Onet w publikacji na temat prezesa Polskiego Związku Tenisowego Mirosława Skrzypczyńskiego napisał o kulisach funkcjonowania związku pod jego rządami. Dziennikarze portalu dotarli do nagrania, które miało zostać zarejestrowane w czasie spotkania zarządu PZT w 2018 roku. Skrzypczyński miał mówić tam między innymi o roli byłego rzecznika PiS Adama Hofmana. - Siedzi i nam pomaga. I nam cały czas drzwi otwiera - można usłyszeć. Według Onetu prezes Polskiego Związku Tenisowego powiedział też, że jeden z członków zarządu próbował uprowadzić jego córkę. - Nie zamierzam komentować tych absurdalnych doniesień - odpowiedział dziennikarzom Onetu pytany o to Skrzypczyński.
W piątek Onet napisał, że szef Polskiego Związku Tenisowego Mirosław Skrzypczyński miał przez lata stosować przemoc psychiczną i fizyczną wobec swojej rodziny oraz zawodniczek. Autorzy publikacji, Janusz Schwertner i Jacek Harłukowicz, odbyli szereg rozmów z najbliższymi oraz otoczeniem działacza. - Gdy miałam 14 lat, dotknął mnie po raz pierwszy. Łapał za piersi - opowiadała jedna z tenisistek, które trenował.
Skrzypczyński zaprzecza zarzutom. Zarząd PZT wydał oświadczenie, w którym zapewniono o "planach podjęcia działań zmierzających do wyjaśnienia sytuacji opisanych w tej publikacji".
W kolejnej publikacji na temat Skrzypczyńskiego Schwertner i Harłukowicz zaznaczyli, że "prawda nigdy dotąd nie ujrzała światła dziennego, bo pod przywództwem Skrzypczyńskiego PZT kwitnie: dzięki politycznym i towarzyskim koneksjom oraz układom zawartym przez nowego prezesa przed wyborami władz, do związku płynie rzeka rządowych pieniędzy - z Ministerstwa Sportu i spółek skarbu państwa".
Onet: W przedwyborczej kampanii Skrzypczyński miał dwóch ważnych sojuszników. Jednym z nich były rzecznik PiS
Onet zwrócił uwagę, jak Mirosław Skrzypczyński w maju 2017 roku objął stanowisko prezesa Polskiego Związku Tenisowego. "Jego zwycięstwo to rezultat kilku czynników, przede wszystkim trwających od poprzedzających wybory miesięcy intryg, podsycanych przez przeciwników poprzedniego zarządu na czele z Jackiem Muzolfem" - napisano.
"W przedwyborczej kampanii Skrzypczyński ma dwóch ważnych sojuszników: Bartosza Bułata, tenisowego przedsiębiorcę z Wrocławia, zarządcy wielu kortów w stolicy Dolnego Śląska i zaprzyjaźnionego z nim od lat byłego rzecznika PiS Adama Hofmana. Jedno ze spotkań, podczas którego na kilka dni przed wyborem Mirosława Skrzypczyńskiego omawiano jego strategię wyborczą, odbywa się w biurze należącej do byłego właściciela niesławnej agencji R4S" - podał portal.
Jak dodano, "były polityk jest tym, który otwiera przed Skrzypczyńskim drzwi na polityczne salony i toruje mu drogę do stanowiska szefa związku". - Hofman zorganizował kilka spotkań z ówczesnym ministrem sportu Witoldem Bańką, z którym był zakolegowany - opowiedział jeden z uczestników takich spotkań.
Jak zaznaczył Onet, "w efekcie do związku płynie z ministerstwa rzeka pism krytykujących zarząd Muzolfa i domagających się choćby zwrotu części wypłaconej przez resort dotacji". Dodano, że sprawą w 2015 roku zainteresował się też minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. - Chodziło o stałe wywieranie nacisku - opowiedział Onetowi kolejny z uczestników spisku.
"Działania przynoszą efekt. W maju 2017 r. członkowie zarządu pod kierownictwem Jacka Muzolfa rezygnują. W oświadczeniu tłumaczą: 'Podajemy się do dymisji na znak protestu przeciwko działalności Ministra Sportu i Turystyki Witolda Bańki. Minister swoimi wystąpieniami publicznymi i decyzjami utrudnia prace Zarządu PZT i pośrednio wpłynął na przebieg kampanii wyborczej w Związku'. Nowym prezesem zostaje Skrzypczyński. Niedługo potem funkcję sekretarza generalnego PZT obejmuje Bułat. A jedną z pierwszych decyzji nowego zarządu jest delegowanie Hofmana na przedstawiciela PZT w Polskim Komitecie Olimpijskim" - podał Onet.
- Całą sprawę odebraliśmy jako brutalny deal polityczny: Hofman załatwi związkowi przypływ kasy, a my mamy w zamian przyklepać jego kandydaturę do zarządu PKOl - wspomniał w rozmowie z Onetem Tomasz Wolfke, uczestnik spotkania w biurze R4S, który wraz ze Skrzypczyńskim wszedł w 2017 r. do zarządu związku. Dziś pozostaje z nim w konflikcie - podaje portal.
Podobny przebieg wydarzeń w rozmowie z jednym z autorów tekstu w ubiegłym roku przedstawiał były rzecznik PZT Witold Pasek. - Mówiło się powszechnie, że stanowisko dla Hofmana w Polskim Komitecie Olimpijskim było wyrazem wdzięczności za wyniesienie Skrzypczyńskiego na stanowisko prezesa związku tenisowego - dodał.
Onet zwrócił uwagę, że "w kampanii wyborczej Skrzypczyński przede wszystkim dużo obiecuje, działaczy mami doskonałymi kontaktami z nową władzą i snuje opowieści o pieniądzach, jakie popłyną do związku, jeśli to on obejmie władzę". Dziennikarze portalu dotarli do nagrania, które miałoby o tym świadczyć. Zarejestrowano je po objęciu władzy w PZT przez Skrzypczyńskiego.
"To był układ, który żeśmy zawarli"
Portal podkreślił, że relacje pomiędzy spiskowcami zaczęły się psuć kilkanaście miesięcy po przejęciu władzy w związku. Zwrócono uwagę, że "w kasie związku panuje bieda, a reprezentacja Polski, pomimo wywalczonego na korcie awansu z grupy II do I Pucharu Davisa, z powodów organizacyjnych zostaje właśnie zdegradowana do grupy III".
"Część zarządu winą za to obarcza związkowego prawnika Jacka Wojtyżaka, prywatnie zaprzyjaźnionego z Bułatem i Hofmanem, z którego kancelarią po wyborczym zwycięstwie Skrzypczyński podpisuje umowę na świadczenie usług prawnych, płacąc mu cztery tysiące złotych miesięcznie" - napisał Onet.
"1 grudnia 2018 r. zarząd PZT spotyka się na warszawskim Torwarze. Kilka dni wcześniej niezadowoleni z usług Wojtyżaka działacze, wbrew opinii Skrzypczyńskiego i sekretarza generalnego Bułata, wypowiadają prawnikowi umowę. Skrzypczyński z Bułatem próbują go bronić" - przekazał portal. - Zawarliśmy układ przy wyborach, że są pewne osoby w zarządzie. Wrocław [chodzi o Dolnośląski Związek Tenisowy, którym zarządza dziś Bartosz Bułat - przypomniał Onet] nie dostał miejsca w zarządzie, bo nie mógł, a w zamian prawnie miał pracować Wojtyżak. I to był układ, który żeśmy zawarli - miał przekonywać działaczy do zmiany zdania prezes PZT.
Jak napisał Onet, Skrzypczyński "tłumaczy, że wraz z Bartoszem Bułatem prowadzi obecnie rozmowy ze sponsorem strategicznym, spółką Lotos, przejętą później przez Orlen. Przestrzega jednak: by otrzymać finansowanie, 'musi być atmosfera wokół tenisa i nie może być aferek, bo oni na to zwracają uwagę'".
Portal podał, że "dwa miesiące później, w lutym 2019 r., sponsorem strategicznym Polskiego Związku Tenisowego zostaje Grupa Lotos". Z umowy, do której udało się dotrzeć autorom publikacji, wynika, że tylko w pierwszym roku jej obowiązywania spółka przekazała związkowi 1,5 miliona złotych, wzrosła również dotacja przekazywana PZT przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. W ciągu trzech lat przed wyborem Mirosława Skrzypczyńskiego na prezesa związku resort na jego funkcjonowanie przekazał niecałe 15 milionów złotych, a po zmianie zarządu, w latach 2018-2022 dotacja wyniosła blisko 50 milionów - przekazał Onet.
- Hofman siedzi i nam pomaga. I nam cały czas drzwi otwiera - miał opowiadać Skrzypczyński członkom zarządu na spotkaniu.
- Kiedyś, jeszcze przed wyborami w 2017 r., w przypływie szczerości, powiedział mi: "wiesz, ja zrobię wszystko, by być prezesem" - mówił Onetowi Bartłomiej Białaszczyk, członek zdymisjonowanych w 2017 r. władz polskiego tenisa z Pomorza.
Onet: prezes PZT mówił o próbie uprowadzenia córki i filmie porno z jej udziałem
Jak napisał portal, "to właśnie temu pomorskiemu działaczowi poświęcony jest duży fragment prowadzonej na Torwarze dyskusji". "Jeszcze półtora roku wcześniej, w przedwyborczych knowaniach, Białaszczyk był cichym sojusznikiem spiskowców wewnątrz ówczesnych władz PZT. Zgodnie z ustaleniami w zamian za ich wspieranie miał otrzymać absolutorium za okres swojej pracy w zarządzie. A jednak, w tajnym głosowaniu, Białaszczyk absolutorium nie dostał, co uznał za złamanie danej mu obietnicy" - podał portal.
Jak dodano, "Skrzypczyński winą za to obarcza obecnego na spotkaniu na Torwarze innego działacza z Pomorza - Mikołaja Franasa, kolejnego uczestnika układu zawartego przed związkowymi wyborami w 2017 r., który został później członkiem ścisłych władz PZT". - Białaszczyk nam pomagał. My wiemy, że to jest bandyta, ale podłożył wtedy łeb pod kosę, żeby nam pomóc - miał mówić o Białaszczyku na nagraniu Skrzypczyński. - Ustaliliśmy, że damy mu absolutorium, ale wtedy swoją grę rozpoczął Mikołaj, który ma zadrę w d... z Białaszczykiem. I potem ja dostałem maila z wysp Bahama, że się na mnie zemszczą i mnie zaj... Bandyci się nie mszczą na mnie, zemszczono się na moich dzieciach - dodał.
Prezes PZT miał przekonywać członków zarządu, że konflikt pomorskich działaczy ściągnął kłopoty na jego rodzinę. "Skrzypczyński w wulgarnych słowach zaczął więc tłumaczyć, że w internecie pojawił się pornograficzny film z udziałem jednej z jego córek" - napisał Onet. Jak miał twierdzić działacz, nagranie zostało rozesłane do wszystkich członków władz związku. Przekonywał, że "próbowano ją też uprowadzić".
- To się nie udało, nastąpiła poprawka. Ja mam mieszkanie we Wrocławiu, próbowano ją przez okno wyciągnąć. Trzech bandziorów mówiących po rusku - miał relacjonować Skrzypczyński. Jak napisał Onet, "autorstwo filmu i próbę rzekomego uprowadzenia córki Mirosław Skrzypczyński przypisał Bartłomiejowi Białaszczykowi".
Gdy dziennikarze Onetu zapytali o sprawę byłych członków zarządu PZT, okazało się, że jeden z nich otrzymał to nagranie. Zdaniem portalu dostał je jednak wprost od Skrzypczyńskiego, SMS-em. - Proszę nie kazać mi analizować, jak bardzo trzeba być zaburzonym, by wysyłać innym osobom tego typu filmik z udziałem, jak twierdził, jego własnej córki - komentował, prosząc o zachowanie anonimowości.
"To opowieści z mchu i paproci, kompletny wymysł"
Onetowi udało się dotrzeć do kilku z nagranych w 2018 roku działaczy. "Bartłomiej Białaszczyk i Mikołaj Franas, pomimo trwającego między nimi od lat konfliktu, zgodnie stwierdzili, że cała sprawa była niczym innym jak tylko intrygą Skrzypczyńskiego, mającą pomóc utrzymać mu się na stanowisku" - podał portal.
- To opowieści z mchu i paproci, kompletny wymysł. Po co to zrobił? Bo grunt palił mu się pod nogami i próbował skłócić coraz bardziej niechętnych mu członków zarządu - opowiadał Białaszczyk. "Chodziło o to, by odebrać Franasowi wiarygodność i pokazać drugiej stronie jako tego, któremu nie można ufać, jako intryganta" - napisał Onet.
Podobnie sprawę ocenił Mikołaj Franas. - Skrzypczyński był wówczas mocno zdesperowany. A mnie postrzegał chyba jako osobę, którą będzie mógł przeciągnąć na swoją stronę. Wiedział, że wtedy ma za sobą tylko czterech z dziewięciu członków zarządu - skomentował.
Onet podał, że "Bartłomiej Białaszczyk w związku z wysuwanymi pod jego adresem oskarżeniami wystąpił w maju 2019 r. z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko prezesowi PZT". Sprawa wciąż toczy się przed warszawskim sądem, a Onetowi udało się dotrzeć do jej akt.
Zgodnie z tym, w sądzie, w styczniu 2020 r. Mirosław Skrzypczyński zaprzeczył swoim słowom sprzed roku. O filmie z udziałem swojej córki miał mówić: - Zostałem poinformowany, że pojawił się jakiś film w internecie, jakoby moja córka, ponieważ materiał, na którym opiera się to oskarżenie, moim zdaniem jest pocięty, zmanipulowany, gdyż nawet w tym materiale, ja nie mówię, że ten film przedstawia moją córkę, tylko że ktoś próbuje sytuację przedstawić, jakoby była to moja córka.
Onet zwrócił uwagę, że choć wcześniej Skrzypczyński zapewniał członków zarządu, że sprawę filmu, szantażu i próby uprowadzenia zgłosił organom ścigania, przed sądem temu zaprzeczył: - Ja powiedziałem, że pojawił się materiał filmowy, jakoby moja córka obcowała płciowo z trzema mężczyznami, natomiast kategorycznie nie stwierdzałem, kto ten materiał puścił i kto ten materiał zrobił, to nie przedstawiałbym tego filmu członkom zarządu, tylko udałbym się na policję".
Portal zwrócił uwagę, że Skrzypczyński mieszał wątki. "Podczas posiedzenia zarządu opowiadał działaczom, że na filmie miałaby być jedna córka, a w sądzie mówił o innej swojej córce i prezentuje się jako ofiara nagonki. Opowiadał, że ktoś z numeru 888-888-888 dzwonił do niego, jego partnerki i teściowej z informacjami, iż miał korzystać z usług prostytutek. Mówił o lokalizatorze GPS, który ktoś miał zamontować pod jego samochodem. O próbie porwania córki - ani słowa" - dodał Onet.
Skrzypczyński: nie zamierzam komentować tych absurdalnych doniesień
Mirosław Skrzypczyński odmówił spotkania z dziennikarzami Onetu. W rozmowie telefonicznej poprosił o przesłanie mu pytań drogą mailową.
Jak przekazał Onet, w swojej odpowiedzi zaprzeczył, by na stanowisko prezesa PZT wywindował go polityczno-towarzyski układ i kontakty z politykami obozu władzy: "'Wywindowały' mnie moje pomysły, a 'układem' jest moja wizja i faktyczne działania, które zostały poparte przez większość delegatów, za co serdecznie do dzisiaj dziękuję" - napisał Skrzypczyński.
Na zadane wprost pytanie o nagraną podczas spotkania na Torwarze rozmowę, podczas której miał chwalić się działaczom "dobrymi ścieżkami" w ministerstwach i spółkach skarbu państwa, prezes nie odpowiedział, zbywając je twierdzeniem o rzekomym "pytaniu z tezą". Z kolei na pytanie o umowę z Lotosem odpowiedział: "Grupa LOTOS podjęła współpracę z Polskim Związkiem Tenisowym po długotrwałych, czasem żmudnych negocjacjach. To, że taka firma jak LOTOS zdecydowała się zostać sponsorem PZT świadczyć może jedynie o pozytywnej ocenie zmian zachodzących w polskim tenisie".
"Czy podczas spotkania z innymi członkami zarządu poinformował ich o rzekomym erotycznym filmie z udziałem własnej córki? Czy córkę ktoś próbował uprowadzić? Czy informował o tym organa ścigania?" - takie pytania też zadali Skrzypczyńskiemu dziennikarze Onetu. "Nie zamierzam komentować tych absurdalnych doniesień" - odparł prezes Polskiego Związku Tenisowego.
Źródło: Onet