W Ministerstwie Spraw Zagranicznych do łask wracają dyplomaci z doświadczeniem - tzw. "korporacja Geremka". Jedyny warunek to bezwzględna lojalność - informuje "Rzeczpospolita".
Jeszcze niedawno w resorcie nie było miejsca dla dyplomatów pracujących jeszcze w PRL i tych, którzy do MSZ trafili na początku lat 90. Teraz czeka ich awans.
Ten zwrot w strategii personalnej ministerstwa widać na przykładzie obsady placówki w Paryżu. Według "Gazety Wyborczej", nowym ambasadorem może zostać Mirosław Chojecki, współzałożyciel KOR oraz wydawca i producent filmowy. Jego rywalem jest Tomasz Orłowski, dyrektor protokołu dyplomatycznego. Orłowski pracuje w MSZ od 17 lat i - jak ustaliła "Rzeczpospolita" - ma większe szanse na tę nominację. Orłowski zyskał dodatkowo uznanie minister Fotygi za to, że podczas szczytu UE w Brukseli nie wpuścił skonfliktowanej z Fotygą szefowej Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej Ewy Ośnieckiej-Tameckiej do pokoju, w którym prezydent Lech Kaczyński prowadził negocjacje. Jednak Ośniecka-Tamecka jest zaskoczona łączeniem tych spraw.
Do"korporacji Geremka" można zaliczyć Krzysztofa Dębnickiego (placówka w Pakistanie) związanego z MSZ od 1993 roku, Annę Grupińską (Kenia) w resorcie od końca lat 90. czy Sławomira Czarlewskiego (Belgia), który w ciągu 17-letniej kariery dyplomatycznej był m.in. konsulem generalnym w Lyonie i radcą w paryskiej ambasadzie.
Jednak PiS zaprzecza radykalnym zmianom strategii MSZ. - Priorytety pozostają bez zmian, tylko dostosowujemy metody działania do aktualnej sytuacji - wyjaśnił Karol Karski.
Źródło: Rzeczpospolita