Kontrowersyjna nominacja na stanowisko dyrektora ds. medycznych szpitala w Oleśnie. To wysokie stanowisko dostał lekarz, który ma na sumieniu śmierć pacjentki i prawomocny wyrok potwierdzający jego winę. Sąd uznał, że chirurg zaniedbał swoje obowiązki przy rutynowym zabiegu - i choć taki wyrok podważa jego kompetencje do leczenia ludzi - nie przeszkodził w awansowaniu lekarza na dyrektorski fotel.
Wszystko wydarzyło się w 2004 roku. Żona pana Jana trafiła na oddział chirurgiczny szpitala w Oleśnie na planowaną operację pęcherzyka żółciowego. Tuż po zabiegu czuła się dobrze, ale wieczorem pojawiły się komplikacje - silny ból brzucha i wymioty. - W piątek już była tragedia, już z żoną nie rozmawiałem. Była podłączona pod aparaturę na OIOM-ie. Byłem całą noc przy niej. W sobotę już zmarła - wspominał w rozmowie z reporterką programu "Blisko ludzi" pan Jan. Jak się okazało, doszło do zapalenia otrzewnej i wstrząsu septycznego. Rodzina nie mogła uwierzyć, że rutynowy zabieg zakończył się śmiercią. Sprawą zajęła się prokuratura.
Zaniechał badań, nie zachował ostrożności
Lekarz dyżurny, zobowiązany do opieki nad chorą, został skazany na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata, za nieumyślne narażenie pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. - Zaniedbania lekarza polegały na tym, że nie zachował należytej ostrożności przy leczeniu tej pacjentki. Przede wszystkim zaniechał badań w porze nocnej, tj. między 23.15 a 7.30 - poinformowała Ewa Kosowska-Korniak z Sądu Okręgowego w Opolu. Dodała, że lekarz nie schodził wtedy do pacjentki, konsultował się tylko telefonicznie z pielęgniarką, podczas gdy pacjentka miała bardzo silne bóle. - Te bóle nie ustawały mimo stosowania bardzo silnych leków przeciwbólowych, w tym morfiny - wyjaśniła Kosowska-Korniak.
Prawomocny wyrok
Choć lekarz odwoływał się od wyroku, a rzecznik odpowiedzialności zawodowej nie dopatrzył się jego winy, w lutym Sąd Okręgowy podtrzymał zdanie Sądu pierwszej instancji.
Tym samym chirurg został prawomocnie skazany. Nie przeszkodziło to jednak, by wygrał konkurs na zastępcę dyrektora ds. medycznych.
"Ja nie jestem etykiem. Jestem dyrektorem"
- To nie są słowa wyssane z palca. Jednak sąd stwierdził że to jego wina, że zaniedbał swoje obowiązki - mówi rozgoryczony pan Jan.
Dlaczego więc lekarz został zastępcą dyrektora? Na to pytanie reporterom TTV nie udało sie uzyskać odpowiedzi ani od samego zainteresowanego, który przebywa na urlopie, ani od innych lekarzy, którzy nabierają wody w usta. Na pytanie nie chciał odpowiedzieć także dyrektor naczelny placówki, wyraźnie zdenerwowany obecnością kamer. Pan uważa, że to jest zgodne z etyką? - pytała reporterka. - Ja nie jestem etykiem. Jestem dyrektorem szpitala - odpowiedział. I dodał: - Uważam, że komisja wieloosobowa powołana przez organ uprawniony tak rozstrzygnęła. Moje zdanie nie ma tu żadnego znaczenia.
Komisja uznała, że ta osoba "może być"
Konkurs organizowany był przez starostwo powiatowe. Wśród kryteriów wymagany był tytuł zawodowy lekarza, 8-letni staż pracy oraz zaświadczenie o niekaralności za przestępstwo popełnione umyślnie. - Komisja przegłosowała i uznała, że kandydat, jeżeli będzie spełniał te warunki, a popełnił przestępstwo nieumyślne, może startować - tłumaczył w rozmowie z reporterką Jan Kus, starosta oleski. Dodał, że posługując się opiniami prawnymi, komisja uznała że w tym przypadku taka osoba "może być".
Pozytywna ocena. "Oprócz tego jednego błędu"
- Zgodnie z prawem, ustalenia należą do komisji konkursowej, do organu założycielskiego danej placówki - mówił Krzysztof Bąk, rzecznik ministerstwa zdrowia. Jak się okazuje, żadne etyczne względy nie były w tej sytuacji brane pod uwagę.
- My tę osobę znamy, przez wiele lat pracowała ta osoba jako zastępca dyrektora ds. lecznictwa. Myśmy żadnych innych uwag nie mieli - tłumaczył starosta z Oleśna. - Bardzo pozytywnie ją ocenialiśmy. Oprócz tego jednego błędu, który popełniła - dodał.
Autor: kde//kdj / Źródło: "Blisko ludzi" TTV
Źródło zdjęcia głównego: TVN24