Niemal dwie godziny trwało posiedzenie Rady Gabinetowej. Merytoryczną dyskusję poprzedziły przepychanki. Ministrowie Donalda Tuska nie chcieli bowiem zgodzić się, by w obradach rządu pod przewodnictwem prezydenta wzięli udział: szef NBP oraz ministrowie i eksperci Lecha Kaczyńskiego.
- Nie ma żadnych przepisów określających, kto nie może uczestniczyć w Radzie Gabinetowej. Prezydent jest gospodarzem i mógł zaprosić dowolne osoby, także prezesa NBP – argumentował rzecznik PiS Mariusz Kamiński
Najwyraźniej do takiego wniosku doszli również ministrowie Donalda Tuska. Po namowach prezydenta - tak przynajmniej twierdzą nieoficjalnie urzędnicy Lecha Kaczyńskiego - zasiedli przy stole wspólnie z prezesem NBP Sławomirem Skrzypkiem i innymi ekonomistami.
Według art. 141 Konstytucji Radę Gabinetową tworzy Rada Ministrów pod przewodnictwem Prezydenta.
Tusk liczy na prezydenta
Wcześniej nic nie zapowiadało zgrzytów. Ministrowie przybyli do Pałacu Prezydenckiego ok. godz. 12.50. Na niespełna pół godziny przed spotkaniem z prezydentem, tuż po posiedzeniu rządu, Donald Tusk poinformował, że Rada Ministrów przyjęła harmonogram wejścia Polski do strefy euro do końca 2011 r. I ten właśnie dokument rząd zawiózł do Pałacu Prezydenckiego.
Premier liczy na poparcie prezydenta oraz na to, że przekona do rządowego planu swojego brata - Jarosława Kaczyńskiego. Po spotkaniu z prezesem PiS zdaje sobie bowiem sprawę, iż uzyskanie poparcia opozycji nie będzie łatwe. Prezes PiS nie popiera terminu wprowadzenia euro forsowanego przez rząd. Stwierdził jedynie, że jego partia jest gotowa do kompromisu, którego wyrazem miałoby być referendum ws. przyjęcia euro. Tusk tego nie wykluczył.
- Zdajemy sobie sprawę, że potrzebna będzie współpraca z opozycją po to, żeby zmienić konstytucję - podkreślił raz jeszcze tuż po posiedzeniu rządu, Tusk. - Będziemy przekonywali pana prezydenta, żeby stał się patronem tego przedsięwzięcia, bo jesteśmy przekonani, że w perspektywie obecność w strefie euro jest dla Polski bardziej bezpieczna - dodał szef rządu.
"Premier zjada teraz swoje słowa"
Być może prezydenta "zmiękczy" zapowiedź premiera ws. listopadowego szczytu UE. - Powiadomię prezydenta, że jeśli jest zdecydowany jechać do Brukseli, to ja ustąpię - zadeklarował Tusk.
Jednak jeszcze przed posiedzeniem Rady Gabinetowej prezydencki minister Michał Kamiński w rozmowie z TVN24 zapowiedział, że Lech Kaczyński nie zaakceptuje mapy drogowej dotyczącej przyjęcia w Polsce euro. Jak bowiem stwierdził, nie rozwiąże to problemów wywołanych przez globalny kryzys.
Kamiński wytknął przy okazji szefowi rządu, że kiedy kilka tygodni temu prezydent mówił o kryzysie finansowym, Donald Tusk robił kąśliwe uwagi. - Dziś pan premier musi zjadać własne słowa, ponieważ widać, że kryzys finansowy Polski dotyczy. Ważne jest jednak, żeby ze szczytów władzy płynął sygnał uspokajający - stwierdził Kamiński.
Skorygują budżet?
Mniej konfrontacyjnie mówił o tym, czego Lech Kaczyński spodziewa się po posiedzeniu Rady Gabinetowej szef jego kancelarii Piotr Kownacki. – Prezydent oczekuje analizy m.in. tego, czy najgorsze już nas dotknęło, czy też możemy się spodziewać dalszych negatywnych zjawisk i w jakim stopniu będzie to rzutowało na przyszłoroczne wyniki gospodarczej naszego kraju - tłumaczył dziennikarzom Kownacki.
Dodał, że Lech Kaczyński chce się też dowiedzieć, czy potrzebna będzie korekta budżetu na 2009 r. – Chodzi o to, czy w obecnej sytuacji można utrzymać założony przyrost PKB, wielkość inflacji i kurs złotego – tłumaczył Kownacki.
Lech Kaczyński – jak powiedział szef jego kancelarii – będzie też chciał porozmawiać z rządem o tym, czy Narodowy Bank Polski, nadzór bankowy i Komisja Nadzoru Finansowego „mają pełny obraz sytuacji” i podejmują odpowiednie działania.
Pierwsza Rada była wpadką
To drugie posiedzenie Rady Gabinetowej po przejęciu rządów przez koalicję PO-PSL. Styczniowe posiedzenie Rady trwało niespełna godzinę i nie przyniosło żadnych efektów. Prezydent powiedział wtedy, że nie poznał konkretnych odpowiedzi na kilka pytań. Z kolei premier stwierdził, że Rada Gabinetowa była nieprzygotowana. Zarzucił Lechowi Kaczyńskiemu, że była to ewidentnie jego wpadka, a podczas posiedzenia był "naburmuszony". Atmosferę wzajemnych oskarżeń i pretensji podsyciły stenogramy z posiedzenia, które przeciekły do mediów.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP