Solidarna Polska chce prawyborów na prawicy, ale widzi w nich tylko tylko dwie partie: siebie i PiS. Do tego brak realnych pomysłów, jak w ogóle przeprowadzić takie głosowanie. Nic więc dziwnego, że pomysł chwali tylko jego autor. Inne ugrupowania, ale też politolodzy uznają takie prawybory za nierealne. Propozycja pozostanie więc tylko na papierze.
Kilka dni temu Zbigniew Ziobro zaproponował, by przed najbliższymi wyborami prezydenckimi zorganizować prawybory, które wyłonią jednego, wspólnego kandydata całej prawicy. Jak tłumaczył lider Solidarnej Polski, tak wybrany polityk miałby większą szansę na wygraną i pokonanie kandydata Platformy Obywatelskiej.
Ziobro nie kryje, że swój apel kieruje właściwie tylko do PiS. Problem w tym, że nie podaje szczegółów, jak zrobić prawybory ponadpartyjne.
Nie dla każdego
Szef SP w rozmowie z tvn24.pl precyzuje, że udział w prawyborach mogliby wziąć jedynie kandydaci partii politycznych mających swoich przedstawicieli w polskim Sejmie lub Senacie. - Kryterium reprezentacji parlamentarnej nadaje powagi takim prawyborom – przekonuje. To jednak wyklucza z rywalizacji mniejsze prawicowe ugrupowania, takie jak PJN Pawła Kowala, Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego czy Prawica Rzeczpospolitej Marka Jurka.
A co z PO, którą wciąż jednak czasem określa się jako centroprawicę? Ziobro również jej udziału w prawyborach nie bierze pod uwagę. - To jest partia bezideowa, która ma w swoich szeregach ludzi o skrajnie lewicowych i prawicowych poglądach. To jest partia władzy – wyjaśnia.
Tak więc Ziobro - już formalnie kandydat na prezydenta (ostatnio wskazał go zarząd partii) - rywalizację o miano "kandydata polskiej prawicy" ogranicza z góry do starcia jedynie z kandydatem PiS, jak się obecnie wydaje, Jarosławem Kaczyńskim. Lider SP zapewnia też, że gdyby prezes PiS wygrał prawybory, poparłby go podczas oficjalnej elekcji.
Najpierw podpis, potem głos
Według koncepcji ziobrystów, w prawyborach głosować mogliby nie tylko członkowie danych partii czy ich sympatycy, ale każdy, kto podpisałby tzw. deklarację poparcia wartości prawicowych i centroprawicowych. - Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś, kto ma zupełnie inne poglądy, np. jest zwolennikiem zburzenia tradycyjnego modelu rodziny, podpisywał się pod deklaracją, która sprzeciwia się takim postawom - przekonuje lider SP.
To jest partia bezideowa, która ma w swoich szeregach ludzi o skrajnie lewicowych i prawicowych poglądach. To jest partia władzy. Joachim Brudziński o PO
Ziobro uważa, że prawybory mogły się odbyć w 2014 roku, na rok przed faktycznymi wyborami prezydenckimi. Jak praktycznie byłyby przeprowadzane, tego jeszcze nie wie. - To już kwestia techniczna - stwierdza. - Można byłoby połączyć takie prawybory np. z wyborami samorządowymi 2014 roku i umówić się, że przy pewnej pewnej liczbie punktów wyborczych, w określonych godzinach, będą takie miejsca, gdzie będzie można oddawać głos - rozważa Ziobro. Nie wyklucza też, by można było przeprowadzić je przez internet.
"Intelektualny bełkot", "komedia"
Tyle, że w takich prawyborach kandydat SP raczej nie będzie miał z kim konkurować, bo pomysł zorganizowania prawyborów miażdżą wszystkie pozostałe partie na prawicy - nie tylko PiS.
- W sensie organizacyjnym i merytorycznym pomysł prawyborów w celu wyłonienia jednego kandydata spośród wielu partii jest bełkotem intelektualnym - ocenia w rozmowie z tvn24.pl wiceprezes PiS Joachim Brudzński. Poseł zapewnia, że propozycji ziobrystów, którą przy okazji nazywa "aberracją", jego partia nie przyjmie. - Kandydatem patriotycznego obozu polskiej prawicy w wyborach prezydenckich będzie Jarosław Kaczyński - zapewnia wiceprezes PiS.
W podobnym tonie wypowiadają się inni prawicowi politycy. - To po prostu komedia. (...) Ani SP, ani PiS nie są partiami prawicowymi. To są partie lewicowe, a SP jest skrajnie lewicowa - stwierdza w rozmowie z tvn24.pl Janusz Korwin-Mikke, lider Nowej Prawicy. Podkreśla, że jego zdaniem w Polsce organizacja jakichkolwiek prawyborów ze względu na wielopartyjny system polityczny jest bezsensowna.
- Mam wrażenie, że pomysł SP to doraźna deklaracja i próba chwilowego przykucia uwagi opinii publicznej - mówi nam z kolei Marek Jurek, szef Prawicy Rzeczypospolitej. Zapowiada przy tym, że jeśli w wyborach prezydenckich będzie kandydował Kaczyński, jego partia poprze kandydaturę prezesa PiS.
Według lidera PJN, Pawła Kowala prawybory miałyby sens, gdyby mogły w nich brać wszystkie partie polityczne. - Mógłbym powiedzieć, by w prawyborach wzięły udział tylko te partie, które startowały w wyborach i coś w nich osiagnęły. My mamy 8-10 proc. tego, co ma PiS, a SP nie startowała w wyborach. Nie ma sensu stawianie takich barier - ocenia.
"Dziwaczny pomysł"
Prawybory proponowane przez SP krytykują też politolodzy.
Pomysł SP to doraźna deklaracja i próba chwilowego przykucia uwagi opinii publicznej. Marek Jurek
Twierdzi też, że wynik prawyborów nie obligowałby elektoratu partii, która przegrałaby w prawyborach. - Ci, którzy byliby skłonni głosować np. na Jarosława Kaczyńskiego, nie zagłosują raczej na kandydata PJN, bo mają ich za odszczepieńców i wichrzycieli, i nie zagłosują na Zbigniewa Ziobrę, którego mają za człowieka, który chciał rozkładu PiS-u od wewnątrz - argumentuje. I ostatecznie stwierdza: - Pomysł jest dziwaczny.
Natomiast prof. Radosław Markowski z Polskiej Akademii Nauk zwraca uwagę na fakt, że odpowiednia selekcja osób głosujących w prawyborach proponowana przez SP jest niemożliwa. - Na jakiej zasadzie ktoś mi powie, że nie mam centroprawicowych poglądów? Tutaj nie ma możliwości wykluczania nikogo. Bardzo wiele osób w Polsce podpisze deklarację o poglądach centroprawicowych. Połowa PO, bez żadnego zająknięcia i naciągania, to podpisze - zauważa.
Jak to się robi
Warto pamiętać, że w Polsce były już raz prawybory. Tyle, że w ramach jednej partii - w Platformie Obywatelskiej przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku. O nominację walczyli wtedy Radosław Sikorski i obecny prezydent Bronisław Komorowski.
Na kandydatów, za pomocą internetu lub tradycyjnej poczty, mogli głosować członkowie partii. Porażką okazała się frekwencja, która wyniosła zaledwie 47,47 proc. Prawybory kosztowały PO około pół miliona złotych.
Pomysłodawca prawyborów na prawicy mówi, że to przejaw dojrzałości systemu politycznego. Problem w tym, że nie ma żadnego porównania polskiej sceny partyjnej z tymi krajami, gdzie prawybory stały się już trwałym elementem elekcji. W Stanach Zjednoczonych mamy system dwupartyjny, a prawybory organizowano już na początku XX w. Z czasem procedurę zaczęły wprowadzać kolejne stany. Dziś prawybory są już dokładnie regulowane przez ordynację wyborczą.
W Europie prawybory są nadal procesem nominacji kandydatów stosunkowo rzadko spotykanym. We Francji w Partii Socjalistyczcynej po raz pierwszy zorganizowano je w 2011 roku przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi.
Źródło: tvn24.pl