Olek potrzebuje pomocy

Źródło:
Fakty TVN

Centymetr kwadratowy - tyle zostało wymierającego w Polsce gatunku mchu na torfowisku na Lubelszczyźnie. Samorządowcy wciąż wydają zgody na eksploatację torfu, nieraz mimo sprzeciwów regionalnych dyrekcji ochrony środowiska, bo wartość torfowisk w kontekście zmian klimatycznych i zapobieganiu powodziom jest nie do przecenienia. W Starym Stręczynie sprawą zajmuje się już prokuratura.

Wymierający gatunek zniszczony, cenne torfowisko wyeksploatowane. Sprawę bada prokuratura

Wymierający gatunek zniszczony, cenne torfowisko wyeksploatowane. Sprawę bada prokuratura

Źródło:
tvn24.pl

890 błędów, z czego ponad 200 o charakterze krytycznym zawierała dokumentacja projektowa rozbudowy szpitala we Włocławku. W efekcie dwa nowe budynki, które miały być gotowe w 2023 roku do teraz znajdują się w stanie surowym i nie zostaną oddane do użytku wcześniej niż za trzy lata. A cała inwestycja zamiast planowanych 155 milionów będzie kosztować ponad 400 milionów złotych.

Czekają na nowy szpital, NIK zawiadamia CBA. "208 błędów krytycznych"

Czekają na nowy szpital, NIK zawiadamia CBA. "208 błędów krytycznych"

Źródło:
tvn24.pl