- Nie mam za co przepraszać. To nie ja badałem zapisy "czarnych skrzynek". Mówiąc o obecności gen. Andrzeja Błasika w kokpicie opierałem się na ustaleniach polskich ekspertów, współpracujących ze stroną rosyjską - mówi w rozmowie z tvn24.pl płk Edmund Klich. Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych podkreśla, że po publikacji nowych stenogramów "wiemy mniej niż wiedzieliśmy". - Było dużo szumu i politycznego mętliku. To wszystko - ocenia b. polski akredytowany przy MAK.
W zeszłym tygodniu płk Edmund Klich zadeklarował, że jeśli w wyniku ustaleń biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych okaże się, iż gen. Błasika nie było w kabinie pilotów w chwili katastrofy, to przeprosi wdowę po dowódcy Sił Powietrznych. To były polski akredytowany przy MAK jako pierwszy powiedział bowiem publicznie w maju 2010 roku o obecności generała w kokpicie. Swoją wiedzę opierał na ustaleniach rosyjskich ekspertów, którzy przygotowywali pierwsze stenogramy z "czarnych skrzynek".
"Nie mam za co przepraszać"
Przeprosić musieliby ci, którzy ten głos usłyszeli. A słyszeli go polscy eksperci współpracujący ze stroną rosyjską i rosyjscy eksperci. Ja opierałem się tylko na ich ustaleniach. Mogę żałować natomiast tego, że wypowiedziałem się na ten temat za wcześnie. Moja wypowiedź z maja była niefortunna, co powtarzałem wielokrotnie. płk Edmund Klich
Po ujawnieniu w poniedziałek przez wojskowych prokuratorów efektów wielomiesięcznych prac biegłych z Krakowa pułkownik mówi, że "nie ma jednak za co przepraszać". - Przeprosić musieliby ci, którzy ten głos usłyszeli. A słyszeli go polscy eksperci współpracujący ze stroną rosyjską. Ja opierałem się tylko na ich ustaleniach. Mogę żałować natomiast tego, że wypowiedziałem się na ten temat za wcześnie. Moja wypowiedź z maja była niefortunna, co powtarzałem wielokrotnie - zaznacza w rozmowie z tvn24.pl przewodniczący PKBWL.
Pułkownik wskazuje, że prezentacja nowych stenogramów nie przyniosła nowych informacji, zapowiadanych jako przełomowe. - Dziś raczej wiemy mniej niż wcześniej. Myślałem, że w tych dokumentach będzie niemalże 100 procent wypowiedzi, bo tak było to wcześniej zapowiadane. A tymczasem znalazło się tam mniej informacji, niż we wcześniejszych analizach. Niczego nie potwierdzono, ale też niczego nie wykluczono. To wprowadza tylko jeszcze większy polityczny mętlik wokół tej sprawy - ocenia pułkownik.
Prokuratorzy pokazują nowe stenogramy
W poniedziałek prokuratorzy wojskowi ujawnili efekty wielomiesięcznych prac biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna z Krakowa. Eksperci nie przypisali w nich gen. Andrzejowi Błasikowi żadnej z zarejestrowanych wypowiedzi z kokpitu Tu-154M. Prezentujący te ustalenia śledczy stwierdzili jednocześnie, że prokuratura nie dysponuje opinią jednoznacznie wskazującą na to, że dowódca Sił Powietrznych był obecny w kabinie samolotu, który w kwietniu 2010 r. rozbił się pod Smoleńskiem. Zaznaczono, że nie ma dowodów, które pozwalałyby jednoznacznie potwierdzić lub wykluczyć obecność generała w kokpicie.
Natomiast opublikowany w styczniu 2011 r. raport MAK kładł nacisk na błędy polskiej załogi, napisano też, że w kokpicie samolotu był obecny gen. Błasik. MAK uznał, że we krwi generała był alkohol. Według strony rosyjskiej dowódca Sił Powietrznych mógł wywierać nacisk na załogę.
Rodzina i prawnicy Błasika protestowali przeciw tym ustaleniom i żądali ich usunięcia. W rosyjskim dokumencie nie stwierdzono jakichkolwiek uchybień w pracy kontrolerów z wieży lotniska w Smoleńsku.
ODCZYT CZARNYCH SKRZYNEK WYKONANY PRZEZ BIEGŁYCH INSTYTUTU EKSPERTYZ SĄDOWYCH IM. SEHNA W KRAKOWIE LEGENDA DO ODCZYTU CZARNYCH SKRZYNEK
Łukasz Orłowski/tr
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24