Sąd Najwyższy zdecydował, że sprawa zażaleń rodziny Jerzego Ziobry, ojca b. ministra sprawiedliwości, dotyczących trójki lekarzy ze szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, musi zostać ponownie rozpatrzona przez sąd okręgowy. SN uwzględnił tym samym wniosek o kasację, który Prokurator Generalny wniósł na prośbę rodziny zmarłego.
W czerwcu 2012 r. krakowski sąd umorzył prawomocnie postępowanie przeciwko trzem krakowskim lekarzom, oskarżonym o nieprawidłowości w leczeniu Jerzego Ziobry. Czwarty lekarz miał stanąć przed sądem, jego proces jeszcze się nie rozpoczął. W czwartek Sąd Najwyższy uchylił jednak wcześniejsze postanowienie sądu niższej instancji.
Sprawa dotyczy subsydiarnego aktu oskarżenia przeciwko czwórce lekarzy. Akt taki może wnieść pokrzywdzony w sprawach ściganych z oskarżenia publicznego w sytuacji, gdy odmawia tego prokurator (po uprzednim wykorzystaniu drogi zażalenia sądowego). Przeciw lekarzom ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie złożyła go Krystyna Kornicka-Ziobro, a przyłączyli się do niego synowie Witold i Zbigniew.
"Sąd się uchylił"
Prokurator Generalny uznał, że sąd, umarzając postępowanie, nie odniósł się do wszystkich argumentów, jakie podnosili krewni zmarłego, żądający przeprowadzenia procesu o błąd w sztuce lekarskiej.
Sąd Najwyższy podzielił w tej części to stanowisko i wskazał, że krakowski Sąd Okręgowy powinien rozpoznać ich argumenty oraz jeszcze raz zdecydować, czy umarza sprawę, czy też przekazuje ją sądowi rejonowemu do przeprowadzenia rozprawy. - Sąd Okręgowy w decyzji o umorzeniu wielokrotnie uchylił się od zajęcia stanowiska - tak uzasadniał w czwartek konieczność ponownego zbadania sprawy przewodniczący składowi orzekającemu sędzia SN Wiesław Kozielewicz.
Krystyna Kornicka-Ziobro przyznała, że czuje się usatysfakcjonowana takim rozstrzygnięciem. "Mam nadzieję, że w jego wyniku moje prawa, jako osoby pokrzywdzonej, będą respektowane. W szczególności będę miała możliwość skorzystania z prawa przesłuchania biegłych, co do tej pory uporczywie mi uniemożliwiano. Wierzę również, że zostaną powołani niezależni i obiektywni biegli, niepowiązani z oskarżonymi lekarzami" - napisała w oświadczeniu przekazanym PAP.
- Dzisiejszy wyrok stwarza nadzieję dla polskich pacjentów, że wymiar sprawiedliwości nie będzie obojętny dla rażących nieprawidłowości, zaniedbań i błędów lekarskich" - dodała.
Błąd w sztuce?
W akcie oskarżenia czworgu lekarzom ze szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie zarzucono, że "pomimo ciążącego na nich szczególnego obowiązku opieki nad pacjentem (...) narażony on został na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, skutkiem czego pacjent 2 lipca 2006 r. zmarł".
W lutym 2012 r. krakowski sąd rejonowy umorzył postępowanie w tej sprawie, uznając na podstawie opinii biegłych, że czwórka lekarzy nie popełniła przestępstwa w trakcie leczenia ojca b. ministra sprawiedliwości. Od tego postanowienia odwołała się rodzina.
Przed sądem odwoławczym powoływała się ona na wewnętrzne sprzeczności w opinii biegłych, wskazywała m.in. wadliwą metodę leczenia i błędy, które - jej zdaniem - doprowadziły do śmierci. Jednym z nich miało być zaprzestanie podawania leku przeciwzakrzepowego. Rodzina przywołała inne opinie lekarskie, uzyskane przez nią w różnych ośrodkach medycznych.
"Prywatne opinie nie mogą być dowodem"
W czerwcu 2012 r. sąd odwoławczy utrzymał w mocy postanowienie o umorzeniu postępowania w stosunku do trzech lekarzy. Wskazał, że prywatne opinie medyczne nie mogą być dowodem w sprawie, a opinia uzyskana w toku śledztwa zdaniem sądu jest spójna i nie budzi wątpliwości. Uznał jednak, że wyjaśnienia wymaga kwestia zaprzestania podawania pacjentowi leku przeciwzakrzepowego. Dlatego uchylił postanowienie o umorzeniu postępowania przeciwko lekarzowi Dariuszowi D. i sprawę skierował do sądu pierwszej instancji.
Sąd nakazał zbadanie, czy leczący pacjenta lekarz Dariusz D. zdecydował o odstawieniu istotnego leku przeciwzakrzepowego. Proces lekarza miał rozpocząć się pod koniec ubiegłego roku; z powodu nieobecności oskarżycieli sąd trzykrotnie odraczał termin rozprawy. Kolejny termin rozpoczęcia procesu to 20 marca.
Minister naciskał?
Ojciec Zbigniewa i Witolda Ziobrów był leczony z powodów kardiologicznych w II Klinice Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego UJ w Krakowie. Zmarł 2 lipca 2006 r. Miesiąc po jego śmierci Witold Ziobro złożył doniesienie w prokuraturze, wskazując na możliwość nieprawidłowości w sposobie leczenia. Początkowo śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa dla Krakowa Śródmieścia-Wschód. W marcu 2007 r. śledztwo przeniesiono z Krakowa do Prokuratury Rejonowej w Ostrowcu Świętokrzyskim. W czasie jego trwania media donosiły o naciskach na prokuratorów prowadzących sprawę. Zaprzeczali temu: Zbigniew Ziobro, ówczesny minister sprawiedliwości, oraz kierownictwa prokuratur.
W kwietniu 2008 r. prokuratura w Ostrowcu po raz pierwszy umorzyła postępowanie w tej sprawie uznając, że lekarze i pielęgniarki nie narazili pacjenta, nawet nieumyślnie, na utratę zdrowia i życia, a śmierci pacjenta nie można było zapobiec. Po zażaleniu rodziny, która dostarczyła m.in. uzyskane przez siebie opinie ekspertów zagranicznych, we wrześniu 2008 r. krakowski sąd uchylił decyzję o umorzeniu śledztwa i nakazał prowadzić je dalej. Uznał, że opinia uzyskana przez prokuraturę nie daje podstaw do merytorycznej oceny prawidłowości leczenia Jerzego Ziobry, jest niekonsekwentna i nie zawiera odpowiedzi na kluczowe pytania śledztwa.
20 czerwca 2011 r. Prokuratura Rejonowa w Ostrowcu Świętokrzyskim ponownie umorzyła śledztwo z powodu braku znamion czynu zabronionego, gdyż według nowej opinii biegłych personel medyczny nie dopuścił się błędu w sztuce medycznej.
Autor: ŁOs/ja / Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24