- Dementuję informacje zawarte w publikacji "Dziennika". Prezydent nie zlecał mi inwigilowania Kazimierza Marcinkiewicza - mówi TVN24 gen. Witold Marczuk, szef ABW w latach 2005-2006. To reakcja na zarzuty b. premiera, które opublikował sobotni "Dziennik". Marcinkiewicz nie daje jednak za wygraną i deklaruje: - Mogę poddać się badaniu wariografem.
W wywiadzie, który opublikował "Dziennik", Marcinkiewicz zarzuca Lechowi Kaczyńskiemu, że w grudniu 2005 roku, jeszcze jako prezydent elekt, prosił ówczesnego szefa ABW Witolda Marczuka o zbieranie informacji na temat Marcinkiewicza i założenie mu podsłuchu. Generał miał jednak odmówić. Marczuk zaprzecza jednak rewelacjom byłego premiera i podkreśla, że "z Pałacu Prezydenckiego nigdy nie wychodziły żadne sygnały namawiające go do działań sprzecznych z prawem".
"Marcinkiewicz nie mówi prawdy"
- Kiedy ja byłem szefem ABW Kazimierz Marcinkiewicz nie był podsłuchiwany. Nikt nie składał takiego wniosku. Były premier nie mówi prawdy i nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Nie wiem skąd ma takie przypuszczenia - mówił były szef ABW na antenie TVN24.
Stanowczo oświadczam, że (...) w trakcie całej mojej współpracy z Lechem Kaczyńskim – poza okresem naszej wspólnej walki z komunizmem – Pan Prezydent nigdy nie domagał się ode mnie żadnych działań sprzecznych z prawem Marczuk o podsłuchach Marcinkiewicza
Marcinkiewicz: Mogę zbadać się na wykrywaczu kłamstw
Jak na dementi byłego szefa ABW zareagował sam Marcinkiewicz? - Podtrzymuję moje słowa. Mogę poddać się nawet badaniu wariografem - mówił były szef rządu gazecie.pl.
W mojej sprawie nie było oficjalnego wniosku, bo prezydent nie mógł go wtedy jeszcze wydać. To była przyjacielska prośba. Kazimierz Marcinkiewicz
Marcinkiewicz zaznacza jednak, że o jakimkolwiek "oficjalnym wniosku" w sprawie jego inwigilacji nie może być mowy. Według byłego szefa rządu miała być to koleżeńska prośba prezydenta do Marczuka. W grudniu 2005 roku Lech Kaczyński był jeszcze prezydentem elektem i nie miał prawa składać oficjalnych dyspozycji.
Nie mówił bo nie chciał szkodzić?
O "koleżeńskiej prośbie" prezydenta Marcinkiewiczowi miał mówić polityk "blisko związany" z Lechem Kaczyńskim. dodaje, że o rozmowie Marczuka z prezydentem wiedział z trzech źródeł: - Jestem przekonany, że te rozmowy można sprawdzić - mówi gazecie.pl. I dodaje, że o całej sprawie wiedział już od dawna, ale nie mógł nic zrobić, bo jak się okazało, nie doszło w tym przypadku do złamania prawa.
Sobotnia publikacja "Dziennika" też ma długą metrykę - były premier przyznał, że wywiadu udzielił jeszcze w ubiegłym roku, ale zwlekał z decyzją o publikacji artykułu, bo nie chciał, aby nazwisko prezydenta padło w czasie kampanii wyborczej.
Prokuratura zajmie się rewelacjami byłego szefa rządu
Tymczasem zbadanie sprawy zapowiedziała już prokuratura. Na razie tylko na podstawie analizy publikacji i wpisu na blogu byłego premiera. - Analiza będzie gruntowna - potwierdza prokurator krajowy Marek Staszak.
Po tej analizie prokuratorzy zdecydują, czy podejmą dalsze czynności sprawdzające w tej sprawie. - Musimy reagować na wszystkie sygnały wskazujące na ewentualne popełnienie przestępstwa - mówił Staszak.
Podkreślił jednak, że jest za wcześnie, by mówić o jakiś zarzutach. Stwierdził, że tego typu wypowiedź trzeba traktować bardzo ostrożnie. - Wymaga to gruntownej analizy. Jeśli będzie postępowanie, to będzie miało charakter czynności sprawdzających – zaznaczył Staszak. Dodał także, że w kwestii "ewentualnych czynności procesowych należy uzbroić się w cierpliwość". - Mamy do czynienia z wstępną fazą - podkreślił.
Marcinkiewicz na podsłuchu?
Były premier w wywiadzie dla "Dziennika" ujawnił, że w grudniu 2005 roku Lech Kaczyński polecił szefowi ABW zbierać informacje na jego temat. Służby miały także założyć podsłuch byłemu premierowi. Kazimierz Marcinkiewicz daje do zrozumienia, że prezydent "zrobił to dla swojego brata", gdyż zawsze chciał, by to on był szefem rządu. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Kamiński: dziwię się, że opowiada takie rzeczy
- To oczywista nieprawda - tak w TVN24 Michał Kamiński, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, dementował twierdzenia Kazimierza Marcinkiewicza. Oskarżenia Marcinkiewicza nazywał kuriozalnymi i zapewniał, że prezydent "nigdy nie zlecał inwigilacji Kazimierza Marcinkiewicza". (CZYTAJ WIĘCEJ)
"W normalnym kraju taka informacja byłaby sensacją"
Innego zdania jest Paweł Graś (PO), były szef sejmowej komisji d.s. służb specjalnych. - To bardzo prawdopodobne, specjalnie mnie to nie dziwi - skomentował w TVN24. Poseł Platformy przyznał, że w poprzedniej kadencji docierały do sejmowej speckomisji informacje o tej sytuacji, ale - jak tłumaczy - były to tylko doniesienia prasowe. Teraz, jego zdaniem rewelacjami ujawnionymi przez Kazimierza Marcinkiewicza powinna się zająć sejmowa komisja śledcza badająca sprawę nacisków na służby specjalne za rządów PiS. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Potrzeba więcej szczegółów
Z Grasiem zgadza się szef speckomisji Janusza Zemke. - Uważam, że to dobra propozycja. Tym bardziej, że sprawa miała miejsce trzy lata temu i nie jest związana z bieżącą działalnością. Premier Marcinkiewicz powinien przyjść i podać szczegóły, które pozwolą nam te informacje zweryfikować - powiedział Zemke.
Polityk SLD nie chce jednak komentować na ile wiarygodne są informacje, jakich Marcinkiewicz udzielił "Dziennikowi". - Trudno mi się do tego odnieść, bo poza tą publikacją nie mam wiedzy na ten temat - ucinał.
Na zdawkowy charakter informacji, jakie były premier przekazał dziennikarzom gazety zwracał też uwagę Waldemar Pawlak. Wicepremier chce, aby ujawnić w sprawie ewentualnej inwigilacji Marcinkiewicza "jakieś notatki" - o ile takowe w ogóle istnieją. - W tej sytuacji należałoby wyjaśnić przede wszystkim, jaki jest charakter zarzutów, przedstawianych przez byłego premiera - mówił Pawlak na konferencji prasowej w Opolu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24