Sąd Okręgowy w Warszawie zbada 5 marca apelację stołecznej prokuratury wobec dziennikarzy PAP i TV Republika, uniewinnionych w I instancji od zarzutu naruszenia "miru domowego" podczas obsługi przez nich okupacji PKW w zeszłym roku.
Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście wnosi, by SO uchylił wyrok uniewinniający i zwrócił sprawę sądowi rejonowemu. Obrona wniesie o utrzymanie uniewinnienia.
Fotoreporter PAP Tomasz Gzell i dziennikarz TV Republika Jan Pawlicki zostali zatrzymani przez policję, gdy relacjonowali w listopadzie 2014 r. okupację gmachu PKW przez osoby domagające się dymisji PKW w związku z przedłużającym się obliczaniem wyników wyborów samorządowych. Oprócz nich zatrzymano 10 osób.
Obaj w trybie przyspieszonym zostali oskarżeni przez policję o naruszenie miru domowego w PKW przez nieusłuchanie polecenia opuszczenia pomieszczenia - grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo do roku pozbawienia wolności. W grudniu 2014 Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście uniewinnił ich.
"Przykre nieporozumienie"
- Zatrzymanie to pomyłka, przykre nieporozumienie - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Łukasz Mrozek. - Akcja była nerwowa i dynamiczna. Ponieważ żaden inny dziennikarz nie został zatrzymany, to znaczy, że intencją było zatrzymanie tylko osób okupujących pomieszczenie za stołem - podkreślał sędzia. Wskazał, że do pomyłki mogło dojść m.in. z powodu działań policji i administratora gmachu, bo zmieniono początkowo ogłaszany komunikat wzywający również dziennikarzy do opuszczenia gmachu, na wezwanie do "nieutrudniania działań policji".
Według prokuratury wyrok oparto na błędnych ustaleniach zamiaru oskarżonych. - Sąd błędnie uznał, iż materiał dowodowy nie wskazuje, aby oskarżeni działali z wymaganym zamiarem bezpośrednim popełnienia czynu z art. 193 kk, podczas gdy prawidłowo ocena zgromadzonych dowodów prowadzi do wniosku, iż oskarżeni w pełni świadomie nie zastosowali się do wielokrotnych żądań osób uprawnionych i działając z zamiarem bezpośrednim, nie opuścili lokalu PKW - podkreślał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak.
Zaznaczył, że prokuratura nie kwestionuje, iż oskarżeni wykonywali obowiązki służbowe. - Bezspornym jest natomiast również fakt, iż osoby uprawnione, w tym funkcjonariusze policji, kilkakrotnie żądały opuszczenia sali przez wszystkie osoby, w tym przedstawicieli mediów. Niektóre żądania opuszczenia sali skierowane były wprost do dziennikarzy - podkreślił Nowak.
Zażalenia
Według apelacji dziennikarze, nawet podczas wykonywania obowiązków służbowych, nie są zwolnieni od poszanowania prawa i zachowania się zgodnego z prawem. Nowak powiedział, że prawo nie wyłącza bezprawności działania przedstawicieli mediów; dziennikarzom nie przysługuje również żaden rodzaj immunitetu. - Jeżeli żądanie opuszczenia lokalu zostało skierowane do dziennikarzy, to mieli oni obowiązek postąpić zgodnie z wolą osoby uprawnionej - dodał Nowak. W apelacji prokuratura napisała też, że "należałoby rozważyć w kwalifikacji prawnej czynu, jakiego dopuścili się Tomasz Gzell i Jan Pawlicki, art. 249 pkt 4 Kk, tj. zakłócania przebiegu wyborów". Art 249 Kk głosi: "Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem przeszkadza (...) głosowaniu lub obliczaniu głosów, sporządzaniu protokołów lub innych dokumentów wyborczych albo referendalnych, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5". W oddzielnych postępowaniach sąd rejonowy uwzględnił zażalenia Pawlickiego i Gzella na zatrzymanie ich przez policję i uznał je za bezzasadne. Jak powiedziała sędzia Małgorzata Drewin, ws. Gzella o jego bezzasadnym zatrzymaniu będzie powiadomiona prokuratura i szef stołecznej policji. Podkreśliła, że gdy funkcjonariusz policji wydaje polecenie, należy dać mu posłuch, ale zarazem stwierdził, że nie istniało podejrzenie, by Gzell - realizując swą misję fotoreportera - popełnił przestępstwo naruszenia miru domowego w PKW.
Śledztwo prokuratury
Od końca 2014 r. inna stołeczna prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjantów w związku z interwencją w siedzibie PKW. Obaj dziennikarze mają w nim status pokrzywdzonych. Szefowa MSW Teresa Piotrowska mówiła w 2014 roku, że zatrzymanie podczas zajść w PKW nie powinno się zdarzyć. - Przepraszam tych, których to dotknęło, których to bulwersowało - dodała. Rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Mrozek ocenił, że doszło do sytuacji, "którą można by uznać za niepotrzebną".
Tak wydarzenia w PKW relacjonował następnego dnia magazyn "Polska i Świat".
Autor: js/kka / Źródło: PAP