Im bliżej wyborów parlamentarnych, tym na scenie politycznej robi się bardziej nerwowo. Ale w Platformie Obywatelskiej rywalizacja, wewnętrzne konflikty i spory to podobno już przeszłość. Dlaczego? Szef ugrupowania Donald Tusk miał nakazać, że... na nie przyjdzie czas po wyborach. A kto się go nie będzie słuchał, może ryzykować oddaniem partyjnej legitymacji.
Wszyscy politycy dobrze wiedzą, jak ważne jest miejsce na liście. Im wyżej tym lepiej, liczy się każde "oczko".
I by o te "oczko", a jeszcze lepiej o dwa, "przeskoczyć" rywala, politycy mocno walczą. Chociaż na co dzień walczą w jednym szeregu z przeciwnikami - członkami innych partii.
- Każdy musi się pilnować podwójnie teraz - zauważa Sławomir Neumann z PO.
Oficjalnie krytykować nie wolno
Jak niemal w każdej dziedzinie życia, tak i w polityce, znane jest donoszenie. Można być pewnym, że co przeoczą dziennikarze, nie zauważy opozycja, o tym - kogo trzeba - poinformują partyjni koledzy.
Nie bez powodu podróże korytarzem prowadzącym do gabinetu marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny nazywane są pielgrzymkami. Nieoficjalnie mówi się, że frakcja Schetyny od niego prawie nie wychodzi. Politycy z frakcji ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka mówią, że ich koledzy "debatują, analizują i knują".
Adam Szejnfeld zapewnia jednak, że nie dochodzi tam do żadnych zachowań mieszczących się w "nieuczciwej konkurencji". Bo - jak zapewniają politycy PO - w partii panuje jedność. Dowieść jej ma Rada Krajowa ugrupowania, która zbiera się w sobotę.
Pewien czas temu Donald Tusk miał powiedzieć, że czas na wewnętrzne spory przyjdzie po wyborach, a każdy kto od tej zasady odstąpi, zapłaci wyrzuceniem z list, albo nawet z partii. Z tego powodu dotychczasowi krytycy oficjalnie milczą. Tylko nieoficjalnie pozwalają sobie na drobne uszczypliwości, np. mówiąc na partyjnych wrogów... senatorowie. A ci, którzy podpadli - Robert Węgrzyn za lesbijki (CZYTAJ WIĘCEJ) czy Joanna Mucha za "nieopłacalną operację u 85-latka" (CZYTAJ WIĘCEJ), tymczasowo znaleźli się na politycznym marginesie.
Po zakrętach prosta droga?
Nie da się ukryć jednak, że emocje wśród polityków są coraz większe, bo i do wyborów coraz bliżej. By je trochę ostudzić, politycy PO już w piątek wyjechali z Sejmu na wyjazdowe posiedzenie do podwarszawskiej Jachranki.
Według rzecznika partii Krzysztofa Tyszkiewicza wnioski z narady są następujące: PO chce przypominać o sukcesach rządu Donalda Tuska i pokazywać, że jest zwartą drużyną, która idzie do zwycięstwa.
Podczas posiedzenia głos zabrał i Tusk i Schetyna. - Obydwaj podkreślali, że jesteśmy już teraz zwarci, jako formacja. Po tych momentach, kiedy - jak to ujął Grzegorz Schetyna - samochód Platformy brał bardzo ostre zakręty, mamy teraz przed sobą prostą drogę - relacjonował Tyszkiewicz.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24