Przy okazji zamieszania związanego z prawem prasowym na jaw wyszła kontrowersyjna opinia w tej kwestii pierwszego prezesa Sądu Najwyższego Stanisława Dąbrowskiego. W przygotowanym dla Senatu oficjalnym dokumencie prezes odnosi się nie tylko do samej ustawy, ale także wyraża swoją prywatną, krytyczną ocenę dziennikarzy.
(...) te zmiany są korzystne dla osób, które czują się dotknięte publikacją prasową. Zapewne spotkają się z krytyką środowisk dziennikarskich. Wydaje się jednak, że środowiska te generalnie są niezbyt skłonne do poczuwania się do odpowiedzialności za uszczerbek, jakiego w następstwie ich działalności mogą doznać jednostki. I z jednakowym zapałem zwalczają próby konkretyzowania lub poszerzania uprawnień ofiar publikacji prasowych. Niedawne szyderstwa red. Paradowskiej w "Polityce" na temat opiniowanego projektu, będącego jakoby owocem radosnej twórczości Senatu, są dobrym przykładem nonszalancji mediów dbających głównie o własny prestiż. prezes Sądu Najwyższego
- To wydarzenie kuriozalne. Jeżeli przedstawiciel najwyższej instytucji sądowej pozwala sobie na taką w istocie marną publicystykę - komentuje opinię Jerzy Baczyński, red. naczelny "Polityki".
"Z tym fragmentem ja się w pełni solidaryzuję"
- No, w istocie jest tam przynajmniej jedno sformułowanie, które może rzeczywiście ma takie konotacje publicystyczne, ale muszę powiedzieć, że akurat z tym fragmentem ja się w pełni solidaryzuję - broni Dąbrowskiego prof. Piotr Hofmański, rzecznik Sądu Najwyższego. - To nie jest osobista wycieczka. Myślę, że dałoby się tego uniknąć, ale nie widzę takiej potrzeby. Nie znajduje w tym nic złego, że w ten sposób podkreślono istotę tego, co autor opinii chciał powiedzieć - podkreśla.
Ale dziennikarzy takie tłumaczenie nie przekonuje. - Generalnie w sądach jest atmosfera dosyć niemiła, niesprzyjająca prasie, niechętna, więc myślę, że w tym sensie to stanowisko przedstawiciela Sądu Najwyższego jest typowe, znamienne, ale bardzo niepokojące, bardzo niepokojące - ocenia Jerzy Baczyński.
"Prawo prasowe trzeba napisać od nowa"
Ostatecznie senatorowie zmienili zdanie i wycofali się z forsowania kontrowersyjnych przepisów. Mimo to sytuacja nadal daleka jest od czytelnej. Powody do niepokoju mają dziennikarze tak zwanych nowych mediów. Ich pracę także regulują przepisy, nad którymi debatuje parlament. Tyle, że nie uwzględniają one specyfiki internetowych portali, nakazując na przykład, by sprostowanie ukazało się "w programie tego samego rodzaju i o tej samej porze".
- Prawo prasowe trzeba napisać od nowa. Trzeba napisać prawo prasowe, które będzie odpowiadało na to, co obecnie dzieje się w mediach, a nie zmieniać, wyciągać śrubki, coś przekręcać i tworzyć, zmieniać coś, co jest złe, co nie przystaje w ogóle do tego, co jest obecnie - mówi Mateusz Sosnowski z portalu tvn24.pl.
Całe to zamieszanie wokół nowelizacji prawa prasowego pokazuje, jak delikatna granica łączy i dzieli światy mediów oraz polityki. A także jak bardzo polityków uwiera ta bliskość kamer i mikrofonów.
- To jest groźne, bo politycy muszą być krytykowani, bo taka jest nasza rola, rola dziennikarzy - podkreśla Janina Jankowska ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
- Jeżeli media stracą rolę, jaką pełnią - a oczywiście, że pełnią ją niedoskonale w wielu przypadkach, ale tacy jesteśmy, niedoskonali - to demokracja idzie na piwo, że tak powiem - kwituje całą sprawę Piotr Stasiński.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24