Koniec z wożeniem posłów do telewizji, bo występy przed kamerami to ich prywatna sprawa - uznał marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Sejmowi dyspozytorzy odmawiają parlamentarzystom transportu, a ci nie kryją oburzenia. Nawet PO stwierdza: To dziadowanie. Sytuację komplikuje to, że brakuje w tej sprawie rozporządzenia marszałka - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
- W poniedziałek po południu zadzwoniłem do dyspozytora i poprosiłem o samochód. Chciałem się dostać do jednej z telewizji. Ku mojemu zaskoczeniu zmieszany dyspozytor powiedział, że niestety nie może spełnić mojej prośby, że ma zakaz, ale przez telefon nie może mi wytłumaczyć, o co chodzi - opowiada jeden z prominentnych polityków PO.
Podobnie sytuację opisuje poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz. - Usłyszałem, że to, jak się dostanę do radia, to moja sprawa, najlepiej, żebym zamówił sobie taksówkę - relacjonuje.
Poseł Lewicy także usłyszał, że powodem odmowy podstawienia samochodu jest rozporządzenie marszałka Sejmu. I dlatego, kiedy polityk ponownie zadzwonił do sejmowego dyspozytora, sytuacja się powtórzyła.
Skoro pan marszałek odmawia nam praw do samochodu, to ja odmawiam mu prawa jeżdżenia sejmowym samochodem codziennie do domu i do mediów, gdzie przecież nie pojawia się za sprawa komunikacji miejskiej, tylko też jest tam wożony. To są podwójne standardy Bronisława Komorowskiego. Adam Hofman z PiS
ja tym samochodem nie chciałem jechać na wódkę czy dyskotekę, tylko po to, by rzetelnie przekazywać wiedzę na temat tego, co dzieje się w parlamencie
PiS: Podwójne standardy marszałka
- Tym razem już inny pan przedstawił mi dokładnie to samo tłumaczenie, a przecież ja tym samochodem nie chciałem jechać na wódkę czy dyskotekę, tylko po to, by rzetelnie przekazywać wiedzę na temat tego, co dzieje się w parlamencie - oburza się Arłukowicz.
Grzmi także Adam Hofman z PiS. - Skoro pan marszałek odmawia nam praw do samochodu, to ja odmawiam mu prawa jeżdżenia sejmowym samochodem codziennie do domu i do mediów, gdzie przecież nie pojawia się za sprawa komunikacji miejskiej, tylko też jest tam wożony. To są podwójne standardy Bronisława Komorowskiego.
Nieoficjalnie także partyjni koledzy marszałka nie pozostawiają na jego na decyzji suchej nitki. - Jest różnica między nierozsądnym wydawaniem pieniędzy a dziadowaniem. To jest dziadowanie - przekonuje nasz rozmówca z PO.
Parlamentarzyści domagają się wyjaśnień
Posłowie oburzają się na marszałka, na którego zresztą powołują się sejmowi dyspozytorzy odmawiając im samochodów, ale jak się okazuje stosownego rozporządzenia w tej sprawie brak.
- Pan marszałek nie wydawał w tej sprawę żadnego nowego rozporządzenia - zapewnia jego rzecznik Jerzy Smoliński.
Ostatnie wydano w lutym tego roku. Zabrania się w nim korzystania ze sejmowego transportu w celach prywatnych, o podróżach do mediów nic nie ma.
- Występowanie w mediach jest jednym z elementów sprawowania mandatu poselskiego. Posłom przysługuje więc samochód - mówi Smoliński. Jego zdaniem zamieszanie to wynik nadinterpretacji rozporządzenia przez dyspozytorów.
Tyle że słowa rzecznika marszałka sobie, a życie sobie. - Znów usłyszałem to samo, kolejny dyspozytor powiedział, że marszałek tego zabrania - mówi Arłukowicz.
Zarówno PiS jak i SLD będą wnioskować o wyjaśnienie tej sprawy przez prezydium Sejmu.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Źródło zdjęcia głównego: TVN24