Zanieczyszczone strzykawki, które mogły przyczynić się nawet do śmierci pacjenta trafiły do co najmniej 150 odbiorców w Polsce - donosi "Dziennik". Jak dotąd nie wiadomo czy ktoś ucierpiał. Według prokuratury problem dotyczy tylko jednego szpitala.
Strzykawki Discardit II zabrudzone resztkami owadów i czarnym pyłem wprowadziła na rynek firma Becton Dickinson. Dziś Urząd Rejestracji Leków ogłosił, że producent wycofa je ze szpitali.
Tymczasem podejrzane zanieczyszczenia wewnątrz strzykawki zauważyła pielęgniarka z oddziału okulistycznego szpitala w Radomiu już w grudniu 2006 r. "Najpierw myślałam, że to farba ze znakowania strzykawek" - powiedziała "Dziennikowi" Marzena Barwicka, kierowniczka Działu Zamówień Publicznych i Zaopatrzenia radomskiego szpitala. "Zwróciliśmy większość dystrybutorowi, a kilka przekazaliśmy prokuraturze do badań" - dodaje. Opinia biegłych, do których zwróciła się prokuratura, została wydana dopiero po ponad pół roku. Była w niej mowa o resztkach owadów i śladach czarnego pyłu. Nikt jednak nie powiadomił nadzoru farmaceutycznego czy innych szpitali.
Według radomskiej prokuratury zanieczyszczone strzykawki trafiły tylko do tego jednego szpitala - podaje RMF.FM. - Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie sprowadzenia niebezpieczeństwa utraty życia bądź zdrowia wielu pacjentów poprzez wprowadzenie zanieczyszczonych strzykawek. Miało to miec miejsce w okresie od 11 września do 8 grudnia ubiegłego roku. Właśnie we wrześniu szpital radomski zakupił partię strzykawek, które sie okazały, a przynajmniej jedna z nich, zanieczyszczone - powiedziała RMF FM rzeczniczka radomskiej prokuratury Małgorzata Chrabąszcz.
"Gdyby pacjent dostał taką strzykawką zastrzyk dożylny, mógłby umrzeć" - ostrzega prof. Zbigniew Fijałek, dyrektor Narodowego Instytutu Leków. "Strzykawki muszą być jałowe. Nie może być w nich żadnych zanieczyszczeń" - tłumaczy.
Źródło: Dziennik.pl, PAP