– Do końca tej kadencji Sejmu zlikwidujemy obowiązkową służbę wojskową - deklarują przedstawiciele Platformy Obywatelskiej. Zdaniem byłego szefa MON Radosława Sikorskiego, to jedna z najważniejszych spraw, jakimi zajmie się nowy rząd.
Sikorski uważa, że ostatni przymusowy poborowy wyjdzie z wojska przed zakończeniem 2011 roku. Tak się stanie, jeśli PO wypełni obietnice składane między innymi podczas kampanii wyborczej. Zatem, jak donosi dziennik "Polska", dzisiejsi 14-latkowie nie muszą się już obawiać wojskowych kamaszy.
W kwestii rezygnacji z poboru Platforma Obywatelska może liczyć na poparcie współkoalicjanta. Choć do niedawna Polskie Stronnictwo Ludowe było przeciwne 100-procentowo zawodowej armii, ostatnio zaczęło się to zmieniać. – Większą korzyść można mieć ze służby, w której zarabia się realne pieniądze - powiedział gazecie Marek Sawicki z PSL. Zaznaczył, że jest optymistą jeśli chodzi o konsensus w sprawie wojska.
Odmienne zdanie w tej sprawie prezentuje, głównie ze względów ekonomicznych, Lewica i Demokraci. – Mamy jednak nadzieję, że nowy rząd dobrze tę reformę przygotuje. I policzy, na jak dużą armię naprawdę nas stać - powiedział Janusz Zemke z LiD, kiedyś wiceszef MON.
Jak duża miałaby być nowa armia? Mniejsza, niż chciałby prezydent. Zamiast 150 tys. zdaniem Bogdana Zdrojewskiego z PO powinno być 110 tys. zawodowców. Na więcej nas nie stać, ale pozostałe 40 tys. mogłyby być mobilizowane w sytuacji zagrożenia państwa.
Zwraca się przy tym uwagę, że armie zawodowe mają już m.in. Wielka Brytania, Francja i Hiszpania, a jeśli chodzi o pobór wyprzedzają nas inne postkomunistyczne państwa: Węgry, Czechy i Rumunia.
Źródło: "Polska", APTN