Polscy autorzy są zaskoczeni i zirytowani zgodą amerykańskiego sądu, by Google skanował ich książki - donosi "Rzeczpospolita". Komputerowy gigant tworzy właśnie bibliotekę, w której pojawią się również polskie tytuły. - Pierwsze słyszę, nikt mnie nie informował - mówi gazecie Małgorzata Musierowicz.
Podobnie zareagowali: Olga Tokarczuk, Jerzy Pilch, Ewa Lipska, Jacek Dehnel. Planów Google'a nie znają także szefowie wydawnictw. – To dla mnie nowość, żadnej ugody nie podpisywałem – irytuje się Jerzy Illg, redaktor naczelny Znaku.
– Zupełnie się nie orientuję. Coś mi mignęło w komunikatach Polskiej Izby Książki, ale nie czytałam uważnie – przyznaje Monika Sznajderman, szefowa Czarnego.
Jest ugoda, sprawa przesądzona
Dlaczego w Polsce mało kto słyszał o tym, że Google już jesienią będzie mógł w świetle prawa uruchomić tworzenie wielkiej cyfrowej czytelni, mimo że w grę wchodzą interesy naszych autorów i wydawców?
Cała sprawa rozegrała się przed amerykańskim sądem. Tamtejsi pisarze i wydawcy oskarżyli firmę Google o naruszenie praw autorskich. Jesienią 2008 r. przed nowojorskim sądem zawarto ugodę, która przyznaje właścicielom praw autorskich 63 proc. dochodów z wykorzystania książek (ugoda obejmuje terytorium USA, a w tamtejszych bibliotekach znajdują się zbiory polskich książek i ich przekłady).
Zgodnie ze stosowaną w USA zasadą fair use ugoda dotyczy dzieł autorów z całego świata, sąd uzależnił więc jej uprawomocnienie od tego, czy Google poinformuje o niej zainteresowanych. Dlatego w najdalszych zakątkach ukazują się obwieszczenia skierowane do wydawców i pisarzy. Publikowano je m.in. na wyspach Pacyfiku i w "Rz".
Na polskich wydawcach spoczywa więc obowiązek zapisania się do tworzonego przez Google'a rejestru. Ma to zapewnić wydawnictwom i pisarzom 63 proc. zysków z wykorzystania książek. Mogą też pisemnie nie zgodzić się, by Google zamieszczał ich tytuły. Termin składania takich oświadczeń minie 4 września - przypomina "Rzeczpospolita".
Nie ma tego złego...
Optymistycznie na zapowiedź skanowania książek przez Google zareagował Janusz Leon Wiśniewski, autor "Samotności w sieci", który – jako jedyny wśród pytanych przez "Rz" autorów – znał szczegóły ugody. – Idea jest genialna: pozwoli ocalić wiele rękopisów, utrwalić bezcenną wiedzę. Za 70 lat nie będzie mnie i praw do moich książek, więc Google oferuje mi poniekąd furtę do wieczności.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24