Ustka wzbogaciła się o nowy ambulans. Nie jest to jednak zwykła karetka na czterech kołach, ale... pływająca. Wodna "R" ma latem pędzić na ratunek plażowiczom, do których zwykła karetka z odległej o 20 kilometrów stacji pogotowia szybko nie dotrze.
Pierwszy pokazowy rejs wodnego ambulansu w Ustce nie zapisał się jednak jako spektakularny sukces. Warta 1,3 miliona złotych łódź zepsuła się jeszcze w porcie. Pękła uszczelka w silniku.
Wodna karetka wyposażona jest bogato: jest respirator, defibrylator, pompa infuzyjna, instalacja tlenowa. No i lekarz na pokładzie.
Łódź zakupiono wspólnie z funduszy Unii Europejskiej, pogotowia ratunkowego i samorządów. Połączenie sił było niezbędne, ponieważ pływająca "erka" kosztuje trzy razy więcej niż ta zwykłada.
Ratunek z morza
Wiele nadmorskich miejscowości, latem obleganych przez turystów, musi jakoś sobie radzić z zapewnianiem im pomocy medycznej. Rozwiązania są różne, od właśnie pływających karetek, zwykłych pontonów z lekarzem i sprzętem medycznym, aż po wyszkolonych ratowników, którzy udzielają pomocy przed dotarciem standardowego ambulansu.
Na bardziej rozbudowane zabezpieczenia stać tylko bogatsze gminy. Pływające karetki pojawiają się więc w miastach, gdzie do stacji pogotowia jest relatywnie blisko. Nie ma ich za to tam, gdzie do najbliższego szpitala są dziesiątki kilometrów, jak na przykład na Mierzei Wiślanej. Tam do wymagającego pomocy plażowicza karetka musi pędzić przez 80 kilometrów, a przez ten czas musi wystarczyć pomoc ratownika.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN