Wicepremier Grzegorz Schetyna podkreśla, że wprawdzie "wpychać się" i "molestować" Prawa i Sprawiedliwości nie będzie, ale uważa, że premier powinien wystąpić na kongresie tej partii. Podkreślił także, że chciałby zobaczyć premiera Donalda Tuska na weekendowym kongresie PiS w Krakowie, choć "molestować" PiS-u w tej sprawie nie będzie.
Premier Donald Tusk zadeklarował, że chce spotkać się z działaczami Prawa i Sprawiedliwości podczas ich weekendowego kongresu w Krakowie. - Liczę na zaproszenie, liczę na gościnę - powiedział zaskoczonym dziennikarzom premier. Politycy PiS nie chcą jednak widzieć premiera na sobotnio-niedzielnym kongresie.
Grzegorz Schetyna w programie "Piaskiem po oczach" w TVN24 mówił: - Niegrzecznie byłoby tam wystawać, wpychać się, molestować.
Dlatego, jeśli prezes Kaczyński premiera Tuska nie zaprosi, to ten drugi się na kongresie nie zjawi - zapewniał. Pytany, kto był autorem niespodziewanej propozycji premiera, żeby na kongres się wybrać, Schetyna skwitował: - Błyskotliwe pomysły Donalda Tuska są zawsze wyłącznie jego autorstwa.
Rokita: Serdecznie zapraszamy
Po tym, jak premier zaproponował swój przyjazd na kongres w Nowej Hucie, posłowie PiS najpierw wypowiadali się przychylnie: - Serdecznie zapraszamy Donalda Tuska, bardzo bardzo bym się cieszyła gdyby zabrał ze sobą Grzegorza Schetynę - mówiła Nelly Rokita.
- To jest dobry sygnał, dobry znak, jeżeli to nie kolejna ironia - wtórował jej Tadeusz Cymański.
Potem jednak rzecznik PiS ukrócił dyskusję. - Kongres Partii to jest impreza wewnętrzna - mówił Adam Bielan w TVN24. - Mamy nadzieję, że pan premier Tusk przyjmie zaproszenie na przyszłotygodniowe posiedzenie klubu parlamentarnego PiS - dodał.
Schetyna komentował te głosy: - Pierwsze reakcje (posłów PiS - red.) były takie emocjonalne i prawdziwe rozumiem . Naprawdę się ucieszyliśmy, ale potem przyszła żelazna pięść Adama Bielana i jego towarzyszy. Powiedzieli: nie dziękujemy, jak najdalej od Nowej Huty, jak najdalej od PiS-u.
Kto premierem po Tusku?
Wicepremier znacznie chętniej mówił o zjeździe swoich politycznych konkurentów, niż o wewnętrznych stosunkach w swojej partii. Choć od kilku dni nawet jego koledzy wymieniają go jako najbardziej prawdopodobnego zmiennika Donalda Tuska na stanowisku szefa rządu, jeśli ten wskutek wyborów prezydenckich 2010 roku zdecyduje się ustąpić, to Schetyna wciąż nie chce o tym mówić.
- Do wyborów 2010 roku jest jeszcze wiele dni, które musimy przetrwać. Oczywiście o nich pamiętamy, ale nie mamy ich w planach krótko ani średnioterminowych - mówił Grzegorz Schetyna.
W tym świetle jednak przyznał, że ma "trochę żalu" do szefa klubu parlamentarnego PO Zbigniewa Chlebowskiego, który przed kilkoma dniami na konferencji prasowej wskazał go, jako kandydata na następnego premiera z Platformy. - Nie dam się zapisać do projektu pt. premier z Wrocławia. Teraz pracuję, a co będzie jesienią 2010 roku to się dopiero okaże - zarzekał się Schetyna.
Rząd w gorączce
Wicepremier w rozmowie nie mógł uciec też od tematu gorączkowego poszukiwania funduszy do załatania budżetu. - Nikt nie fałszował rzeczywistości. Rząd się przygotowywał. Ale pewność, że idzie zły czas przyszła dopiero w grudniu - tłumaczył, odpierając zarzuty o opieszałość gabinetu w reakcji na kryzys finansowy.
Schetyna wskazywał także, skąd można wziąć najwięcej pieniędzy: - MON jest ministerstwem z największym budżetem, największymi wydatkami i największymi możliwościami przesunięcia ich na kolejne lata - mówił wicepremier, choć zaznaczył, że ekspertem wojskowym nie jest. - Takie inwestycje, jak polska łódź podwodna mogą poczekać - dodał. Tym, czego Schetyna w obliczu kryzysu boi się najbardziej, jest widmo podwyżki podatków. - Chciałbym powiedzieć, że to jest niemożliwe, ale nie mogę - mówił wicepremier, ale od razu dodawał: - To jest ostateczność.
Źródło: TVN24, "Przegląd Sportowy"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24