- W ogóle nie rozumiem pana Kaczyńskiego. Ta opcja, z Kaczyńskim na czele, wykorzysta każdą sytuację. Jestem absolutnie przeciwna jakimkolwiek demonstracjom w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego - oświadczyła w "Kropce nad i" Danuta Wałęsa. Żona byłego prezydenta stwierdziła, że marsz, jaki 13 grudnia organizuje PiS to tylko chęć "zaistnienia".
- Ta grupa (zwolenników partii Jarosława Kaczyńskiego - red.) już doszła do ściany i tylko się od niej odbija. I dlatego chcą zaistnieć, chcą żeby naród ich zobaczył - stwierdza Danuta Wałęsa tłumacząc dlaczego, według niej, PiS organizuje "Marsz Niepodległości i Solidarności". - Zawsze jakaś część społeczeństwa jest niezadowolona i oni wyjdą z nimi (z PiS - red.) na ulicę. Ale nie uważam żeby to było dobre właśnie teraz - oceniła.
- Powinniśmy się wziąć do pracy, a nie dążyć do bijatyki, do niszczenia tego, co powinno się budować - podsumowała Wałęsa.
Na pytanie, co sądzi o pikietach pod domem generała powiedziała, że pod jej dom też "przychodzi grupa i wykrzykuje różne hasła". Zaznacza jednak, że ludzie nie powinni obrażać innych. - Mamy wolną Polskę, trzeba umieć się dogadać - powiedziała.
"Rozumiem, że broni swojej racji"
Danuta Wałęsa pytana była o słowa gen. Jaruzelskiego, który po raz kolejny przeprosił za wprowadzenie stanu wojennego i "dokuczliwe dla społeczeństwa konsekwencje", ale jednocześnie podkreślił, że w powstałej wówczas sytuacji stan wojenny był "ocaleniem przed wielowymiarową katastrofą" i że dziś uczyniłby to samo.
Nie mam do tego pana żalu, bo my walczyliśmy o swoje idee, a on o swoje. Rozumiem go, bo on inaczej widział tę sytuację. Doszedł jednak do takiego wieku, że powinien stwierdzić, że zrobił źle dla swojego narodu Danuta Wałęsa
Pytana o to, czy poczuła satysfakcję, gdy Lech Wałęsa wygrał wybory prezydenckie i mogła spojrzeć Wojciechowi Jaruzelskiemu w oczy, stwierdziła, że nie. - On był taki zamknięty. Na nim też nie robiło wrażenia, że odchodzi - oceniła kobieta.
Wałęsa mówiła też, że nie oczekuje tego, że osoby odpowiedzialne za wprowadzenie stanu wojennego zostaną wtrącone do więzienia. - Chciałabym żeby byli potępieni, żeby zapadł wyrok - stwierdziła Wałęsa.
Stan wojenny? "Myślałam: to się stało, ale to nic takiego"
Danuta Wałęsa pytana o to, jaka była sytuacja w domu po wprowadzeniu stanu wojennego stwierdziła, że nie zrobiło to na niej "takiego wrażenia". - Wcześniej atmosfera była tak gorąca, że o wprowadzeniu samego stanu myślałam: to się stało, ale to nic takiego - wyznała i dodała, że być może jej podejście do nowych warunków było właśnie takie, bo była wtedy w ciąży. - To dochodziło do mnie powoli. Większym szokiem było raczej to, że po miesiącu chciałam ochrzcić moją córkę i myślałam, że może na tę okoliczność wypuszczą męża z internowania, ale tak się nie stało - powiedziała Wałęsa.
Sam stan wojenny żona Lecha Wałęsy uznaje za próbę "złamania kręgosłupa społeczeństwu". - Ludzie byli tak zastraszeni, że przez miesiąc nikt do mnie nie przychodził, żeby zobaczyć jak się trzymam - wspomina Danuta Wałęsa.
Rewizje osobiste, którym była poddawana przed spotkaniami z byłym prezydentem, wtedy liderem opozycji, wspomina jako dramatyczne. - Przez dwa tygodnie byłam chora. To takie doszczętne obnażenie człowieka. Wręcz bolesne. Gdy przyszłam z moją córką - Magdaleną, chcieli jej obciąć obcasiki w butach (żeby sprawdzić, czy coś nie jest w nich ukryte - red.), a ona prosiła żeby nie niszczyli jej bucików - wspomina matka ośmiorga dzieci.
Mówi, że nigdy z mężem nie myśleli o opuszczeniu kraju. A pytana o to, czy doznała zawiści wyznaje, że jak tylko skończyła się prezydentura Lecha Wałęsy była inaczej traktowana. - Więcej przykrości doznałam od ludzi, którzy byli w Solidarności, niż od tych którzy byli postkomunistami - stwierdza Danuta Wałęsa.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24