Przyczynami katastrofy smoleńskiej było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154M - przypomniał w czwartek zespół smoleński kierowany przez Macieja Laska.
Maciej Lasek, zapytany przez dziennikarzy o powody wydania oświadczenia, powiedział, że w ostatnim czasie wpłynęło do zespołu kilka pytań dotyczących uderzenia samolotu w brzozę. Jak dodał, zespół uznał, że warto odpowiedzieć na nie na piśmie.
"Samolot leciał zbyt nisko"
- To nie drzewa były za wysoko, ale samolot leciał zbyt nisko - podkreślił Lasek. - Zejście samolotu Tu-154M poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji samolotu to przyczyny wypadku pod Smoleńskiem. Urwanie ok. 1/3 lewego skrzydła wraz z lotką spowodowało utratę sterowności i zderzenie z ziemią w pozycji odwróconej - napisał szef zespołu. Jak dodał, ślady zderzeń z przeszkodami zostały zidentyfikowane i opisane przez członków polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską, którzy pracowali w Smoleńsku. Odnaleźli oni wbite w pień brzozy elementy konstrukcji lewego skrzydła. Uderzenie w brzozę potwierdziły też analizy zapisów rejestratorów lotu, w tym polskiego urządzenia, którego zapisy odczytano w Polsce. - Na ich podstawie został zbudowany profil lotu i dokładnie określone miejsce, gdzie nastąpiło zderzenie z przeszkodami terenowymi, w tym z brzozą - stwierdził Lasek.
"Fakty potwierdzają niezależni biegli"
Kolejny dowód to wykonywanie synchronizacji czasowej, czyli porównanie poszczególnych zdarzeń we wszystkich rejestratorach - parametrów lotu i rozmów oraz analiza zapisów urządzenia TAWS, które ostrzega przed niebezpiecznym zbliżaniem się do ziemi. Wreszcie, na zderzenia z kolejnymi przeszkodami wskazuje zapisany w rejestratorach wzrost wibracji silników. - Fakt zderzenia samolotu z przeszkodami terenowymi, w tym z brzozą potwierdzili także niezależni biegli powołani przez prokuraturę wojskową - podkreślił Lasek.
Opisując miejsce, którym skrzydło uderzyło w brzozę, Lasek używa technicznego języka. - Pień brzozy został uderzony lewym skrzydłem samolotu, trzecim od końcówki segmentem slotów, po wewnętrznej stronie płetwy aerodynamicznej, na prawo od wewnętrznej krawędzi lewej lotki. Odpowiada to położeniu żebra nr 27 wewnątrz struktury skrzydła - napisał. Wymieniony segment slotów został zgnieciony i rozerwany, co widać na zdjęciach opublikowanych w raporcie polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską. Na fotografiach widać też, że ocalał sąsiedni segment slotów, który znajdował się poza zasięgiem pnia.
Sloty to ruchome elementy z przodu skrzydła, które potrafią np. wysuwać się do przodu, by zwiększyć siłę nośną. Płetwy aerodynamiczne to grzebienie wystające z powierzchni skrzydła, żebra - elementy szkieletu skrzydła. Z kolei lotki to stery umieszczone z tyłu skrzydła, blisko jego końcówki. Służą do zmiany przechylenia maszyny.
"Zapobiegnięcie obrotowi było prawie niemożliwe"
Zespół Laska przypomniał też, że zanim doszło do uderzenia w brzozę, które zakończyło się oderwaniem części skrzydła, samolot uderzał w inne przeszkody terenowe. Po raz pierwszy stało się to w odległości ok. 1,1 km od progu pasa lotniska, w rejonie radiolatarni. Prawe skrzydło przecięło tam wierzchołek drzewa. - Nie spowodowało to jednak uszkodzenia samolotu, które miałoby wpływ na jego zdolność do lotu - napisał Lasek. Samolot był wtedy około 10 metrów nad ziemią i 5 metrów poniżej poziomu pasa startowego.
Następnie samolot na wysokości czterech metrów złamał grupy brzóz i topól (niektóre o średnicy 10 cm). - Zderzenia te spowodowały uszkodzenia skrzydeł, ale samolot nadal zachowywał zdolność do lotu - przypomniał Lasek. Uderzenie w dużą brzozę, które doprowadziło do oderwania ok. sześciu metrów lewego skrzydła wraz z lotką, nastąpiło w odległości 855 metrów od progu pasa. Wtedy samolot zaczął w sposób niekontrolowany przechylać się w lewo. - Według zapisów czarnej skrzynki, załoga prawie do końca próbowała przeciwdziałać temu obrotowi, ale było to niemożliwe - podkreślił Lasek.
"Bezprawie na służbie kłamstwa"
W odpowiedzi na komunikat zespołu Laska szef biura zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej Bartłomiej Misiewicz napisał w oświadczeniu, że zespół parlamentarny nadal oczekuje na przedstawienie materiału dowodowego wskazującego na to, że samolot Tu-154M uderzył w brzozę.
"Pan Lasek zapomniał bowiem poinformować opinię publiczną, że tylko odczyt zawarty w raporcie Tatiany Anodiny mówi o uderzeniu w drzewo, nawet odczyt autorstwa CLK KGP i ekspertów Jerzego Millera mówi jedynie o występowaniu odgłosu stuku" - czytamy w oświadczeniu. Misiewicz dodał, że nie może być prawdą, że odnotowaną przez skrzynkę parametrów lotu awarię silnika widoczną w odczycie jako wzrost drgań podstawy silnika, spowodowały gałęzie odrywające się od drzew. "Silniki są przed takimi sytuacjami zabezpieczone konstrukcyjnie, a samolot przeleciał na wysokości wykluczającej ich oderwanie" - napisano w oświadczeniu. Misiewicz zaznaczył też, że w znanych materiałach nie ma żadnego protokołu oględzin przez polskich ekspertów wraku, miejsca zdarzenia czy toru lotu.
"Nigdzie też nie podano nazwisk konkretnych osób, które miałyby wykonywać takie czynności ze strony polskiej" - dodał. "Na koniec pragnę wskazać na niedopuszczalność powoływania się na stanowisko biegłych prokuratury w sytuacji, gdy praca ich objęta jest tajemnicą śledztwa i w sposób oczywisty p. Lasek nie może takimi informacjami dysponować, a opinia publiczna nie może ich sprawdzić. Działania takie są kolejnym dowodem stosowania przez doradców Tuska bezprawia na służbie kłamstwa" - napisał Misiewicz.
Autor: dln/mac//bgr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24