W cieniu wtorkowej wielkiej bitwy o Kupieckie Domy Towarowe rozgrywały się dziesiątki mniejszych dramatów. O jednym z nich opowiadała matka półtorarocznego dziecka, która razem z nim znalazła się w centrum tych wydarzeń. Zapewniała, że pod KDT przyszła ze swoim synkiem bo nie spodziewała się tak ostrej reakcji policji. Na pewno?
- Myślałam, że jest inne prawo. Nie spodziewałam się - powtarzała kobieta w rozmowie z reporterem. Ten dociskał i pytał, czy to rozsądne by matka tak bardzo narażała życie swojego półtorarocznego synka?
"Paść ofiarą gazu"
Kobieta, córka właściciela jednego z butików, nie chciała odpowiedzieć wprost. Zapytana, czy nie szkoda jej, że przyszła z synem i weszła do hali, odparła krótko: "A panu nie szkoda, że tak się pan wypowiada?". Reporter emocjonalnie odparł: "Pytam panią jako matkę". - Proszę mi nie zadawać takiego pytania - denerwowała się kobieta, podkreślając, że nikt, kto nie jest w sytuacji kupców, nie zrozumie ich sytuacji.
- Walczę o to, żeby utrzymać to dziecko, żeby miało co jeść, żeby miało gdzie spać, a nie żeby się tułało od ulicy do ulicy - próbowała tłumaczyć w coraz większych nerwach.
Dziennikarz nie odpuszczał: - Dlatego dziecko miało paść ofiarą gazu?
Odpowiedzieć pomógł mężczyzna, stojący obok (najprawdopodobniej ojciec malucha): - (Dziecko) Miało pokazać ludziom, którzy mają sumienia, by nie puścili tego gazu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24