Z roku na rok palących jest coraz mniej, ale ciągle za dużo. Więcej palą mężczyźni niż kobiety. Mija 6 lat od wprowadzenia zakazu palenia w miejscach publicznych – biurach, kawiarniach czy restauracjach. Utrudnianie palenia palaczom miało sens i dobry wpływ na ich zdrowie i portfele. Materiał "Faktów" TVN.
Kiedyś pani Izabela paliła nawet dwie paczki dziennie. Teraz codziennie przebiega kilkanaście kilometrów. - Można - jeśli się chce, ma się mocne postanowienia, samozaparcie - faktycznie wszystko zmienić - przekonuje.
W ten sposób myśli coraz więcej Polaków. Z roku na rok tych, którzy palą papierosy, jest coraz mniej. Jeszcze w latach 90. palił w Polsce co drugi mężczyzna i co czwarta kobieta. Teraz pali 30 proc. mężczyzn i 18 proc. kobiet.
- Mamy coraz lepiej wykształcone społeczeństwo, coraz bogatsze. Zaczynamy cenić zdrowie i zdrowy styl życia - zauważa dr Krzysztof Puchalski z Krajowego Centrum Promocji Zdrowia w Miejscu Pracy.
Jakie ryzyko?
Dokładnie sześć lat temu wprowadzono zakaz palenia w miejscach publicznych. Dziś trudno sobie wyobrazić, że nie tak dawno do kawy, czy piwa gratis dostawało się papierosowy dym.
W kawiarniach palacze muszą zamknąć się ze swoim nałogiem w wydzielonych pomieszczeniach lub wyjść na zewnątrz. Pracując w urzędach czy biurowcach trzeba pofatygować się do palarni.
Choć palenie to raczej kosztowny nałóg, najwięcej palaczy wcale nie ma wśród tych z grubymi portfelami. - Dzisiejszy palacz w Polsce to przede wszystkim osoba uboga, nisko wykształcona i raczej w średnim wieku - mówi dr Puchalski.
Ci, którzy potrzebują paczki dziennie, zaczęli już przed 19-tymi urodzinami. - Ryzyko tego, że osoba zacznie palić - jeżeli przebywa w domu w środowisku, gdzie ten dym tytoniowy występuje - wzrasta dwukrotnie - podkreśla Marek Posobkiewicz, Główny Inspektor Sanitarny.
Autor: js/kk / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24