Andrzeja Lepper nie uwolni się od policyjnego nadzoru. Argumenty obrońców byłego wicepremiera nie przekonały łódzkich sędziów i zdecydowali o utrzymaniu wobec podejrzanego w seksaferze lidera Samoobrony 30 tys. zł kaucji i dozoru policji.
Obrona argumentowała, że brak jest podstaw do przedstawienia zarzutów Lepperowi, a więc i do stosowania jakichkolwiek środków zapobiegawczych. Sąd Rejonowy Łódź-Widzew jednak zażalenie oddalił.
Andrzej Lepper jest podejrzany o żądanie i przyjmowanie korzyści osobistych o charakterze seksualnym od Anety Krawczyk oraz usiłowanie doprowadzenia innej działaczki Samoobrony do obcowania płciowego. Do obu przestępstw - zdaniem prokuratury - Lepper miał się dopuścić przy wykorzystaniu swojej władzy w ramach struktury Samoobrony i były one popełniane wspólnie i w porozumieniu z b. posłem Stanisławem Łyżwińskim.
"Z tych zarzutów można sobie zupę ugotować"
Lepper, któremu grozi do 8 lat więzienia, nie przyznał się do zarzucanych czynów. Pod koniec ubiegłego roku lider Samoobrony mówił w TVN24, że jest wręcz spokojny o finał prokuratorskiego postępowania w sprawie seksafery. - Najpierw musi być akt oskarżenia. Z postawionych mi zarzutów prokurator może sobie zupy nagotować, i zobaczyć jak jest smaczna, w sądzie okaże się, że te zarzuty są wyssane z palca - mówił.
Zarzuty w tzw. seksaferzy usłyszały już cztery osoby: b. asystent Łyżwińskiego, radny Samoobrony Jacek P. (jego proces toczy się już przed piotrkowskim sądem), b. działacz Samoobrony z Myślenic Franciszek I., b. działacz tej partii z Tomaszowa Maz. Paweł G. oraz były poseł Stanisław Łyżwiński, który trafił do aresztu.
Na tym ostatnim ciąży w sumie siedem zarzutów, w tym: gwałtu, przyjmowania i żądania korzyści osobistych o charakterze seksualnym, wykorzystania lub usiłowania wykorzystania seksualnego czterech kobiet, nakłaniania Krawczyk do przerwania ciąży oraz podżegania do porwania biznesmena. B. poseł nie przyznaje się do zarzucanych czynów. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Seksafera, czyli jak to się zaczęło
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w grudniu ub. roku po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi. Krawczyk twierdziła, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA to wykluczyły. Test DNA wykluczył także ojcostwo Andrzeja Leppera.
Prokuratorskie śledztwo dotyczy "żądania oraz przyjmowania korzyści osobistych o charakterze seksualnym" przez osobę pełniącą funkcję publiczną i uzależnienia od nich zatrudnienia w biurze poselskim. Przesłuchano w nim ponad 220 osób.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24