Politycy krytykują wtargnięcie do budynku PKW, ale część z nich uważa, że "trzeba uszanować ludzkie emocje", związane z tym, że do tej pory nie udało się podać oficjalnych wyników wyborów. Dość łagodnie o sprawie wypowiada się Przemysław Wipler, który sam znalazł się w pomieszczeniach Komisji. Szef MSZ Grzegorz Schetyna podkreśla natomiast, że "państwo musi się bronić".
W czwartek wieczorem doszło do protestu przed siedzibą PKW. Część demonstrujących wtargnęła do budynku, komisja musiała w związku z tym przerwać prace. Zatrzymano 12 osób, w tym fotoreportera Polskiej Agencji Prasowej.
Grzegorz Schetyna, komentując nocne zajście, podkreślił, że wtargnięcie do siedziby PKW było "zachowaniem anarchicznym, łamaniem prawa".
- Nie ma na to zgody. Dobrze, że policja szybko interweniowała. Państwo musi się bronić - zaznaczył szef MSZ.
Jak dodał, protestującym nie chodziło o kwestię sposobu przeprowadzenia wyborów, a ich działanie określił jako "bezmyślną agresję i podważenie fundamentu państwa".
- Nie może tak być. Wybory są świętem demokracji, nawet jeśli dochodzi do problemów, to musimy przez to przejść - powiedział Schetyna.
Szef MON Tomasz Siemoniak ocenił czwartkowe zajścia jako "bulwersujące". - Myślę, że to nie są słabości demokracji. Demokracja daje też niestety pole do awantury, ale jeżeli dochodzi do łamania prawa, potrzebna jest reakcja - powiedział Siemoniak dziennikarzom w Rudzie Śląskiej.
"Mamy do czynienia z kryzysem"
Nieco łagodniej wydarzenia ocenił Przemysław Wipler, który sam wcześniej demonstrował przy ul. Wiejskiej z kilkoma tysiącami osób, żądającymi unieważnienia wyborów. Później razem z kilkoma z nich wszedł do środka. Opuścił jednak budynek, zanim na miejsce dotarła policja i aresztowała tych, którzy w nim zostali, łącznie 12 osób.
- Moim zdaniem obecna sytuacja, z którą mamy do czynienia w Polsce, to kryzys. Niemniej jednak jest to kryzys, którego rozwiązania powinniśmy poszukać w ramach obowiązujących przepisów. Apeluję do wszystkich, którzy uważają, że wybory nie zostały przeprowadzone profesjonalnie, rzetelnie i uczciwie, by swoją aktywność starali się prowadzić w ramach powszechnie obowiązującego prawa - powiedział Przemysław Wipler z Kongresu Nowej Prawicy.
Pozew dla Niesiołowskiego
Zgadzają się z nim posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Rzecznik prasowy partii odcina jednak swoje ugrupowanie w całości od czwartkowych wydarzeń. I mimo że pojawiają się oskarżenia kierowane wprost do PiS, między innymi z ust posła Stefana Niesiołowskiego - że apel Jarosława Kaczyńskiego o unieważnienie wyborów rozbudził emocje wśród protestujących - partia się z takim stanowiskiem nie zgadza. I chce posła PO za takie słowa pozwać.
- Zdecydowanie negatywnie oceniamy to, co się stało, nie ma przyzwolenia na takie zachowanie. I nawet dobre intencje i oburzenie nie mogą być powodem do podejmowania takich działań. Są przewidziane prawem w systemie demokratycznym przedsięwzięcia i my apelujemy do wszystkich, żeby tylko takie, przewidziane prawem przedsięwzięcia zostały podejmowane - mówi Marcin Mastalerek, rzecznik prasowy PiS. - I chciałbym zapowiedzieć, że oczywiście Prawo i Sprawiedliwość pozywa posła Niesiołowskiego za sugerowanie, że to PiS odpowiada i że to Jarosław Kaczyński doprowadził do tego, że została zajęta PKW. Stefan Niesiołowski słono zapłaci za swoje kłamstwa - dodaje.
Takich pozwów może być więcej, biorąc pod uwagę to, że nie tylko Stefan Niesiołowski uważa że "sojusz" PiS z SLD mógł zmobilizować protestujących do zajęcia budynku PKW. Takie same stanowiska wyraziła część polityków z Platformy Obywatelskiej.
- Mieliśmy do czynienia z przestępstwem, ale także z bardzo symbolicznym, ale konkretnym, zamachem na jedną z głównych instytucji państwa demokratycznego. To są tego rodzaju wydarzenia, które nie powinny mieć w ogóle miejsca. A po drugie sam fakt, że bierze udział w tym ataku na instytucję poseł Sejmu, też zasługuje na najwyższą naganę - uważa Rafał Grupiński z Platformy Obywatelskiej.
Autor: bieru,kg/ja / Źródło: tvn24