- Kobiety prowadzą dom, wychowują dzieci i mają jeszcze pracować do 67. roku życia. Która z nas to wytrzyma? - pytały przedstawicielki OPZZ i Sierpnia'80 na spotkaniu z premierem. Donald Tusk z kolei przekonywał je, że podnosząc wiek emerytalny rząd nie chce nikogo karać, a zgoda na dobrowolność ws. emerytur oznaczałaby ruinę systemu.
Według premiera, część osób ukarać można też zabierając możliwość dłuższej pracy. - Nie możemy zakładać, że główne kryterium przy tworzeniu ustawy o podniesieniu wieku emerytalnego, to będzie stan zadowolenia jakiejś grupy lub niezadowolenia jakiejś innej - mówił Tusk. Dodał, że istnieje dużo kobiet, grup zawodowych, które są za wydłużeniem wieku emerytalnego. Jako przykład podał pracowników uczelni wyższych.
- Prawdziwym problemem są dla nas te panie, które z powodów zdrowotnych czy innych okoliczności wykonywania pracy traktują pracę, szczególnie z upływem lat, bardziej jak przekleństwo niż dobrodziejstwo (...) największym problemem będzie ta część kobiet, która pracuje fizycznie, która osiąga pewien wiek, w którym nie jest w stanie wytrzymać tej pracy, a jest wystarczająco zdrowa, aby nie uzyskać renty. My tego pytania nie możemy zostawić bez odpowiedzi - podkreślił.
Premier mówił też o grupach uprzywilejowanych, czyli służbach mundurowych: policji, straży pożarnej, które też będą później przechodzić na emerytury. - To i tak ciągle będzie grupa uprzywilejowana (...) nie każdy musi podzielać ten pogląd, ale istnieją pewne argumenty, aby te grupy miały ten przywilej, choć redukujemy go znacząco - powiedział.
Dobrowolność oznaczałaby ruinę systemu
Z punktu widzenia rządu, który proponuje taki projekt, im więcej możliwości przedstawienia naszych intencji, informacji, powodów, dla których na to się decydujemy, tym większa szansa, że nas nie zabijecie. Donald Tusk
Jednocześnie Tusk przyznał, że zdaje sobie sprawę, jak odbierany jest w niektórych środowiskach kobiecych rządowy projekt ws. podniesienia do 67 lat i zrównania wieku emerytalnego mężczyzn i kobiet.
- Z punktu widzenia rządu, który proponuje taki projekt, im więcej możliwości przedstawienia naszych intencji, informacji, powodów, dla których na to się decydujemy, tym większa szansa, że nas nie zabijecie - powiedział premier.
Odniósł się też postulatu dobrowolności, czyli zaoferowania możliwości wyboru momentu przejścia na emeryturę. Jak mówił, obecny system emerytalny "aby zapewnić wypłacanie dziś i w przyszłości emerytur, jest systemem obowiązkowym, przymusowym w samej swej istocie".
- Możemy się zastanawiać, czy w przyszłości nie powinno się odchodzić od obligatoryjnego systemu ubezpieczeń społecznych, w tym ubezpieczenia emerytalnego (...), z tym że doświadczenia z czasów, gdy nie było obowiązkowego ubezpieczenia pokazywało, że bardzo niewielki odsetek ludzi był gotów inwestować w swoją starość - mówił premier.
- Uważam, że dzisiaj to nie jest moment, by dyskutować, czy rezygnujemy z tego obowiązkowego systemu emerytalnego, bo gdybyśmy chcieli od niego odejść natychmiast, to zawaliłaby się możliwość wypłacania emerytur - ocenił.
Rządowy projekt jest "prosty"
Projekt dotyczący podwyższenia wieku emerytalnego jest bardzo prosty do zrozumienia, ale trudny do przyjęcia - przekonywał premier. Zaznaczył, że rząd niczego nie przyspiesza w kwestii zmian emerytalnych, bo projekt jest znany wraz ze szczegółami od jego sejmowego expose. - W expose opisałem ten projekt w głównych parametrach precyzyjnie - powiedział szef rządu.
Dodał, że projekt nie jest jeszcze w parlamencie, ale jest dyskutowany podczas konsultacji pomiędzy poszczególnymi resortami i organizacjami w ramach Komisji Trójstronnej. Tusk powiedział, że bardzo liczy na wszelkie argumenty, które będą brane "bardzo serio pod uwagę".
Tusk odniósł się też do głosów, że każdy powinien odkładać wyłącznie na własną emeryturę. - Gdybyśmy uznali, że od dzisiaj wszyscy odkładamy tylko na swoją emeryturę, to musimy zrozumieć, że tak czy inaczej w postaci podatku albo odrębnej składki musielibyśmy od nas wszystkich ściągać pieniądze, aby wypłacać emerytury teraz. To nie jest miły komunikat, ale tak jest - powiedział premier.
Do 67 lat na kasie?
Proszę powiedzieć mi, która kobieta w wieku 67 lat będzie w stanie pracować na kasie, gdzie przerzuca kilka ton, gdzie ma narzucone tempo skanowania, gdzie ma ograniczyć czas pusty, gdzie ma narzucone wiele innych obowiązków. Elżbieta Fornalczyk, wiceszefowa Polskiej Partii Pracy oraz WZZ Sierpień'80
Według wiceszefowej Polskiej Partii Pracy oraz WZZ Sierpień'80, Elżbiety Fornalczyk, 67 lat jako wiek przechodzenia na emeryturę dla kobiet jest zbyt wysoki. Zaznaczyła, że ona sama pracuje w hipermarkecie jako kasjerka i nie wyobraża sobie pracy na tym stanowisku tak długo.
- Proszę powiedzieć mi, która kobieta w wieku 67 lat będzie w stanie pracować na kasie, gdzie przerzuca kilka ton, gdzie ma narzucone tempo skanowania, gdzie ma ograniczyć czas pusty, gdzie ma narzucone wiele innych obowiązków - pytała Fornalczyk, która jest przywódczynią pierwszego w Polsce strajku w hipermarkecie.
Jej zdaniem lepszym rozwiązaniem niż rządowe propozycje, jeśli chodzi o poprawę systemu emerytalnego jest podniesienie płacy minimalnej oraz likwidacja tzw. umów śmieciowych. Jak argumentowała, spowoduje to zwiększenie wpływów do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Konieczne są też - przekonywała - działania państwa na rzecz tworzenia nowych miejsc pracy.
- Mamy nadzieję, że po tej debacie przekonamy pana premiera, że jednak wiek 60 lat przechodzenia na emeryturę dla kobiet, to jest wiek optymalny, nie 67" - oświadczyła Fornalczyk.
Kto zatrudni osoby starsze?
Również wiceszefowa OPZZ Wiesława Baranowska wyraziła nadzieję, że po debacie stanowisko rządu w sprawie podniesienia wieku emerytalnego dla kobiet zmięknie. Jak oświadczyła, OPZZ jest przeciwny takiej reformie "w takiej formie i w takiej chwili". - O emeryturze decydują wynagrodzenia, więc zastanówmy się najpierw, jak mają wzrosnąć te wynagrodzenia, żeby nasze składki były większe - powiedziała.
Przekonywała, że konieczny jest też skuteczny program promujący zatrudnianie osób starszych. Jej zdaniem rządowe programy "50+" i "solidarność pokoleń" kompletnie się nie sprawdziły. - Brak też jest podstawowej, kompleksowej polityki prorodzinnej, brak żłobków, przedszkoli, ulg dla matek wychowujących dzieci - wyliczała Baranowska. Postulowała też m.in. likwidację przywilejów emerytalnych dla niektórych grup społecznych.
Wiceprzewodnicząca OPZZ zwróciła też uwagę, że w innych krajach europejskich, gdzie podnoszony jest wiek emerytalny, istnieje możliwość warunkowego przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. - Panie premierze, proszę o rozwagę, o rozsądek, nie o te sztywne trzymanie się 67 - apelowała. Jak mówiła, kobiety są odpowiedzialne i liczą, że rząd Tuska podejmie odpowiedzialną decyzję w sprawie ich emerytur.
"Głos rzadko w Polsce słyszany"
Spotkanie premiera z pracownicami zorganizowała wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka (Ruch Palikota). Uczestniczyli w niej także ministrowie: finansów Jacek Rostowski oraz pracy Władysław Kosiniak-Kamysz.
Według Nowickiej, ideą spotkania była rozmowa z kobietami pracującymi często bardzo ciężko. Podkreślała, że ws. rządowych planów powinny się wypowiedzieć kobiety, których głos rzadko bywa w Polsce słyszany.
Projekt reform w systemie emerytalnym przekazany w połowie lutego do konsultacji społecznych przewiduje stopniowe podnoszenie wieku emerytalnego do 67. roku życia dla mężczyzn i dla kobiet.
Piątkowa debata była pierwszą z zainicjowanego przez Nowicką cyklu spotkań ze środowiskami kobiecymi pod hasłem "Sejm przyjazny kobietom".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 / fot. PAP/Grzegorz Jakubowski