Decyzja o przyznaniu nagród dla Prezydium Sejmu była niefortunna. Jeśli politycy nie są w stanie zagwarantować ludziom podwyżek, nie mogą sobie przyznawać nagród - uważa premier Donald Tusk.
Tusk powiedział, że uważa sprawę nagród "za zamkniętą, przynajmniej jeśli chodzi o Sejm". - Decyzja o przyznaniu sobie nagród nie była, delikatnie mówiąc, fortunna, ale z uznaniem przyjmuję jednak dość szybką decyzję i bardzo rzadką w Polsce, chyba bez precedensu, o tym, że te pieniądze się odda - powiedział Tusk.
Zaznaczył przy tym, że wysoko ocenia decyzję marszałek Ewy Kopacz, według której do końca kadencji zostanie zamrożony fundusz nagród dla Prezydium Sejmu.
Właściwa reakcja
Tusk podkreślił, że nie sądzi, aby presja mediów wystarczyła do tego, by członkowie Prezydium Sejmu zrezygnowali z nagród.
- Pamiętam poprzednich marszałków, którzy przyznawali sobie nagrody, też była awantura w mediach, ale po raz pierwszy mamy do czynienia z reakcją naprawdę właściwą - ocenił.
Jak mówił, w czasie gdy był wicemarszałkiem, Prezydia Sejmu i Senatu także przyznawały sobie nagrody.
- Zawsze było to traktowane jako, delikatnie mówiąc, dwuznaczna sytuacja. Ona jest trudna do zaakceptowania, szczególnie w ostatnich latach - powiedział premier. Dodał, że wstrzymał nagrody w rządzie od momentu, kiedy postanowiono "o zamrożeniu podwyżek płac w budżetówce w związku z kryzysem". Burza wokół nagród dla Prezydium Sejmu wybuchła po tym, gdy "Super Expres" napisał, że marszałek i wicemarszałkowie Sejmu otrzymali nagrody za 2012 rok - łącznie 245 tys. zł. Kopacz otrzymała 45 tys. złotych, wicemarszałkowie: Cezary Grabarczyk (PO), Marek Kuchciński (PiS), Wanda Nowicka (RP), Eugeniusz Grzeszczak (PSL) i Jerzy Wenderlich (SLD) - po 40 tys. złotych.
Autor: MAC\mtom / Źródło: PAP, TVN24