- Jeszcze w tym roku będziemy chcieli wyrównać podwyżki tym policjantom, którzy teraz dostali najmniej - powiedział w "Magazynie 24 godziny" wiceminister spraw wewnętrznych Adam Rapacki. Podkreślił, że nie ma problemu z nadmierną liczbą zwolnień lekarskich policjantów. - Chorują jak zwykle.
- Policjanci mają prawo nie być usatysfakcjonowani z podwyżek. Ale już w drugiej połowie roku będziemy chcieli rozpocząć debatę nt. policjantów. Chodzi nam nie tylko o podwyżki, ale także o poprawę warunków pracy - mówił w TVN24 wiceminister Adam Rapacki. Zadeklarował, że resort zrobi wszystko, żeby policjanci zarabiali jak najwięcej. Dodał, że w przyszłym roku będą kolejne podwyżki dla policjantów. Mówiąc o poprawie warunków pracy podkreślił to, że będą oni częściowo zwolnieni ze "zbędnych obowiązków", do jakich zaliczył m.in. zbieranie opinii i ankiet.
Oddawanie krwi na znak protestu Właśnie dysproporcje w podwyżkach są przyczyną czwartkowego protestu funkcjonariuszy. Wielu z nich już od tygodnia zapowiadało, że będzie brać zwolnienia lekarskie lub oddawać krew, co pozwala na wzięcie wolnego dnia. Rapacki powiedział, że z danych zebranych przez KGP wynika, iż zjawisko to nie było masowe. - Do pracy nie stawiło się tylu policjantów co zwykle. Funkcjonariusze mają prawo chorować. W końcu wielu z nich pracuje na wolnym powietrzu - mówił w TVN24 wiceminister. Zaznaczył, że resort od początku informował, iż policjanci dostaną podwyżki średnio w wysokości ok. 522 zł brutto z dodatkami na etat. - Koncepcję podwyżek przygotował zespół policjantów z różnych poziomów, w pracach którego bardzo intensywnie uczestniczyły związki zawodowe. Zdecydował on, że należy zlikwidować "widełki". Efektem tego jest, że nie wszyscy policjanci dostali podwyżki w takiej samej wysokości - są tacy, którzy dostali ok. 300 zł, są tacy, którzy otrzymali 700, 800 zł - powiedział Rapacki. Wyjaśnił także, że same "widełki" powodowały, iż policjanci na tych samym stanowiskach różnie zarabiali.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24