Porąbane siekierą drzwi i spadające na ludzi telewizory z dziewiątego piętra. Od lat mieszkańcy jednego z warszawskich bloków muszą żyć w strachu przed swoim sąsiadem. Policja interweniuje, ale pomóc mieszkańcom nie potrafi.
- To jest masakra, co tu się dzieje - mówi jeden z mieszkańców bloku w stolicy. - Problem leży w lokatorze, który powoduje zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi - tłumaczy mieszkaniec bloku, który został ostatnio zaatakowany przez agresywnego sąsiada Juliusza S.
- Zaczął demolować budynek, wybijać szyby, grozić lokatorom, wyrzucać ciężkie przedmioty z okien. Ja prawie dostałem telewizorem 14-calowym - opowiada Maciej Kunicki. I kontynuuje: - Potem poleciał gramofon starego typu, w kolegę rzucił lustrem,, to prawie na miejscu osiwiał.
"Pacyfista do domu tak się nie dostaje"
Mężczyźni sfotografowali skutki demolki. Na miejsce przyjechała policja i zabrała nerwowego mieszkańca.
Jednak po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu wrócił do domu. I to w jakim stylu - porąbał drzwi. Jedna z sąsiadek przyznaje, że boi się mieszkać obok tak agresywnego lokatora. - Pacyfista tak do domu się nie dostaje - tłumaczy.
Inni dodają: - Jesteśmy tu zagrożeni. Moim zdaniem on potrzebuje fachowej pomocy. - On chce skakać z okna, wrzeszczy, ze wysadzi cały blok w powietrze gazem. No coś jest nie tak - mówi inny lokator.
Co się stało z drzwiami? Jest wymiana
Reporter "Prosto z Polski" próbował porozmawiać z Juliuszem S., który porąbał również swoje drzwi.
- Co się z drzwiami stało? - pyta dziennikarz. - Jest wymiana niestety. Trzeba było wywalić drzwi - opowiada mężczyzna.
Przekonuje też, że mieszkańcy niepotrzebnie obawiają się mieszkać w jego sąsiedztwie. Zarzuty, że rzucał w ludzi różnymi przedmiotami, odpiera słowami: - To pomówienia.
Dostał już wyrok w zawieszeniu
Mężczyzna jest już znany i sądowi i prokuraturze. Odpowiadał za nielegalne posiadanie broni, amunicji i narkotyków. Wtedy dobrowolnie poddał się karze i dostał wyrok w zawieszeniu.
Po zakończeniu okresu próbnego, mężczyzna znów zaczął dawać o sobie znać. Jak opowiada jeden z sąsiadów, Juliusz S. wbił w jego drzwi wielki pręt. - To nie ja zrobiłem przecież. Nie obwiniajcie mnie o wszystko. Nie pamiętam takiej sytuacji, ale jeśli się trafiła (...), to jest mi przykro - broni się sąsiad.
Mieszkańcy najwięcej żalu mają do prokuratury, której sąsiad jest już bardzo dobrze znany.
- Prokurator uznał, że to jest mała szkodliwość czynu. Ja proponuję panu prokuratorowi, żeby się przeszedł z psem pod oknem, tak jak ja, i żeby mu spadł telewizor na głowę, to może jak mu się coś stanie, to uzna to za dużą szkodliwość czynu - mówi jeden z mieszkańców bloku.
- Przeciwko panu Juliuszowi S. prowadzone były już dwa postępowania. Oba zakończyły się skierowaniem aktu oskarżenia - mówi z kolei Monika Lewandowska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Nie złożono wniosku o ubezwłasnowolnienie i skierowanie na przymusowe leczenie. - W chwili popełnienia zarzuconych czynów miał pełną świadomość rozumienia i kierowania swoim postępowaniem. Badaniom psychiatrycznym na zlecenie prokuratury może być poddany tylko i wyłącznie podejrzany - tłumaczy Lewandowska.
W tej chwili jedyną osobą, która mogłaby złożyć taki wniosek, jest matka mężczyzny. Reporterowi TVN24 udało się do niej dotrzeć, ale nie chciała rozmawiać przed kamerą. Zapewniła jednak, że tego nie zrobi.
"Będzie druga Włodowa"
Podczas ostatniej interwencji przy Juliuszu S. policja znalazła biały proszek. Nie wiadomo jednak jeszcze, czy były to narkotyki. Pokażą to badania laboratoryjne.
Policja apeluje do mieszkańców, gdy dzieje się tylko coś niepokojącego, by dzwonili na telefon alarmowy. - Za każdym razem, kiedy policja przyjeżdżała na miejsce, zatrzymywała mężczyznę i rozliczała - mówi Anna Kędzierzawska z Komendy Stołecznej Policji.
Potem sytuacja wracała do normy. A sąsiedzi, których cierpliwość się kończy, ostrzegają: - Żeby nie doszło do samosądu, będzie druga Włodowa. Była juz awantura, pobili się panowie z bloku. Tego pana teraz nie ma, ale powiedział, że jak młodzi nie potrafią zrobić porządku, to on jak wróci to zrobi z tym porządek.
Sprawą Juliusza S. udało się zainteresować pracowników ośrodka pomocy społecznej, którzy w tej sprawie już zaoferowali swoją pomoc. - Po pierwsze trzeba mu pomóc, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Po drugie, żeby ktoś mu nie zrobił krzywdy, a po trzecie, żeby on komuś nie wyrządził jeszcze czegoś gorszego - podsumowuje jeden z sąsiadów Juliusza S.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24