- Proszę pana, szybko pogotowie na Siemianowicką. Dziecko ma bezdech, nie oddycha już długi czas - usłyszał w sobotę Marek Nowok z bytomskiej policji. Funkcjonariusz przez telefon udzielił przerażonej kobiecie niezbędnych rad. Po chwili niespełna dwumiesięczna dziewczynka zaczęła oddychać. - Bałam się masakrycznie. Błagałam Boga, żeby ona zaczęła oddychać normalnie - wyznała ciotka niemowlęcia, która je reanimowała.
Pod numer alarmowy - 112 - zadzwoniła sąsiadka kobiety, której córka straciła oddech. Kiedy Marzena Czaja mówiła dyżurnemu, co się dzieje, dziewczynkę na rękach trzymała jej ciotka - Beata Malinowska. Aspirant Marek Nowok cierpliwie instruował kobiety, co powinny robić. Matka niemowlęcia w tym czasie była w aptece.
- Wydawało mi się, że to trwało wieki. Kiedy ona zaczęła oddychać, to była najszczęśliwsza chwila - wyznała ciotka dziewczynki, która reanimowała dziecko. - To był taki stres. Do tej pory człowiek widzi, jak to dziecko nie oddycha - mówi Marzena Czaja, która rozmawiała z funkcjonariuszem.
Niespełna dwumiesięczna dziewczynka trafiła w ręce lekarzy już z przywróconym oddechem. Od soboty przebywa w szpitalu. - Myślę, że to na pewno jest przyjemne dla osoby, która mogła komuś pomóc, że udzielona pomoc przyniosła pożądane skutki - podsumowała Agnieszka Cabak z bytomskiej policji.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24